Prosta i poruszająca historia o lekkomyślności człowieka w tworzeniu i niszczeniu tego, co kocha.
Fikcyjna autobiografia amerykańskiego malarza, który w pewnym momencie swojego życia postanawia zerwać z malarstwem. Jego pasją staje się odtąd kolekcjonowanie dzieł sztuki. Dzięki dawnym przyjaźniom z wielkimi, a podówczas mało znanymi malarzami wchodzi w posiadanie najwybitniejszych dzieł amerykańskiego ekspresjonizmu. Aż nagle w jego życiu zjawia się młoda i bogata wdowa. Za wszelką cenę próbuje ona odkryć sekret starego malarza, kryjący się w wielkim spichrzu na kartofle, do którego nikt nie ma dostępu. Wścibska wdowa powiela więc zadanie, jakie postawiły sobie ongiś żony Sinobrodego ze starej legendy, który zabijał je, ponieważ łamały jego surowy zakaz zaglądania do tajemniczej komnaty.
Za pozornie banalnym pytaniem, co kryje się w spichrzu malarza, jak zwykle u Vonneguta, kryją się podane w humorystycznym tonie, lecz wcale przez to nie mniej poważne pytania – by zacytować autora – o to, „kto właściwie odpowiada za stworzenie świata i o co w tym całym stworzeniu chodzi”.
Autor | Kurt Vonnegut |
Wydawnictwo | Zysk i S-ka |
Rok wydania | 2020 |
Oprawa | twarda z obwolutą |
Liczba stron | 392 |
Format | 14.0 x 20.5 cm |
Numer ISBN | 978-83-8202-038-0 |
Kod paskowy (EAN) | 9788382020380 |
Data premiery | 2020.10.13 |
Data pojawienia się | 2020.09.24 |
Produkt niedostępny!
Ten produkt jest niedostępny. Sprawdź koszty dostawy innych produktów.
Kurt Vonnegut jest zdecydowanie jednym z moich ulubionych pisarzy. "Sinobrodego" stworzył w formie autobiografii fikcyjnego malarza, gdzie wątki z przeszłości przeplatają się z teraźniejszymi wydarzeniami. Tytuł nawiązuje do znanej, XVII-wiecznej baśni. Piękne, nowe wydanie od Wydawnictwa Zysk i -Ska dodatkowo zachęca do sięgnięcia po pozycję.⠀
⠀
W luksusowej rezydencji nad brzegiem oceanu żyje zgorzkniały staruszek, były malarz - Rabo Karabekian. Pustelniczy tryb życia jest jego własnym wyborem - artysta pragnie być sam, strzegąc swojego drogocennego sekretu - zawartości przepastnego spichrza na kartofle na terenie posiadłości.⠀
Niespodziewanie w życiu bohatera pojawia się energiczna wdowa, trudniąca się pisaniem poczytnych książek dla młodzieży. Ekscentryczna towarzyszka podkręca stateczne tempo życia Karabekiana, motywując go do napisania autobiografii i tym samym rozrachunku z przeszłością. Pisanie książki okazuje się mieć moc niemal terapeutyczną. Okazuje się, że Rabo ma do opowiedzenia ciekawą historię, był bowiem jednym z założycieli szkoły malarstwa ekspresjonizmu abstrakcyjnego. Artysta stopniowo odkrywa kolejne karty, lecz uparcie nie udziela wścibskiej wdowie odpowiedzi na jedno jedyne pytanie: co u diabła, kryje się w spichrzu na kartofle?⠀⠀
⠀
Vonnegut po raz kolejny zabiera czytelników w podróż pełną życiowych prawd i filozoficznych zaułków. Po drodze pochyla się nad sztuką, człowieczeństwem, miłością, szaleństwem... Pisze w lekkim tonie, o ciężkich tematach. Pisze po prostu tak, że chce się czytać, chce się dać porwać tej tragikomedii pomyłek, którą ostatecznie jest życie każdego z nas.⠀
Sporo miejsca autor poświęcił sytuacji kobiet we współczesnym świecie, m.in. powołując do życia bohaterkę, która ewoluuje na niezwykle silną, wyrazistą i kluczową dla fabuły postać, stającą się głosem tych, którym nie pozwolono przemówić. Uwielbiam ten wątek.⠀
⠀
Zresztą kreacje bohaterów to majstersztyk. Nawet te trzecioplanowe żyją własnym życiem. Wielowarstwowość powieści także robi wrażenie. Konsumpcjonizm, komercjalizacja sztuki, upadek wartości, wojna... wszystko to znajduje swoje miejsce w tej niezbyt długiej historii, będącej owocem ogromnego talentu, spostrzegawczości i błyskotliwego poczucia humoru autora. Jednocześnie zdaje się różnić od innych znanych mi dzieł pisarza - jest bardziej melancholijna i sentymentalna.
⠀
Nie jest to moja ulubiona książka Vonneguta, ale nie żałuję żadnej spędzonej z nią minuty. Moim zdaniem nie nadaje się na sam początek przygody z twórczością pisarza, ale dla osób już zaznajomionych z dziełami KV to absolutny must-read :)
Po Vonneguta sięgam w ciemno - niejednokrotnie o tym wspominałam. Tak dla zasady. Pokochałam go od pierwszej książki i to namiętne uczucie wciąż nie zgasło. No, a mam także szczerą nadzieję, że prędko nie zgaśnie, bo dobrą książkę zawsze miło jest przeczytać. Z Vonnegutem często nadaję na podobnych falach, co w ,,Sinobrodym" również dostrzegłam. Ten autor jeszcze mnie nigdy nie zawiódł i zawsze jestem zauroczona jego ironią i absurdalnym humorem. Jednak czy tym razem historia szczerze mnie zaintrygowała, czy może był to wyłącznie kolejny średniak, którego mimo wszystko pokochałam przez styl i sympatię do autora, tak jak to było w przypadku ,,Galapagos"?
Cóż... nie ukrywam, że byłam ciekawa, co też Robo Karabekian trzyma w swoim schowku na kartofle. I to tak naprawdę.
Książka jest autobiografią (chociaż o wiele bardziej pasuje tutaj określenie "dziennikiem") amerykańskiego malarza (ormiańskiego pochodzenia), oraz jednookiego weterana drugiej wojny, światowej - Robo Karabekiana. Pewnego razu postanawia jednak raz na zawsze zakończyć karierę artysty na rzecz kolekcjonowania dzieł sztuki. Niespodziewanie wprowadza się do niego pewna wścibska wdowa - Circle Berman - pisarka wydająca pod pseudonimem kontrowersyjne książki, a także pragnąca odkryć sekret skrywany w schowku byłego malarza. W tym celu namawia go do napisania swojej biografii. Czy uda jej się dzięki temu osiągnąć postawiony przez siebie cel? Czy odnajdzie sposób, by Robo Karabekian w pełni się przed nią otworzył? A to już akurat kompletnie inna historia... Bo Vonnegut bardzo lubi mieszać. Dlatego też wszystko dzieje się niechronologicznie, a przez to poznanie głównego bohatera może okazać się nieco bardziej zagmatwane, niż się to na początku wydaje.
Książka zaintrygowała mnie już od pierwszych stron, chociaż dopiero później zaczęłam dostrzegać jej prawdziwe przesłanie oraz wszystkie warte zapamiętania sentencje. Bo jest to tak naprawdę historia drwiąca ze sztuki tworzonej wyłącznie dla zarobku, a także (jak to już u Vonneguta bywa) odsłaniająca i cynicznie komentująca ludzką naturę. Pojawiają się również wątki antywojenne oraz feministyczne. Całość jest dzięki temu bardzo aktualna i uniwersalna. A diagnoza społeczeństwa jest - jak to zawsze u tego autora - trafna. Nawet jeśli ocena sama w sobie niewątpliwie należy do pesymistycznych.
Chyba nigdy nie przestanę się zachwycać lekkim i dosadnym językiem Vonneguta. Nie jest to być może styl szczególnie poetycki i kwiecisty, jednak dzięki temu historia wydaje się bardzo swojska i prosta w odbiorze. Autor w prosty sposób przekazuje nieco głębsze przemyślenia oraz niejednokrotnie zmusza do refleksji na temat otaczającego nas świata. Nie tworzy skomplikowanych metafor, nawet jeśli czasem używa nieco trudniejszego (bo abstrakcyjnego) języka.
Nie mam pojęcia dlaczego, jednak w mojej pamięci najbardziej
Robo Karabekian uzyskał u mnie miano niejakiego "Vonnegutowskiego gaduły", opowiadającego historię swojego życia w sposób dość specyficzny, jednak niewątpliwie intrygujący. Bo u autora pojawiają się motywy stałe i obecne w praktycznie każdej książce. Jednak czy to źle? Oczywiście, że nie. Bo dzięki temu można w pewien sposób poznać tak szaloną personę, jaką jest Kurt Vonnegut.
Ja ,,Sinobrodego" polecam każdemu - nawet osobom, które swoją przygodę z twórczością tego autora mają dopiero przed sobą. Bo choć jest to świat dość zwariowany, w tej książce na pewno można się bez jego znajomości idealnie odnaleźć. Zwłaszcza, że jest to historia uniwersalna i bardzo aktualna. Zdecydowanie warto bliżej poznać Robo Karabekiana i jego życiorys - można się z niego wiele nauczyć.
Powieść Vonneguta została skonstruowana w bardzo ciekawy sposób. Jest to autobiografia, ale wydarzenia nie są w niej ułożone chronologicznie, tylko Kaberkian skacze pomiędzy różnymi okresami swojego życia. Wymaga to pewnego skupienia, ale wszystko jest na tyle jasno opisane, że trudno się pogubić, co się kiedy wydarzyło. W związku z tym, że jest to autobiografia, to mamy okazję poznać wiele ciekawych przemyśleń głównego bohatera na temat życia, kobiet czy wojny, w której walczył i stracił na niej oko. Oczywiście nie brak również refleksji nad sztuką, w szczególności nad tą nowoczesną. Bohater zastanawia się również nad rolą, jaką odgrywa sztuka i rodzina w radzeniu sobie z traumatycznymi wydarzeniami, np. II wojny światowej.
Cała powieść została napisana bardzo lekkim, chwilami ironicznym i zabawnym językiem, przez co książkę czyta się szybko i zanim się obejrzałem dotarłem do końca. Co więcej, sytuacja w której pod koniec życia znalazł się Kaberkian, zmienia się bardzo pod wpływem wdowy Circe Breman, którą spotyka na plaży i zaprasza do swojej posiadłości. Od tego momentu jego życie nie będzie już takie samo i nie chodzi tutaj o wątek romantyczny, ale o niezwykłą relację, jaka powstaje pomiędzy nimi. Dzięki Circe, bohater postanawia napisać autobiografię, opowiada o swojej przeszłości i snuje przy tym wiele ciekawych rozważań i refleksji na temat życia, wojny i malarstwa. Dodatkowo cały czas ciekawość czytelnika jest podsycana przez sekret kryjący się w starym spichrzu na kartofle, a który wychodzi na jaw dopiero pod koniec książki. To, co się tam znajduje stanowi piękne zakończenie historii i całego przesłania powieści.
"Sinobrody" to kolejna ciekawa powieść Kurta Vonneguta, która ukazała się w nowym wydaniu w twardej oprawie. Tym razem nieco bardziej humorystyczna i lekka powieść niż poprzednie, które czytałem, ale niemniej interesująca i poruszająca ważne tematy.
„Sinobrody” to kolejna z mniej znanych powieści Kurta Vonneguta wznowiona na naszym rynku. I jednocześnie kolejna, którą absolutnie warto jest poznać – wcale nie mniej, niż jego czołowe dokonania. Bo powieść ta to nic innego, jak rewelacyjna satyra na artystów, ale też wciągający thriller z zagadką, która spodoba się też miłośnikom grozy. A wszystko to podane jak zawsze w wysmakowany w swej pozornej lekkości sposób.
To miała być autobiografia, a wyszedł dziennik z pewnych wydarzeń. Od tego właśnie zaczyna się niniejsza powieść. Rabo Karabekian jest artystą u kresu swego życia. Niegdyś malarz, potem porzucił swoje zajęcie na rzecz kolekcjonowania prac kolegów po fachu, których poznał, kiedy jeszcze nie byli gwiazdami. Tak oto rośnie jego kolekcja amerykańskich ekspresjonistów, ale nie to zdaje się być najważniejszą rzeczą w życiu Rabo. A co takiego? To ładnie próbuje odkryć pewna młoda i bogata wdowa, które zjawia się w jego życiu. Były malarz posiada bowiem niepozorny spichlerz na ziemniaki. Nic szczególnego, a jednak to właśnie tego pozbawionego okien budynku strzeże jak oka w głowie i zabrania kobiecie tam wchodzić. Wdowa postanawia jednak odkryć sekrety tego miejsca. Ale co się tam kryje? I co z tego wyniknie?
Nie powiem, by ta powieść była szczególnie zaskakująca, ale i nie o zaskoczenie w niej chodzi. Chociaż trzeba też oddać, że udała się Vonnegutowi zagadka rodem z klasycznego kryminału / thrillera. Zagadka, która mogłaby się nawet ocierać o czystą grozę, gdyby autor tego zechciał. Swoim zwyczajem jednak ojciec „Rzeźni numer pięć” i „Kociej kołyski” uderzył w komediowy ton. Rzecz jest lekka, zabawna, pełna nonszalancji, która sprawia, że pochłania się ją szybko, ale to tylko jedna strona medalu. Bo pod tym pozornie humorystycznym ujęciem tematu pobrzmiewają ważkie pytania i równie ważkie kwestie, skłaniające nas do myślenia, ale i stanowiące dla samego autora formę rozliczenia się z artyzmem i artystami.
Dzięki temu w ręce czytelników trafia powieść, która z jednej strony jest rozrywkową lekturą, potrafiącą wywołać uśmiech na twarzy, a z drugiej satysfakcjonującą opowieścią z wyższej półki. Współczesną wersją legendy o Sinobrodym, a zarazem czymś osobistym i fascynującym swoim autorskim charakterem. Efekt finalny jak zawsze jest bardzo udany i satysfakcjonujący. Pełen siły, która sprawia, że rzecz zapada w pamięć. Vonnegut swoim zwyczajem w prosty sposób wsącza w nas wyższe wartości i głębokie pytania, a my musimy się z nimi zmierzyć. I zawsze wychodzimy z nich zwycięsko, bo tak świetna lektura za każdym razem wnosi coś do naszego życia.
Dlatego tradycyjnie gorąco polecam i z niecierpliwością czekam na wznowienia kolejnych dzieł autora. Vonnegut to w końcu klasyk i klasa sama w sobie. Nie znać go nie tyle nie wypada, ile po prostu nie warto.