Książka LeBora to pasjonujący reportaż. Wiadomość o aresztowaniu Bernarda Madoffa zatrzęsła posadami Wall Street i wywołała szok wśród nowojorskiej socjety.
Madoff został okrzyknięty potworem bez sumienia.
Wyznawcy to dramatyczna opowieść o skandalu, tragedii i zdradzie
Bernard Madoff był oszustem i geniuszem finansowej zbrodni, który dokonał największego i najtrwalszego przekrętu naszych czasów. Od Palm Beach Country Club po salony Manhattanu, a nawet dalej, Madoff siał spustoszenie w kieszeniach ludzi z wyższych sfer, pochłaniając dorobek życia swych ofiar – przyjaciół, inwestorów, polityków, elity Hollywood, a nawet instytucji charytatywnych. W tym wyklętym finansiście pokładali zaufanie najwytrawniejsi znawcy światowych rynków. Jak Madoff zdołał zwieść, omamić i oszukać zarówno zwykłych głupców, bogaczy, jak i znawców?
W oparciu o wywiady z ofiarami oszusta, jego rywalami, byłymi pracownikami, bywalcami Wall Street i przyjaciółmi rodziny Madoffów, Adam LeBor kreśli obraz zamkniętego świata, w którym działał Madoff, pokazując, jakimi ścieżkami zdążały pozyskiwane przez niego pieniądze.
Autor | Adam LeBor |
Wydawnictwo | Muza |
Rok wydania | 2011 |
Oprawa | miękka |
Liczba stron | 320 |
Format | 12.5 x 19.0 cm |
Numer ISBN | 978-83-7495-942-1 |
Kod paskowy (EAN) | 9788374959421 |
Waga | 275 g |
Wymiary | 145 x 205 x 21 mm |
Data premiery | 2011.03.09 |
Data pojawienia się | 2011.02.14 |
Produkt niedostępny!
Ten produkt jest niedostępny. Sprawdź koszty dostawy innych produktów.
Bonito
O nas
Kontakt
Punkty odbioru
Dla dostawców
Polityka prywatności
Załóż konto
„Dobre chwile” – recenzje
Nowości z ostatniego tygodnia
Bestsellery
Zapowiedzi
Promocje
Wyprzedaż
Koszty dostawy
Regulamin zakupów
Regulamin kart podarunkowych
Rabat
Wieża w Bazylei jest pierwszym śledztwem historycznym dotyczącym najbardziej tajemniczej światowej instytucji finansowej - Banku Rozrachunków Międzynarodowych. Od chwili swojego powstania Bank Rozrachunków Międzynarodowych znajdował się w samym sercu globalnych wydarzeń, ale jego obecność często pozostawała niezauważona. Obecnie sytuuje się w centrum działań zmierzających do stworzenia nowej światowej architektury finansowej i regulacyjnej, kolejny raz udowadniając, że jest zdolny do kształtowania przepisów finansowych naszego świata. Jednak pomimo kluczowej roli, jaką odegrał w dziejach finansowych i politycznych ostatniego stulecia oraz podczas obecnego kryzysu gospodarczego, Bank Rozrachunków Międzynarodowych pozostał instytucją szerzej nieznaną - aż do dzisiaj. Książka Wieża w Bazylei: Tajemnicza historia banku, który rządzi światem Adama LeBora przedstawia mocne argumenty wymierzone w osoby kierujące bankami centralnymi. Ludzie ci nie są bowiem, jak twierdzi autor, bezstronnymi herosami dobrego zarządzania. Są raczej tym, czego demokracja powinna najbardziej się obawiać: tyranami, sprawującymi kontrolę dzięki wykorzystaniu przepisów finansowych, bez konieczności uciekania się do pomocy wojska lub podporządkowania sobie parlamentów. To bardzo nieładny obraz, a pan LeBor dobrze go namalował. Wall Street Journal Jest wiele powodów, dla których należałoby przedstawić całą historię banku, a praca, jaką wykonał LeBor, dziennikarz zamieszkały w Budapeszcie, przygotowując swoją dobrze udokumentowaną relację, jest godna uznania. New York Times Dzięki dostępowi do nowych źródeł i informacjom od ludzi znających zagadnienie od podszewki, LeBor ujawnia machinacje i często niegodziwą działalność bankierów inwestycyjnych. Dawna i obecna potęga tajemniczego Banku Rozrachunków Międzynarodowych zaskoczy i zaniepokoi czytelników. Publishers Weekly To historia intryg finansowych, tajemnic i kłamstw, plotek i prawdy. LeBor, jako dziennikarz zajmujący się zagadnieniami biznesowymi (a także autor kilku thrillerów), potrafił sprawić, by prawdziwa opowieść o finansach stała się równie ekscytującą jak powieść szpiegowska. Bardzo zajmująca i pouczająca książka na temat najpotężniejszego z banków, o którym prawdopodobnie nigdy nie słyszeliście. Booklist Adam LeBor jest pisarzem, dziennikarzem i krytykiem literackim. Obecnie mieszka w Budapeszcie. Publikuje w "The Economist", londyńskim wydaniu "The Times", "Monocle" i w wielu innych wydawnictwach, pisze także recenzje dla "New York Timesa". Od 1991 roku pracował jako korespondent zagraniczny w ponad trzydziestu krajach, opisując między innymi upadek komunizmu oraz wojnę w byłej Jugosławii. Jest autorem siedmiu książek zaliczanych do literatury faktu, w tym przełomowej Hitlers Secret Bankers oraz dwóch powieści.
Oszustwo to najstarsza gra świata. Wszyscy bierzemy w niej udział i przeważnie przegrywamy. Ma bardzo wiele obliczy: małe szachrajstwa, genialne intrygi, triki iluzjonistyczne, manipulacje handlowe, zjawiska nadprzyrodzone, teorie spiskowe, wróżki, lipne środki na odchudzanie, piramidy finansowe, fałszywe cytaty, podrobione dzieła sztuki, wykręcanie się chorobą... Ta książka, niczym ekscytujący kryminał psychologiczny, obnaża techniki hochsztaplerów i przedstawia psychologiczne zasady będące podstawą każdego szwindlu. Niezależnie od dziedziny życia, czy przebrania, oszuści manipulują naszą wiarą i zaufaniem oraz wykorzystują nasze odwieczne pragnienie magii. Do niczego nas nie zmuszając, sprawiają, że stajemy się ich wspólnikami w działaniu na własną zgubę. Jak oni to robią? Co sprawia, że im wierzymy? Prędzej czy później każdy z nas da się oszukać. Pytanie tylko, dlaczego? I czy możliwe jest poznanie własnego umysłu na tyle, by nauczyć się wycofywać, gdy nie jest jeszcze za późno? „Świat przeciętnego konsumenta staje się coraz bardziej skomplikowany i przesycony nowoczesnymi technologiami, które pozwalają nas śledzić, prowadzić na wirtualnej smyczy, skłaniać do podejmowania nieprzemyślanych decyzji. Wiedza o tym jak urwać się z tej smyczy jest warta każdych pieniędzy” – Maciej Samcik.
Mnich, filozof i psychiatra. Od dawna marzyli o tym, by zrobić coś pożytecznego dla ludzi. Postanowili napisać książkę, w której udzielą odpowiedzi na pytania, które zadaje sobie każdy człowiek: Jakie są moje najgłębsze aspiracje? Jak zmniejszyć ból istnienia? Jak żyć z innymi? Jak rozwijać swoją zdolność do szczęścia i altruizmu? Jak stać się bardziej wolnym?... Autorzy dzielą się wiedzą, własnymi doświadczeniami i udzielają cennych rad. Mimo że ich punkt widzenia niekiedy się różni, zawsze pozostają zgodni w najistotniejszych kwestiach. „Ta książka zrodziła się z naszej przyjaźni. Mieliśmy głębokie pragnienie odbyć intymną rozmowę na tematy, które leżą nam na sercu”. Christophe André lekarz psychiatra. Jako jeden z pierwszych zaczął wykorzystywać medytację w psychoterapii. Autor wielu książek, m.in. Niedoskonali, wolni, szczęśliwi (Nagroda Psychologies Magazine 2006), Medytacja dzień po dniu oraz I nie zapomnij być szczęśliwy. Alexandre Jollien filozof. Przez siedemnaście lat żył w specjalistycznym zakładzie dla osób niepełnosprawnych. Autor książek, m. In. Éloge de la faiblesse (nagroda Akademii Francuskiej w 1999 roku), Petit traité de l’abandon i Vivre sans pourquoi. Matthieu Ricard od czterdziestu lat mnich buddyjski. Mieszka w Nepalu, gdzie poświęca się projektom humanitarnym stowarzyszenia Karuna-Shechen. Autor m.in. Mnicha i filozofa, Sztuki medytacji, W obronie szczęścia, Playdoyer pour l’altruisme i Playdoyer pour les animaux.
O bezpiece cywilnej, znanej jako UB (Urząd Bezpieczeństwa) i SB (Służba Bezpieczeństwa) – słyszał każdy Polak. Zwiad WOP był kolejną bezpieką, tym razem w strukturach Ludowego Wojska Polskiego (LWP), tuż obok zbrodniczej Informacji Wojskowej (IW) i jej następczyni Wojskowej Służby Wewnętrznej (WSW). Pogranicze w ogniu Powojenne granice Polski Formowanie Wojsk Ochrony Pogranicza Urwalacze władzy ludowej Zwiad WOP – Elita Bezpieczniacka Edukacja Pograniczników Uszczelnianie granic Inwazja na Czechosłowację Stan wojenny Bezpieczniackie służby cywilne zostały po roku 1989 poddane weryfikacji, natomiast wojskowe zwartym szykiem, spokojnie i bez strat, przemaszerowały ku nowej – jak sądziliśmy, niepodległej – już rzeczywistości. Niniejsza monografia obejmująca lata 1945-1989, wiedzie od kołyski bezpieczniackiej po resortową emeryturę, wszechstronnie dokumentując działalność WOP Polski Ludowej. Ukazuje zasady funkcjonowania formacji, przedstawia kadrę dowódczą i motywy jej postępowania, ułatwiając zrozumienie pozornie niezwiązanych ze sobą mechanizmów transformacji po roku 1989.
Jeden z najwybitniejszych profilerów w dziejach FBI i autor bestsellerowego Mindhuntera zabiera nas w podróż do serca ciemności: umysłu seryjnego mordercy. Agent John Douglas przez lata słuchał zwierzeń sprawców najstraszniejszych przestępstw. Aby dali mu się poznać, musiał pozyskać ich sympatię – zaprzyjaźnić się z ludźmi takimi jak choćby Richard Speck, morderca ośmiu studentek z Chicago. Robił to, by nauczyć się patrzeć na zbrodnię oczami sprawcy. Zrozumieć, dlaczego bierze na swój cel kobiety i dzieci. Douglas musiał poczuć satysfakcję mordercy i strach ofiary. Dotknąć ciemności, aby skutecznie ścigać seryjnych morderców i ochronić bliskich przed niewyobrażalnym złem. Wiem, że w końcu jest martwa, a ja wreszcie czuję się żywy. Na podstawie książek Johna Douglasa powstał serial Netflixa pod tytułem „Mindhunter” zrealizowany przez Davida Finchera – twórcę „Siedem”, „Zodiaka” i „Zaginionej dziewczyny”.
„Najważniejsze to rano wstać i odpieprzyć się od siebie.” Tak powiedział kiedyś Wiktor Osiatyński Dorocie Wodeckiej. Do najistotniejszych pytań powrócili pod koniec jego życia, w ostatnich bolesnych i niepewnych miesiącach, naznaczonych chorobą. Ta wyjątkowa rozmowa domyka tom wywiadów, w którym pytania o życie i jego sens, świat i nasze w nim miejsce, w sobie właściwy sposób Wiktor Osiatyński zadawał gościom autorskiej audycji radiowej „Zrozumieć świat”. Zapraszał do niej wybitne w swojej dziedzinie autorytety i osobowości świata intelektualnego, profesorów, publicystów i pisarzy. Miał wyjątkowy talent do rozmów, potrafił pytać i słuchać z mądrą wrażliwością i czułą uwagą. Dziś zapis tych niespiesznych spotkań staje się ożywczą lekturą, która krzepi, dodaje otuchy i jest niczym życiowy drogowskaz, tak bardzo nam potrzebny. W ostatniej rozmowie z Dorotą Wodecką Wiktor Osiatyński przyznaje, że jest niechętny do dawania wskazówek, jak żyć, by nie cierpieć. Jednak jego rozmowy, m.in. z Jackiem Santorskim, Haliną Bortnowską, Eustachym Rylskim czy Agatą Tuszyńską, mówią wiele o dobrym życiu i o tym, jak je wypełnić. Profesor Wiktor Osiatyński (1945-2017) – doktor socjologii i doktor habilitowany nauk prawnych. Wykładał na uniwersytetach w USA (m.in. UCONN, Columbia, Stanford oraz University of Chicago), od 1995 r oku był profesorem na Uniwersytecie Środkowoeuropejskim w Budapeszcie. Był również aktywnym działaczem społecznym, z jego inicjatywy powstał Program Spraw Precedensowych w ramach Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Zajmował się też szerzeniem informacji o uzależnieniach, przede wszystkim o alkoholizmie; był współtwórcą Komisji Edukacji w Dziedzinie Alkoholizmu (program Fundacji im. Stefana Batorego) oraz autorem wielu publikacji poświęconych temu tematowi. W 2017 roku, krótko po jego śmierci, powstało Archiwum jego imienia, „obywatelskie centrum analiz prawnych oraz społeczność ludzi zaangażowanych w budowanie Polski praworządnej, w której władza działa w granicach prawa, dla dobra publicznego, przestrzegając praw i wolności obywatelskich oraz zobowiązań międzynarodowych”. Swoje liczne wywiady prowadzone od lat 70. ubiegłego wieku zebrał w czterech książkach pod wspólnym tytułem Zrozumieć świat: rozmowy z uczonymi amerykańskimi (1977), rozmowy z radzieckimi (1980), następnie z polskimi (1988). W 2009 roku ukazały się Rozmowy z uczonymi 25 lat później. Zrozumieć świat stało się także tytułem audycji w Radiu TOK FM, której był gospodarzem w latach 2012-2017.
Deepak Lal stawia tezę o redukcji masowego ubóstwa. Ubodzy na całym świecie szybko doganiają zamożnych pod względem zdrowia, wykształcenia i długości życia. Na podstawie badań prowadzonych w wielu regionach świata Deepak Lal obala przekonania co do postępu gospodarczego. Autor odrzuca między innymi obliczenia Banku Światowego wyolbrzymiające skalę ubóstwa i opisuje rzeczywistość państw rozwijających się. Przestrzega przed wskrzeszaniem zdyskredytowanych teorii, np. koncepcji błędnego koła ubóstwa, a także przeciwstawia się przekonaniu o konieczności ogromnej pomocy dla ocalenia Afryki. Ekspansja państwa socjalnego w biedniejszych krajach, wypierająca mechanizmy prywatnej pomocy i samopomocy, przyczynia się – w jego przekonaniu – do stworzenia antyrozwojowej pułapki. Lal omawia ponadto zachodnie inicjatywy przeciwdziałania zmianom klimatu, konkludując, że mogą stworzyć ogromne zagrożenie dla ubogich świata. Jego zdaniem tylko klasyczna liberalna polityka gospodarcza może stać się motorem postępu w krajach rozwijającym się. „Gorąco polecam książkę Deepaka Lala wszystkim, którzy chcą się więcej dowiedzieć o ważnych problemach współczesnego świata i zarazem uodpornić na rozmaite populistyczne przekazy”. z wprowadzenia Leszka Balcerowicza
Kilkudziesięciu kardynałów oraz setki biskupów i księży zgodziło się rozmawiać z francuskim socjologiem i pisarzem Frédérikiem Martelem. Wśród nich znaleźli się zdeklarowani homoseksualiści, którzy odsłonili przed nim świat wielkiej szafy, w której ukrywają się księża geje, i dzięki którym poznał pilnie strzeżone tajemnice Watykanu. Sodoma to opowieść o konsekwencjach ukrywania własnej orientacji. O podwójnym życiu Kościoła. O hipokryzji, która stoi za najważniejszymi decyzjami kościelnych hierarchów i wpływa na funkcjonowanie całego Kościoła. Zdaniem Martela to homoseksualizm kleru jest kluczem, który pozwala najlepiej zrozumieć pontyfikaty Jana Pawła II, Benedykta XVI i być może Pawła VI oraz papieża Franciszka. Bowiem to właśnie w Kościele istnieje największa społeczność homoseksualistów na świecie. Dlaczego homoseksualni duchowni są największymi homofobami? Dlaczego ukrywają seksualnych przestępców w koloratkach? Dlaczego zawsze zależało im i zależy nadal na zachowaniu w Kościele konserwatywnego status quo? Za co tak nienawidzą papieża Franciszka? Na te i wiele innych pytań Martel szuka odpowiedzi w książce, która jest efektem czteroletniego śledztwa w trzydziestu krajach.
Czy wiesz, dlaczego nie wiesz, kto jest prezydentem Szwajcarii? – tytuł książki Joanny Lampki otwiera wrota do zainteresowania się tym szczególnym państwem. Europejskim – a przecież nie do końca zrozumiałym. Czy Szwajcarzy zawsze byli tak zamożni? Nie! Zatem skąd ich bogactwo się wzięło, czym było napędzane i dlaczego wyznawcy kalwinizmu nietolerującego błyskotek tak bardzo ukochali wytwarzać bodaj najdoskonalsze na świecie zegarki? Magiczna kraina, która zaczarowana słowem autorki otwiera przed czytelnikami podwoje zrozumienia demokracji bezpośredniej, niezwykłej skromności najwyższych urzędników państwowych czy kompletnie niezrozumiałych dla obywateli innych państw decyzji podejmowanych w powszechnych głosowaniach. Autorka zdobyła ostrogi, prowadząc jeden z najpopularniejszych blogów poświęconych tej tematyce (www.blabliblu.pl) pisze wprost: nie pytajcie pierwszego napotkanego Szwajcara skąd się biorą dzieci, bo zrewanżuje wam się pytaniem „To zależy od kantonu”. Dlaczego? Zapraszamy do lektury! Fundacja PAFERE przedstawia najnowszą książeczkę Joanny Lampki – pisarki, blogerki, tłumaczki języka angielskiego. I oczywiście – a rzecz to niezwykle ważna – autorki popularnego bloga „Szwajcarskie Blabliblu” o życiu społecznym, kulturalnym i politycznym Szwajcarii (www.blabliblu.pl). Autorka od 2012 roku mieszka w Morges we francuskojęzycznej części Szwajcarii. I szczerze mówiąc, swą niewielką, ale bardzo intensywnie nasyconą informacjami książeczką sprawia recenzentom niemały kłopot. Bo jak krótko opisać kondensat wiadomości, bez których Szwajcarii pojąć się po prostu nie da? Uważna obserwatorka szwajcarskiej rzeczywistości oparła się więc na swym blogowym doświadczeniu. Prosty, sugestywny język powoduje, że rzeczy pozornie skomplikowane, demokracja bezpośrednia po szwajcarsku na pewno do nich należy, stają przed państwem jako konstrukcje otwarte, nie skryte za żadną zasłoną dwuznaczności. Joanna Lampka wręcza swoim czytelnikom klucz do miejscowych skarbców szwajcarskiej mentalności. A robi to z niezwykłą wprawą i wdziękiem... Bez tego trudno było by zrozumieć, dlaczego 77 procent Szwajcarów odpowiedziało w roku 2016 donośnym głosem: „Nie, dziękujemy!” na pytanie czy nie chcieliby dostawać ot, tak sobie, co miesiąc po 2500 franków. Podobnie rzecz wyglądała, gdy w marcu 2012 roku w Szwajcarii odbyło się referendum o przedłużeniu płatnego urlopu do sześciu tygodni. Ponad 67% jej obywateli opowiedziało się przeciwko dłuższym wakacjom. Dlaczego? Ponieważ dla głosującego Helweta zamożność pochodzi z pracy, nie spekulacji. Pracy uczciwie wykonywanej i tak samo opłacanej – tu uwaga: w warunkach międzynarodowej konkurencyjności. Dlaczego rzeczy niemożliwe nigdzie indziej dla Szwajcarów są codziennością? Proste: obywatele tego państwa od lat są traktowani przez swoje władze jako dorośli, zdolni do podejmowania odpowiedzialnych decyzji obywatele. A propos: władza w Szwajcarii jest bardzo silnie zdecentralizowana – podzielona między federację, kantony i gminy. Dominuje jednak zasada subsydiarności – gminy podejmują jak najwięcej decyzji z jak największym bezpośrednim udziałem obywateli. Dopiero gdy dana kwestia wykracza poza możliwości gminy, ustalana jest na szczeblu kantonalnym. Najważniejszym narzędziem demokracji bezpośredniej są referenda. W Szwajcarii na szczeblu ogólnokrajowym odbywają się one przeciętnie trzy-cztery razy w roku. Władze federacyjne? No cóż, politycy szwajcarscy są tylko i wyłącznie urzędnikami wprowadzającymi w życie decyzje podjęte przez obywateli. Nawet w drażliwej kwestii obronności w stanie pokoju Szwajcaria utrzymuje tylko 4 tysiące zawodowych żołnierzy i 100 tysięcy ochotników i rekrutów. Jednak w razie mobilizacji w bardzo krótkim czasie może wystawić aż 1,5 mln przeszkolonych z bronią mężczyzn. Tyle że... już ponad 160 lat nie musiała tego czynić... „Odporność na złe warunki, pracowitość i oszczędność” – autorka książeczki zastanawia się, czy to nie są te same cechy, które przypisują Polakom na emigracji ich pracodawcy, współpracownicy i kontrahenci? A jednak różnimy się stanem zamożności... Polecamy tekst – bez jego znajomości to pytanie nigdy nie będzie rozstrzygnięte.
Ekonomia pokoju – dlaczego dobrze mieć bogatych sąsiadów? Emmanuel Martin Czy jeśli ktoś zyskuje, to ktoś musi tracić? Czy jeden naród zyskuje kosztem innym? Czy ludzie skazani są na nieustanny konflikt? Emmanuel Martin jest ekonomistą i dyrektorem wykonawczym Instytutu Studiów Ekonomicznych Europa (Institute for Economic Studies–Europe). Poza organizacją projektów w Europie i Afryce, był redaktorem-założycielem UnMondeLibre.org i LibreAfrique.org. Pisał dla takich tytułów, jak „Le Cercle des Échos” i „Les Échos” we Francji, „Il Foglio” we Włoszech, „L’Écho” w Belgii, „Libération” w Maroko i „The Wall Street Journal–Europe”. Amunicja wojenna, czas i praca funkcjonariuszy cywilnych i wojskowych, przeznaczonych do obrony kraju – wszystko to nie istnieje, chociaż było znakomicie użyte[1] [Jean-Baptiste Say] Zwycięzcy i przegrani Wielu ludzi jest zdania, że jeśli jedna osoba korzysta, inna musi stracić. Takie osoby wierzą, że suma odnoszonych przez ludzi korzyści i strat wynosi zero, co oznacza, że na każdy zysk jednej grupy przypada analogiczna i równa strata innej grupy. Dlatego kiedy ludzie myślący w ten sposób widzą, że komuś się powodzi, rozglądają się wokół w poszukiwaniu osoby, która z konieczności poniosła analogiczną stratę. Gdyby to był jedyny możliwy model rozwoju, konflikt społeczny byłby wszechobecny, a wojna byłaby nieunikniona. Na szczęście są inne modele rozwoju, które nie pociągają za sobą analogicznych strat po stronie reszty. Współczesny świat jest na to mocnym dowodem, ponieważ dochody zwiększyły się praktycznie w każdym zakątku globu. Więcej ludzi żyje dziś dłużej, zdrowiej i zamożniej niż w przeszłości. Nie tylko większej liczbie ludzi żyje się lepiej, ale to samo dotyczy również coraz większego procentu światowej populacji. Oczywiście w niektórych przypadkach zysk jednej osoby pojawia się kosztem innej. Na przykład, jeśli złodziej coś ukradnie, odniesie zysk kosztem ofiary. Ale zyski można czerpać także z innego rodzaju działalności, niż kradzież, takich jak praca, innowacje, odkrycia, inwestycje i wymiana. Jeden z najważniejszych ekonomistów wszech czasów wytłumaczył jasno i wyraźnie, jak twój zysk może być także moim zyskiem. Czyniąc to, wyjaśnił nie tylko ekonomiczne podstawy materialnego rozwoju, ale także podstawy pokoju. Jean-Baptiste Say (1767-1832) jest czasem uważany za „francuskiego Adama Smitha”, ale w rzeczywistości był on kimś znacznie więcej, niż tylko popularyzatorem koncepcji Smitha i znacząco rozwinął jego myśl. Tak samo jak Smith, Say był krytykiem wojny, kolonializmu, niewolnictwa i merkantylizmu oraz adwokatem pokoju, niezależności, oswobodzenia i wolnej wymiany. Posunął naprzód prace Smitha nie tylko w wyjaśnieniu tego, że usługi posiadają wartość (dokładnie mówiąc, że wartość dóbr materialnych bierze się z usług, jakie nam one dostarczają), ale również tego, że produkcja dóbr i usług jest źródłem popytu na inne dobra i usługi. Nazywa się to czasami „prawem rynków Saya”. Jest to bardzo istotne spostrzeżenie nie tylko dla „makroekonomistów”, ale ogólnie dla relacji społecznych, a w szczególności – relacji międzynarodowych. Jeśli ludzie cieszą się wolnością handlu, wzrost bogactwa jednej strony nie jest szkodliwy, lecz korzystny dla pomyślności pozostałych stron wymiany, ponieważ zwiększające się bogactwo jednego handlującego partnera oznacza większy efektywny popyt na dobra i usługi pozostałych. Wrogowie wolnego rynku, zwłaszcza gospodarczy nacjonaliści i merkantyliści, twierdzą, że jeśli jeden kraj się rozwija, musi tak być kosztem reszty krajów. Ich pogląd na świat nazywany jest „grą o sumie zerowej”, co oznacza, że suma zysków wynosi zero – jeśli ktoś zyskuje (plus), ktoś musi tracić (minus). Say pokazał, że pogląd ten jest niepoprawny. Ma to znaczenie dla pokoju, ponieważ oznacza, że kraje mogą się rozwijać razem i dobrowolny handel przynosi wzajemne korzyści. Handel jest „grą o sumie dodatniej”, co oznacza, że suma zysków jest dodatnia. Dla porównania, konflikt i wojna są gorsze od gier o sumie zerowej, w których zysk jednej strony jest równy stracie drugiej strony. Wojny są prawie zawsze „grami o sumie ujemnej”, w których sumy strat są większe od jakichkolwiek zysków i dlatego, mówiąc ogólnie, wojna jest przegraną dla obydwu stron. Świat producentów-konsumentów Narody nauczą się, że nie mają żadnego interesu w walczeniu ze sobą; że z pewnością spotkają ich wszystkie nieszczęścia przegranej, podczas gdy korzyści z wygranej są całkowitą iluzją[2] [Jean-Baptiste Say] Say wyjaśnił, że w gospodarce opartej na wymianie, ludzie powinni być postrzegani zarówno jako producenci, jak i konsumenci. Produkować znaczy „nadawać rzeczą wartość przez nadawanie im użyteczności”[3]. Postęp przemysłowy mierzy się zdolnością wytwarzania nowych produktów i zmniejszania cen produktów już istniejących. Kiedy produkuje się więcej dóbr, oznacza to, że ceny będą niższe, niż byłyby w przeciwnym razie, co z kolei oznacza, że występuje dodatkowa siła nabywcza, pozostająca do dyspozycji konsumentów, dzięki której mogą oni kupić kolejne dobra. Say wyjaśnił, że przedsiębiorca jest kluczową postacią w tym procesie tworzenia „użyteczności”. Sam był przedsiębiorcą i rozumiał rolę „inicjatora” (enterpriser), osoby, która „podejmuje” nowe śmiałe przedsięwzięcia i poszukuje odpowiedzi na pytanie, jak wytwarzać dobra i usługi, przy jak najmniejszym poświęceniu (to właśnie znaczy wyrażenie „ciąć koszty” produkcji). Say wyjaśnił istotną rolę, jaką przedsiębiorcy mają do odegrania na rynku. Przedsiębiorców bardzo często przedstawia się jako wizjonerskich geniuszy, którzy mają niezwykłe zdolności i pełną wiedzę o rynkach, technikach, produktach, gustach, ludziach itd. Ale Say tłumaczył, że my wszyscy, włącznie z tymi wokół nas, którzy są w większym stopniu „pospolici”, także podejmujemy się przedsiębiorczych działań. Jednym ze sposobów rozumienia przedsiębiorczości jest określanie jej jako szukanie sposobów, by produkować jak najniższym kosztem, który „uwalnia” rzadkie zasoby, tak by można ich było używać do zaspokajana innych potrzeb. Pracownik fabryczny, który widzi, jak produkować taką samą ilość w krótszym czasie. Rolnik, który planuje uprawy w taki sposób, by zminimalizować czas poświęcany na orkę i pielenie. Restaurator, który ma na uwadze, kiedy ludzie wychodzą z pracy, dzięki czemu może dopilnować, aby jedzenie było gotowe we właściwym czasie. Wszyscy patrzą, jak zwiększyć produkcję przy najmniejszych kosztach. Aranżowanie wymian jest również formą produkcji – sprawia, że rzadkie produkty są dostępne w takich miejscach albo porach, w których w przeciwnym razie nie byłyby dostępne oraz przynosi korzyści obu stronom transakcji, co jest powodem tego, że strony dokonują wymiany[4]. „Prawo Saya” i wzajemne zyski Potężna konstrukcja teoretyczna, która pomaga zrozumieć rozwój gospodarczy, jest znana jako „Prawo rynków Saya”. W opublikowanym w 1803 roku słynnym Traktacie o ekonomii politycznej, w rozdziale o „Débouchés” (punkty sprzedaży dóbr, które moglibyśmy przetłumaczyć jako „rynki”), Say opisał, jak „produkcja otwiera zbyt produktom”[5], ponieważ – jak podsumowano tę koncepcję później – „produkty są wymieniane na produkty”. Slogan „podaż tworzy swój własny popyt”, który często przypisuje się Sayowi, jest karykaturą jego poglądu. Say opisywał dokładnie to, co obserwujemy, jako że świat staje się coraz bogatszy: uśrednione bogactwo światowe wzrosło od czasów Saya wielokrotnie, poziom biedy się zmniejsza, a wskaźniki zdrowia, piśmienności, długości życia i dostępu do dóbr konsumpcyjnych wśród biednych polepszyły się. Say był jednym z pierwszych, którzy zrozumieli mechanizm przyczynowości, stojący za rosnącym globalnym dobrobytem, „efekt kuli śnieżnej” powiększającego się bogactwa wśród wymieniających się partnerów. W suchym języku współczesnej ekonomii jest to „międzysektorowa teoria rozwoju gospodarczego”, w której rozwój jednego producenta/sektora/narodu przekłada się na rozwój rynku lub popytu w stosunku do innych produktów/sektorów/narodów. Okazuje się, że dostrzeżenie tego jest bardzo miłym doświadczeniem. Kiedy przedsiębiorcy produkują więcej własnych, wyjątkowych produktów, wytwarzają więcej użyteczności dla innych. Z kolei ci inni, dzięki specjalizacji produkcji, również wytwarzają więcej użyteczności, co napędza handel. Kupowanie od innych sprawia, że każdy ma więcej „siły nabywczej”. Posługując się terminologią innego wielkiego francuskiego ekonomisty, Jacquesa Rueffa, każdy zyskuje więcej „uprawnień” dzięki użyteczności, którą wytworzył dla drugiej osoby. Z kolei dzięki większej ilości uprawnień, każdy może nabyć więcej od drugiego. W kontekście wymiany produktów wzajemne zyski są kumulatywne. Ja staję się bogatszy, dostarczając mojemu sąsiadowi więcej użyteczności, a on bogaci się, dostarczając więcej użyteczności mnie. A ponieważ ja jestem bogatszy, mogę kupić więcej od mojego sąsiada, który z kolei również stanie się bogatszy. Oczywiście możliwości podziału pracy i produkcji w małej lub zamkniętej gospodarce są ograniczone, ale na większych rynkach otwiera się więcej perspektyw dla licznych jednostek, zawodów i działów gospodarki. Jak przed Sayem wyjaśniał Adam Smith: „Stopień podziału [pracy – przyp. tłum.] musi być zawsze ograniczony zakresem tej wymiany, czyli, innymi słowy, rozległością rynku”[6]. Say dodał, że: „im producenci są liczniejsi, a produkcja większa, tym zbyt jest łatwiejszy, rozmaitszy i bardziej rozległy”[7]. Opisał dodatnią sumę wymiany produktów. W przypadku dobrowolnych wymian, fakt, że moi klienci stają się bogatsi, jest dla mnie bardzo dobrą wiadomością. Z drugiej strony, jeśli stają się biedniejsi, jest to po prostu zła wiadomość. Mówiąc słowami Saya: „Jedna prosperująca gałąź handlu zachęca do kupna i sprzyja w ten sposób obrotom we wszystkich innych dziedzinach i odwrotnie: jeśli pewien dział rękodzielnictwa lub handlu zamiera, inne działy też na tym cierpią”[8]. Say wyjaśnił, że rozwój gospodarczy jest samopodtrzymującym się mechanizmem, opartym na – żeby posłużyć się nowoczesnym, nieco sztywnym językiem – prawdziwie „endogenicznym rozwoju”: „wielkość rynku”, która jest tak istotna dla stopnia specjalizacji i podziału pracy, jest endogeniczna w tym sensie, że zależy od samej produkcji. Większa ilość produkcji generuje więcej siły nabywczej, która przekłada się na większy rozmiar rynku, który z kolei dostarcza możliwości dla zwiększonej produkcji. Mechanizm rozwoju ma oczywiście charakter przyrostowy i ewolucyjny. Z tego powodu w czasach Saya „można […] było dokonać […] we Francji w ciągu roku sześć czy osiem razy więcej zakupów niż za nędznego panowania Karola VI”[9]. Podział pracy i specjalizacja zwiększa liczbę podmiotów gospodarczych i tworzy nowe gałęzie gospodarki (a nawet podgałęzie). Gospodarka rynkowa to proces, który jest w ciągłym ruchu. W porównaniu do większości ekonomistów żyjących w jego czasach, Say był optymistą. Będąc dalekim od obsesji na punkcie rzadkości, podkreślał zdolność człowieka do tworzenia produktów i generowania bogactwa i tłumaczył, w jaki sposób tego rodzaju działalność poprzedza takie same działania innych. Tłumaczył, że produkcja i wymiana to gra o sumie dodatniej. Zdaniem Saya, rzadkość miała być przezwyciężona dzięki przedsiębiorczemu duchowi i usługom, dzięki wymianie i innowacji. A zatem rzadkość nie była jego obsesją, jak miało to miejsce w przypadku Thomasa Malthusa, z którym prowadził dyskusję. Say starał się zbadać i zrozumieć ekonomię rozwoju i argumentował przeciwko ponuremu obrazowi ludzkiej przyszłości, odmalowanemu przez Malthusa. Okazało się, że miał rację, a Malthus się mylił. Prawo Saya zastosowane na poziomie międzynarodowym Bez względu na to, czy dochodzi do tego między granicami państw, czy wewnątrz granic, wyrządzanie krzywdy sąsiadowi jest wyrządzaniem krzywdy sobie: „Każdy jest zainteresowany w pomyślności wszystkich, że powodzenie jednego rodzaju przemysłu dodatnio wpływa na rozwój innych”[10]. W rzeczywistości, w jednym kraju bardzo rzadko można znaleźć ludzi skarżących się na dobre prosperowanie innego miasta albo innej branży. Większość ludzi rozumie, że jeśli francuskim rolnikom będzie się dobrze wiodło, przyniesie to pożytek dla francuskich pracowników w miastach i vice versa. W tym przypadku wymiana z ludźmi ze wsi jest prawdziwym źródłem zysków mieszkańców miast i na odwrót. Obie grupy dysponują tym większymi środkami na zakup większej liczby i lepszej jakości produktów, im więcej same produkują: Miasto otoczone bogatymi wsiami ma licznych i zamożnych klientów, w sąsiedztwie zaś bogatego miasta produkty wiejskie mają wyższą wartość. Wskutek fałszywego rozróżnienia klasyfikuje się narody na rolnicze, rękodzielnicze i handlowe. Jeśli w narodzie dobrze stoi rolnictwo, staje się to przyczyną rozwoju rękodzieł i handlu; jeśli rękodzieła i handel kwitną, rolnictwo rozwija się lepiej[11]. Say kontynuuje swój wywód, by pokazać, że relacje między krajami nie różnią się od relacji między regionami czy miastami a terenami wiejskimi: Naród w stosunku do swojego sąsiada jest w takiej samej sytuacji, jak jedna prowincja wobec innej, jak miasto wobec wsi: zainteresowany jest w jego rozwoju, pewien korzyści z jego zamożności.[12] Bogaci sąsiedzi ponownie są tu przedstawieni jako nasza szansa na większą sprzedaż i wzbogacenie się. Say wypowiada się jeszcze jaśniej w swojej korespondencji z Malthusem, pokazując, do jakiego stopnia kupiec ma interes w tym, aby inne państwa i regiony były bogate: Jeśli powiem, że produkt stwarza możliwość zbytu produktu; że kiedy środki ekonomiczne, obojętnie jakiego rodzaju, są uwalniane z pęt, zawsze znajdują zastosowanie w realizacji najpilniejszych celów narodów; i że te pilne cele od razu wytwarzają nową populację i nowe środki zaspokojenia jej potrzeb, wszystkie widoczne skutki nie przemawiają przeciwko mojemu stanowisku. Cofnijmy się tylko dwieście lat wstecz i załóżmy, że kupiec przewoził wartościowy ładunek do miejsc, w których obecnie znajduje się Nowy Jork i Filadelfia. Czy mógł sprzedać swoje towary? Załóżmy nawet, że udało mu się znaleźć tam jakieś przybytki rolnicze lub manufaktury. Czy mógł tam sprzedać chociaż jeden artykuł? Nie ma wątpliwości, że nie mógł. Musiał je skonsumować samemu. Dlaczego obecnie widzimy coś odwrotnego? Dlaczego towary przywiezione albo wyprodukowane w Filadelfii czy Nowym Jorku, są bez problemu sprzedawane po aktualnej cenie? Wydaje mi się oczywiste, że dzieje się tak dlatego, że hodowcy, handlarze, a teraz nawet fabrykanci z Nowego Jorku, Filadelfii i sąsiednich regionów, wytwarzają albo wysyłają tam jakieś produkty, dzięki którym kupują to, co ktoś inny przywiózł do nich z innych miejsc”[13]. Bariery handlowe („protekcjonizm”) jako gry o sumie ujemnej Kiedyś wiele osób (a dziś niektórzy) twierdziło, że nie potrzebujemy handlować z obcokrajowcami i że wszystko powinniśmy robić „u nas”. Say przedstawił bardzo wnikliwą krytykę takiej mentalności: „Być może ktoś powie, że to, co jest dobre w przypadku nowego państwa, może nie stosować się do starego: że w Ameryce było miejsce dla nowych producentów i konsumentów, ale w kraju, który już ma więcej producentów niż potrzeba, w cenie są jedynie nowi konsumenci. Pozwól, że odpowiem, iż jedynymi prawdziwymi konsumentami są ci, którzy sami produkują, ponieważ mogą samodzielnie kupować wytwory innych; iż nieproduktywni konsumenci nie mogą kupić niczego, jeśli nie zapłacą wartością wytworzoną przez producentów”[14]. Say opisuje, jak „protekcjonizm” niszczy sam siebie: „Co byśmy powiedzieli, gdyby przed wejściem do każdego mieszkania ustanowiono opłaty za wnoszenie odzieży i butów, aby zmusić jego właściciela do konieczności wyrabiania ich sobie samemu?”[15] Wyprzedzając swą epokę, był w pełni świadom ważnej roli międzynarodowego łańcucha wartości. Niektórzy skarżą się, że część krajów popada w „deficyty handlowe”, a inne w „nadwyżki handlowe”, i sugerują nawet, że wszystko, co jest w „deficycie” musi być złe. Say wyjaśnił błąd tkwiący w „bilansie handlowym”, destrukcyjnym dziedzictwie myśli merkantylistycznej, która była źródłem wielu wojen. „Wojny handlowe” czy „taryfy odwetowe” wykorzystuje się jedynie po to, by chronić interesy małej grupy, która jest wystarczająco przebiegła, by doprowadzić do tego, że opinia publiczna będzie mylić interesy tej wąskiej grupy z interesem całego narodu. Say był nieufny wobec tego, co nazywamy dziś „porozumieniami o wolnym handlu”. Jednostronny wolny handel był ulubioną polityką Saya: należy traktować zagraniczne narody jak sąsiadów i przyjaciół. Traktaty o wyłącznie handlowej naturze pociągają za sobą nierówne traktowanie partnerów: „koncesje” udzielone eksporterom z jednego państwa oznaczają „odmowę koncesji” dla reszty, a to jest źródłem konfliktu. Say był już w stanie dostrzec, że zamiast generowania większej liczby wymian handlowych, traktaty takie mogą jedynie powodować „przesunięcie handlu”, odsunąć przepływy handlowe od krajów, których rządy nie były stronami traktatu. Say przestrzegał przed niebezpieczeństwami płynącymi z przyznawania subsydiów eksportowych. Tego rodzaju polityka przyciąga, jak się ich obecnie nazywa, „kolesi” i „poszukiwaczy renty”, którzy manipulują prawem dla własnej korzyści. Say był krytykiem „kapitalizmu kumoterskiego” avant la lettre, zanim stał się on szeroko rozpoznawany. Kumoterstwo to, by posłużyć się terminem innego wielkiego francuskiego ekonomisty, Frédérica Bastiata, „wzajemna grabież”. Przeciwnikiem Saya w kwestii wolnego handlu – i pokoju – był nie kto inny, jak sam Napoleon Bonaparte. Będąc wydawcą czasopisma „Décade Philosophique”, Say początkowo poparł przeprowadzony przez Bonapartego w 1799 roku zamach stanu, który zakończył rewolucję francuską i ustanowił konstytucję konsularną. W rzeczywistości był nawet członkiem Trybunatu, jednej z czterech izb Konsulatu. Jednak po tym, jak w 1803 roku opublikował swój Traité, Bonaparte, który rok wcześniej został konsulem „dożywotnim”, nalegał, by Say od nowa napisał fragmenty dotyczące wolnego handlu i zmienił je tak, by wspierały protekcjonizm i interwencje rządowe. Say zdecydowanie odrzucił prośbę Bonapartego. Intelektualna uczciwość sprawiła, że musiał pożegnać się z Trybunatem, drugie wydanie jego Traité zostało ocenzurowane oraz zabroniono mu pracy jako dziennikarz. Bonaparte został przeciwnikiem Saya również w bardzo praktycznej kwestii. Po usunięciu z życia publicznego, Say zdecydował się uruchomić przędzalnię. Był całkiem przedsiębiorczym człowiekiem, używał najnowszego silnika hydraulicznego, rozbudował załogę do czterystu osób i stanowił poważną konkurencję dla producentów brytyjskich. Tak było aż do momentu, gdy w 1812 roku protekcjonistyczna polityka Bonapartego doprowadziła przedsiębiorstwo do ruiny. Say i pracownicy jego firmy wraz ze swoimi rodzinami doświadczyli bezpośrednio praktycznych konsekwencji złych koncepcji. Pokój jako źródło koniunktury Podczas dowodzonej przez Bonapartego francuskiej wyprawy wojennej do Egiptu w 1799 roku, Say stracił swojego młodszego brata, Horacego, który był bardzo obiecującym intelektualistą. Być może śmierć brata w wyprawie kolonialnej pomogła mu zrozumieć całkowite koszty wojny. W późniejszych wydaniach Traité ostro krytykował czasy „okrutnych wojen (…), jakie nastąpiły we Francji pod panowaniem Bonapartego”[16]. Pokój jest pierwszym warunkiem rozwoju gospodarczego. Ludzie nie inwestują ani nie planują na przyszłość w takim samym stopniu, kiedy są poddawani pogromom czy groźbom pogromów, jak wówczas, gdy panuje pokój. Say podkreślał wagę zmniejszania grabieży (czy „rabowania”) przez państwo. Rządy naruszają własność nie tylko wtedy, gdy przejmują firmy i ziemie, ale także wtedy, gdy nakazują albo zabraniają pewnych sposobów użytkowania czyjejś własności. Say uważał, że rządy powinny być ograniczone i sprawowane według reguł, oraz że „żaden naród nie osiągnął pewnego stopnia zamożności bez podporządkowania się rządowi legalnemu”[17]. Pokój jest oczywiście pierwszym warunkiem wzajemnego bogacenia się narodów. Wojna niszczy, kaleczy i niweczy życia ludzkie, unicestwia bogactwo, wytwarza głód i marnuje rzadkie zasoby. Wojny są grami o sumie ujemnej. Jednym z zadań ekonomii politycznej jest pokazanie kosztów wojny i wartości pokoju. Można dziś spytać Szwajcara w Zurychu albo Szweda w Sztokholmie o przyczyny wspaniałego bogactwa jego miasta czy kraju. Prawdopodobnie odpowiedzieliby: „Nie wysadzaliśmy się w powietrze w dwóch wojnach światowych”. Jak ujmuje to Say: „Narody nauczą się, że nie mają żadnego interesu w walczeniu ze sobą; że z pewnością spotkają ich wszystkie nieszczęścia przegranej, podczas gdy korzyści z wygranej są całkowitą iluzją (…). Panowanie nad lądami i morzami stanie się równie nieatrakcyjne, kiedy zrozumie się jego istotę, że wszelkie płynące z niego korzyści leżą w rękach władców i że dla znakomitej większości poddanych nie niesie ono żadnych korzyści. W przypadku jednostek największą możliwą korzyścią jest pełna swoboda stosunków, której nie sposób wyobrazić sobie bez pokoju. Natura popycha narody ku wzajemnej zgodzie. A kiedy ich rządy przerywają te dobre stosunki i zmieniają je we wrogość, są równie wrodzy wobec swoich ludów, co wobec tych, z którymi walczą. Jeśli ich poddani są na tyle słabi, że dzielą ze swoimi władcami zgubną próżność lub ambicję, nie wiem, jak można by odróżnić tak jawne szaleństwo i absurd od tego, które staje się udziałem bestii, które uczy się walczyć i rozrywać nawzajem na kawałki, jedynie dla rozrywki ich okrutnych panów”[18]. Pokój i wolny handel umacniają się wzajemnie w celu promowania nie tylko gospodarczego rozwoju, ale także prawdziwego bogactwa i ludzkiego rozkwitu. (fragment książki)
Przestrzegają surowego kodeksu. Tylko im wolno nosić charakterystyczne tatuaże. Tylko dla nich zarezerwowana jest nazwa wor w zakonie, która w państwie Putina wzbudza strach. Poznaj elitę rosyjskiej mafii, która brutalnością przewyższa japońską yakuzę czy narkotykowe kartele Pabla Escobara. Ich charakter kształtowały sowieckie łagry i obozy karne. Gdy z nich wyszli, stali się najbardziej przerażającą rosyjską klasą przestępczą. Przetrwali stalinizm, zimną wojnę, Afganistan i upadek ZSRR. Świetnie się odnaleźli w nowej rosyjskiej rzeczywistości. Przestrzegają surowego kodeksu. Tylko im wolno nosić charakterystyczne tatuaże. Tylko dla nich zarezerwowana jest nazwa wor w zakonie, która może i brzmi egzotycznie, ale w państwie Putina wzbudza strach i szacunek. Poznaj elitę rosyjskiej mafii, która brutalnością przewyższa japońską yakuzę, włoską camorrę czy narkotykowe kartele Pabla Escobara. W świat mafiosów ze Wschodu wprowadzi cię Mark Galeotti, specjalista do spraw przestępczości zorganizowanej w Rosji, który temu tematowi poświęcił dwadzieścia lat. Z jego wiedzy korzystają rządy i policja na całym świecie.
Bestseller „New York Timesa” Kiedy w 2005 roku został dyrektorem zarządzającym The Walt Disney Company, firma przeżywała trudny okres. Rywalizacja była zacięta bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, a technika jeszcze nigdy nie rozwijała się tak szybko. Wystarczyło jednak, że postawił na trzy filary: jakość, pogodzenie się z nowinkami technicznymi oraz umocnienie pozycji firmy na rynkach międzynarodowych, a po 14 latach zrobił z Disneya największy i najbardziej szanowany koncern medialny na świecie. To właśnie Robert Iger doprowadził do tego, że dziś Disney może pochwalić się obecnością w swoich szeregach Pixara, Marvela, Lucasfilmu i 21st Century Fox. Wartość firmy pod jego przywództwem wzrosła niemal pięciokrotnie, a on sam został uznany za jednego z najbardziej innowacyjnych i skutecznych dyrektorów naszych czasów. W tej książce Iger dzieli się lekcjami, które odebrał podczas kierowania Disneyem i zarządzania grupą 200 tysięcy pracowników, a także opowiada o niezbędnych cechach dobrego przywódcy: optymizmie, odwadze, stanowczości i bezstronności. Przejażdżka życia to jednak nie tylko biznesowy poradnik, ale także pełna anegdot biograficzna opowieść człowieka, który zaczynał na samym dole hierarchii w ABC. Nigdy jednak nie zapomniał, że życzliwość, szacunek i przyzwoitość są ważniejsze od pieniędzy. I to niezależnie od tego, czy chodzi o głęboką przyjaźń ze Steve’em Jobsem w ostatnich latach jego życia, czy nieprzemijającą miłość do mitologii „Gwiezdnych wojen”. „Spodziewałam się, że książka napisana przez osobę, która przez dziesiątki lat kierowała Disneyem, będzie zarówno wciągająca, jak i pełna głębokich spostrzeżeń biznesowych, ale Bob Iger przeszedł moje najśmielsze oczekiwania! Przejażdżka życia to biblia dla każdego lidera. Nie zapomnicie ani tej opowieści, ani tych lekcji” – Brené Brown, autorka bestsellera „New York Timesa” Odwaga w przywództwie. „Pielęgnacja kreatywności to nie tyle umiejętność, ile sztuka, szczególnie w firmie, której sama marka jest równoznaczna z kreatywnością. To spore wyzwanie. Bob Iger nie tylko dorównał 96 latom niezwykłej historii, ale i doprowadził markę Disneya dalej, niż ktokolwiek się spodziewał, robiąc to z wdziękiem i śmiałością. Ta książka pokaże wam, jak do tego doszło” – Steven Spielberg. „Ludzie czekali latami, aż Bob Iger podzieli się swoimi zdolnościami przywódczymi, a kiedy już to zrobił, jego sekrety okazały się niezwykle interesujące. Przejażdżka życia to nie zwyczajny pamiętnik, ale prywatne, zakulisowe spotkanie z najroztropniejszym dyrektorem zarządzającym, jakiego poznacie. To też podręcznik podpowiadający, jak radzić sobie z największymi wyzwaniami naszej ery: jak napędzać zmiany, wykorzystywać nowinki techniczne, zbudować trwałą kulturę pracy i dać ludziom siłę. Powalająco dobra, odkrywcza lektura” – Daniel Coyle, autor bestsellera „New York Timesa” The Culture Code. Robert Igerjest – prezesem zarządu i dyrektorem zarządzającym The Walt Disney Company. Poprzednio, od października 2005 roku, był prezesem i dyrektorem zarządzającym, a od 2000 do 2005 roku prezesem i dyrektorem operacyjnym. Iger rozpoczął karierę w ABC w 1974 roku, jako prezes grupy nadzorował pracę całej sieci, poszczególnych stacji oraz telewizji kablowych i poprowadził fuzję Capital Cities/ ABC z The Walt Disney Company. Iger oficjalnie dołączył do ścisłego kierownictwa Disneya w 1996 roku, kiedy został prezesem zarządu należącego do firmy ABC Group, a trzy lata później otrzymał posadę prezesa Walt Disney International. W tej roli poszerzył działalność Disneya o rynki inne niż amerykański, kładąc podwaliny pod dzisiejszy międzynarodowy rozwój firmy.
Wieża w Bazylei jest pierwszym śledztwem historycznym dotyczącym najbardziej tajemniczej światowej instytucji finansowej - Banku Rozrachunków Międzynarodowych. Od chwili swojego powstania Bank Rozrachunków Międzynarodowych znajdował się w samym sercu globalnych wydarzeń, ale jego obecność często pozostawała niezauważona. Obecnie sytuuje się w centrum działań zmierzających do stworzenia nowej światowej architektury finansowej i regulacyjnej, kolejny raz udowadniając, że jest zdolny do kształtowania przepisów finansowych naszego świata. Jednak pomimo kluczowej roli, jaką odegrał w dziejach finansowych i politycznych ostatniego stulecia oraz podczas obecnego kryzysu gospodarczego, Bank Rozrachunków Międzynarodowych pozostał instytucją szerzej nieznaną - aż do dzisiaj. Książka Wieża w Bazylei: Tajemnicza historia banku, który rządzi światem Adama LeBora przedstawia mocne argumenty wymierzone w osoby kierujące bankami centralnymi. Ludzie ci nie są bowiem, jak twierdzi autor, bezstronnymi herosami dobrego zarządzania. Są raczej tym, czego demokracja powinna najbardziej się obawiać: tyranami, sprawującymi kontrolę dzięki wykorzystaniu przepisów finansowych, bez konieczności uciekania się do pomocy wojska lub podporządkowania sobie parlamentów. To bardzo nieładny obraz, a pan LeBor dobrze go namalował. Wall Street Journal Jest wiele powodów, dla których należałoby przedstawić całą historię banku, a praca, jaką wykonał LeBor, dziennikarz zamieszkały w Budapeszcie, przygotowując swoją dobrze udokumentowaną relację, jest godna uznania. New York Times Dzięki dostępowi do nowych źródeł i informacjom od ludzi znających zagadnienie od podszewki, LeBor ujawnia machinacje i często niegodziwą działalność bankierów inwestycyjnych. Dawna i obecna potęga tajemniczego Banku Rozrachunków Międzynarodowych zaskoczy i zaniepokoi czytelników. Publishers Weekly To historia intryg finansowych, tajemnic i kłamstw, plotek i prawdy. LeBor, jako dziennikarz zajmujący się zagadnieniami biznesowymi (a także autor kilku thrillerów), potrafił sprawić, by prawdziwa opowieść o finansach stała się równie ekscytującą jak powieść szpiegowska. Bardzo zajmująca i pouczająca książka na temat najpotężniejszego z banków, o którym prawdopodobnie nigdy nie słyszeliście. Booklist Adam LeBor jest pisarzem, dziennikarzem i krytykiem literackim. Obecnie mieszka w Budapeszcie. Publikuje w "The Economist", londyńskim wydaniu "The Times", "Monocle" i w wielu innych wydawnictwach, pisze także recenzje dla "New York Timesa". Od 1991 roku pracował jako korespondent zagraniczny w ponad trzydziestu krajach, opisując między innymi upadek komunizmu oraz wojnę w byłej Jugosławii. Jest autorem siedmiu książek zaliczanych do literatury faktu, w tym przełomowej Hitlers Secret Bankers oraz dwóch powieści.