Historia przekornej miłości człowieka do chłodnej i niegościnnej ziemi, na której się urodził.
W Sweetland Michaela Crummeya polscy czytelnicy znajdą wszystko to, za co pokochali jego twórczość. Autor genialnego Dostatku znowu odmalowuje pejzaż Nowej Fundlandii zaludniony przedziwnymi postaciami, które spotkać można wyłącznie na tamtejszych wybrzeżach – ludźmi twardymi i krnąbrnymi, pomimo nadejścia XXI wieku wciąż opisującymi świat w sobie tylko właściwy sposób.
Osadę Chance Cove na wysepce Sweetland zamieszkuje kilkadziesiąt osób, które z trudem wiążą koniec z końcem po zapaści nowofundlandzkiego rybołówstwa. Nic dziwnego, że złożona przez rząd propozycja sowitej rekompensaty za opuszczenie podupadającej mieściny na krańcu świata wywołuje wśród byłych rybaków ogromne poruszenie. Jedynym warunkiem jest jednomyślna zgoda wszystkich mieszkańców na przeprowadzkę. Plany sąsiadów krzyżuje Moses Sweetland, emerytowany latarnik uparcie sprzeciwiający się opuszczeniu ukochanej wyspy. Gdy zbliża się termin ostatecznej decyzji, narastająca niechęć mieszkańców Chance Cove daje Sweetlandowi podstawy do obaw o własne życie. Splot konfliktów, tragedii oraz wciąż żywych bolesnych wspomnień popchnie go do szalonego postanowienia, w wyniku którego świadomie skaże się na nieodwołalną izolację...
Sweetland to poruszająca, kameralna powieść o schyłku dawnego świata oraz powolnym zaniku małych, odosobnionych społeczności, niemających racji bytu z dala od skrawka ziemi, na którym się zawiązały.
To misternie skonstruowane dzieło o autodestrukcyjnej przekorze oraz zawziętej walce człowieka z nieubłaganymi prawami stanowionymi przez społeczeństwo i naturę. To wreszcie subtelna przypowieść o samotności ekstrapolowanej daleko poza granice absurdu.
„Sweetland” to rzecz niezwykłej urody, jedna z najznakomitszych powieści, na jakie natkniemy się w tym roku. Jak każda wybitna książka (a więc jak każda z powieści Crummeya), pokazuje, że przeszłość zawsze będzie z nami, a współczesne wydarzenia to historia wcielona i wprawiona w ruch.
– „The Vancouver Sun”
Autor | Michael Crummey |
Wydawnictwo | Wiatr od morza |
Rok wydania | 2015 |
Oprawa | miękka |
Liczba stron | 400 |
Format | 14.0 x 20.5 cm |
Numer ISBN | 9788393665372 |
Kod paskowy (EAN) | 9788393665372 |
Waga | 464 g |
Wymiary | 140 x 205 x 32 mm |
Data premiery | 2015.05.07 |
Data pojawienia się | 2015.05.07 |
Produkt niedostępny!
Ten produkt jest niedostępny. Sprawdź koszty dostawy innych produktów.
Sięgnęłam po Sweetland w przerwie między lekturą Biesów. Potrzebowałam czegoś, co reprezentowałoby całkowicie inny klimat - dosłownie i w przenośni. Trafiłam na koniec świata, na wyspę oderwaną od kontynentu, zapomnianą, nieobecną na najważniejszych mapach; zawitałam do zamkniętej społeczności, której nic już nie może uratować, która została skazana na rozczłonkowanie i rozwianie po świecie. Otrzymałam lekturę niezwykle ciekawą, chociaż surową. Pełną ostrego dowcipu, o którym przede wszystkim można powiedzieć to, że jest bardzo życiowy: naturalny, czasem przykry lub nie na miejscu. Dostałam lekturę opartą na fantastycznej konstrukcji krajobrazu i charakterów. Klimat miasteczka na końcu świata może przytłaczać, wprowadzać nastrój klaustrofobiczny. A jednak odetchnęłam pełną piersią, czując zapach oceanu utkany przez Crummeya. Widziałam pod powiekami miejsca, o których pisał, bez problemu stworzyłam w swojej głowie wizje bohaterów. To kawał dobrej, dopracowanej i zajmującej czytelnika narracji.
Jedną z najbardziej cennych rzeczy w powieści jest to, że historie wyspy Sweetland i Mosesa Sweetlanda przeplatają się. Niejednokrotnie nie byłam pewna, czy ważniejszy jest pojedynczy człowiek, cała grupa ludzi wyłaniająca się zza fabuły i przemyśleń Sweetlanda, czy może wyspa i miasteczko jako twory całkowicie samodzielne i mówiące własnym głosem. Surowi, konsekwentnie budowani bohaterowie pasują do równie surowej i konsekwentnej kreacji otoczenia. Wszystkie elementy współpracują ze sobą, tworząc ducha powieści, który został ze mną długo po przeczytaniu książki. To opowieść o świecie, który został zapomniany, a który jednocześnie nadal na przekór wszystkiemu w pamięci tkwi. Opowieść o grupie ludzi, która rozumie ten stan rzeczy, nawet jeśli sama decyduje się na odejście, godząc się z losem i otwierając kolejny rozdział – jaki, tego nie wiemy. I osobnym filarem powieści Sweetland jest Moses, postać przekorna, której wiele słów musiałam zaznaczyć, chociaż nigdy wcześniej nie kreśliłam po książkach. Tu ołówek sam pojawił się w mojej ręce, a ja podkreślałam i przekleństwa, i elementy czarnego humoru, i – w końcu – niezwykle chłodne wnioski dotyczące życia. Jeśli jakiś człowiek ma się nazywać tak, jak nowofundlandzka wyspa, to tylko Moses. Jeśli jakaś osamotniona, wypchnięta z myśli ludzi wyspa ma nosić czyjeś nazwisko, musi to być nazwisko Sweetlanda.
Pełna opinia: http://pannakac-pisze.blogspot.com/2015/11/sweetland-michael-crummey.html
Od czego by tu zacząć. Może od tego, że o Crummry'u słyszałam już wiele opinii i z każdą kolejną, miałam coraz większą ochotę na jakąś z jego książek. No i jest, najnowsza pozycja trafiła do mnie przedpremierowo i w końcu mogłam zacząć przygodę. Bo tak moi kochani jeśli zdecydujecie się sięgną po tę pozycję, czeka Was niesamowita przygoda.
Sweetland, jest surową, morską i specyficzną powieścią. Autor idealnie stworzył klimat książki, robiąc tak na prawdę nie wiele. Kilka zdań i kilka drobiazgów zrobiło całą robotę i kilka pierwszych stron wystarczy aby przenieść się w niezwykły, Nowo Funlandzki świat, w którym można się zabójczo zakochać.
Już na początku można zauważyć, że autor ma dość specyficzny styl pisania. Bardzo podoba mi się język jakiego używa, ale mam również świadomość, że w dużej mierze jest to także zasługa polskiego tłumaczenia, która jak dla mnie jest bardzo dobra. Jeśli spodziewacie się sensacyjnych zwrotów akcji, morderczych pościgów i innych podobnych rewelacji, to z góry o tym zapomnijcie, co nie znaczy, że macie sobie odpuścić lekturę. Absolutnie nie i niech nikt nawet nie próbuje przejść obok niej obojętnie.
Chyba najlepszym elementem tej książki, jak dla mnie, byli bohaterowie. To w jaki sposób Crummey ich tworzy i kreuje jest dla mnie mistrzostwem. Niby zwykła wyspa, a mamy plejadę skrajnych charakterów, wszelakich dziwactw i odchyleń społecznych. Mężczyzna, który nie chce opuścić swojej ukochanej wyspy, nawet za ogromną sumę pieniędzy, niereformowalna para bliźniaków, kobieta która nigdy nie opuszcza swojego domu, fryzjer, który jeszcze nigdy nikogo nie ostrzygł, pewien zwariowany sąsiad i jeden wyjątkowy chłopiec. Taka mieszanka postaci, czyni tę książkę jeszcze bardziej wyjątkową i godną polecenia.
Wcześniej już wspomniałam o klimacie książki, więc wypadałoby wspomnieć o tle i otoczeniu. Wyspa na której toczy się historia jest w pewnym sensie hermetyczna. Czytając tę książkę, miałam wrażenie, że ta historia może dziać się tylko w tym właśnie miejscu i czasie i nigdzie indziej, tylko tutaj. Autor tworzy miejsce, w którym cała społeczność jest jedną wielką rodziną. Nikt nie puka, nikt nie wchodzi głównymi drzwiami, wszyscy się znają i traktują się jako jedność.
Bardzo podobało mi się to, w jaki sposób zostało przedstawione, to odtrącenie społeczne. To, że w jednym momencie jest się częścią "czegoś", a nagle można się stać niezwykle samotnym mimo, że to "coś" nadal jest wokół.
Ach, ta okładka. Jest idealnym zwieńczeniem całej historii. Ale żeby nie było tak słodko i cudownie, to niestety, zdarzyły się momenty w których było na prawdę nudno. Nie przeszkodziło mi to jednak w odbiorze całości.
Także, mam nadzieję, że jak najszybciej przeczytacie Sweetland, a ja się pytam gdzie najbliższa księgarnia, bo biegnę po pozostałe książki Pana Crummry'a.
*recenzja pochodzi z naszksiazkowir.blogspot.com