Przedstawiamy drugi tom Opowiadań przedwojennych Stefana Wiecheckiego Wiecha
Tom niniejszy obejmuje komplet opowiadań, które Stefan Wiechecki ogłosił przed wojną w książkach Syrena w sztywniaku, Ja Panu pokażę! oraz Piecyk i spółka. Nie wchodzą w skład niniejszego tomu, te o tematyce żydowskiej. Znajdują się one w kolejnych tomach naszej edycji czyli w Mężu za tysiąc złotych, Głowie spod łóżka i Trupie przy telefonie. Wiech jednakowo zachwyca już czwarte pokolenie. Przedtem dziadków i rodziców. Teraz znów dzieci i wnuków.
Pokładamy się ze śmiechu i zarazem ciarki nas przechodzą. Przedwojenne opowiadania. Przedwojenna jakość.
Autor | Stefan Wiechecki Wiech |
Wydawnictwo | vis-a-vis Etiuda |
Seria wydawnicza | Opowiadania przedwojenne |
Rok wydania | 2016 |
Oprawa | miękka |
Liczba stron | 248 |
Format | 12.5 x 19.5 cm |
Numer ISBN | 9788379980697 |
Kod paskowy (EAN) | 9788379980697 |
Waga | 252 g |
Wymiary | 125 x 195 x 17 mm |
Data premiery | 2016.01.28 |
Data pojawienia się | 2016.01.28 |
Produkt niedostępny!
Ten produkt jest niedostępny. Sprawdź koszty dostawy innych produktów.
Bonito
O nas
Kontakt
Punkty odbioru
Dla dostawców
Polityka prywatności
Załóż konto
„Dobre chwile” – recenzje
Nowości z ostatniego tygodnia
Bestsellery
Zapowiedzi
Promocje
Wyprzedaż
Koszty dostawy
Regulamin zakupów
Regulamin kart podarunkowych
Rabat
WIECH jednakowo zachwyca już czwarte pokolenie Polaków. Przedtem dziadków i rodziców. Teraz znów dzieci i wnuków. Pokładamy się ze śmiechu i zarazem ciarki nas przechodzą. Przedwojenne opowiadania. Przedwojenna jakość. Wiech uznany za najbardziej warszawskiego z warszawskich pisarzy. Znawca, a może wręcz współtwórca warszawskiej gwary, choć on sam twierdził, że jedynie wiernie ją odtwarza, ograniczając się jedynie do oszlifowania jej, a czasami nadania jej formy nieco elegantszej, bo w jego ksiązkach nie znajdziemy żadnego grubiaństwa (z ulubionym warszawskim kurwa jego mać na czele), a mimo to oddaje w sposób niezwykły koloryt językowy warszawskiej ulicy. A przy tym te jego opowiadania mają przecież także niezwykle ostry, krytyczny pazur – wszak Wiech wytyka nam bezwzględnie nasze wady z pijaństwem i awanturnictwem na czele. O autorze niniejszego tomu pisał Michał Choromański: Uważam Wiecha za jednego z najlepszych polskich pisarzy współczesnych, niewyczerpanego w pomysłach i zajmującego wyjątkową postawę moralną. O Wiechu można nawet powiedzieć, że jest wielkim filozofem. A Maria Pawlikowska-Jasnorzewska dodawała: Wiech to gentleman, szalenie dowcipny, nigdy jadowity, często wzruszający. Jego felietony są wynikiem obserwacji bardzo uważnej, pracy w swoim rodzaju całkiem twórczej i na wskroś oryginalnej. A Antoni Słonimski podsumowując twórczość Wiecha pisał: Wolę książkę, która ma niepoważne zamierzenia i poważne osiągnięcia, od dzieł, które mają poważne zamierzenia i niepoważne osiągnięcia. Pierwszy z tomów naszej pełnej kolekcji opowiadań przedwojennych Wiecha czyli Bitwa w tramwaju jest jak wszystkie tytuły w tej edycji zapożyczonym od jednego z utworów, zawiera w zasadzie komplet opowiadań z trzech pierwszych książek, jakie Stefan Wiechecki ogłosił przed wojną, mianowicie: Znakiem tego (1936), Wysoka eksmisjo! (1937) i W ząbek czesany… (1937). Zachowano kolejność powyższych wydań i tekstów, jakie są w nich zawarte. Obecne II wydanie książki tym różni się od pierwszego, że część opowiadań występuje tu w nieco ulepszonej wersji, opartej na publikacjach z gazet, jeżeli mają one wyraźne zalety w stosunku do tych, które znalazły się w wydaniach książkowych. Może to być szczęśliwiej dobrany tytuł albo nazwiska postaci, niektóre szczegóły stylistyczne albo realia, czasami zaś tekst bardziej kompletny.
"Wiech jednakowo zachwyca już czwarte pokolenie. Przedtem dziadków i rodziców. Teraz znów dzieci i wnuków. Pokładamy się ze śmiechu i zarazem ciarki nas przechodzą. Przedwojenne opowiadania. Przedwojenna jakość."
Dziesiąty tom „Opowiadań przedwojennych” Stefana Wiecheckiego Wiecha. Tom niniejszy obejmuje komplet opowiadań, które Stefan Wiechecki opublikował w dzienniku Dzień dobry. Kurier Czerwnony! w roku 1935. Nie wchodzą w skład niniejszego tomu, te o tematyce żydowskiej. Znajdują się one w innych tomach naszej edycji czyli w „Mężu za tysiąc złotych”, „Głowie spod łóżka” i „Trupie przy telefonie”. WIECH jednakowo zachwyca już czwarte pokolenie. Przedtem dzidków i rodziców. Teraz znów dzieci i wnuków. Pokładamy się ze śmiechu i zarazem ciarki nas przechodzą. Przedwojenne opowiadania. Przedwojenna jakość.
Po całej Szmulowiźnie rozeszła się wieść, że pani Melania Gajdzińska, wdowa po właścicielu sklepu spożywczego, wychodzi za mąż za doktora. Było to spełnienie się marzeń piastowanych we wdowim sercu od wielu lat. Już na pogrzebie pierwszego męża oświadczyła pani Melania przyjaciółce, że jeśli wyjdzie za mąż, to chyba tylko za doktora. – Moja pani – mówiła – ciężką forsę kosztował mnie mój nieboszczyk przez czas choroby i wszystko to zabrali dochtorzy. Taki się nie narobi! Zawsze ubrany jak we święto, tu sztuknie, tam puknie, nabazgrze, że tylko aptekarz rozebrać potrafi, co napisał i każden płaci, nawet tem okiem nie mrugnie. Dlatego ślub se uczyniłam wyjść za mąż tylko za dochtora. Odbiorę może to, co na nieboszczyka wydałam. Trafiali się konkurenci różni: krawiec, fryzjer, nawet woźny z prosektorium: wszystkich odrzuciła. Aż wreszcie zjawił się wymarzony doktor. Miały się odbyć zaręczyny. W trzypokojowym mieszkaniu narzeczonej na ulicy Białostockiej przy suto zastawionych stołach zasiadło grono gości. Między innymi obecnych było dwu odrzuconych konkurentów. Panowie Teofil Mucha, murarz, i Józef Piskorski, fryzjer, drżeli z ciekawości ujrzenia rywala, doktora. Jakoż z niewielkim opóźnieniem zjawił się, ubrany w biały fartuch lekarski i z walizeczką pełną lancetów i noży operacyjnych. Przepraszał bardzo za niepunktualność, ale wstrzymała go niecierpiąca zwłoki operacja. Młody chirurg zasiadł za stołem i żeby nadrobić stracony czas, z podziwu godną wprawą zoperował pół butelki wódki i dokonał amputacji sporego kawałka gotowanej głowizny. Naraz zaszło coś nieoczekiwanego.
8 tom Opowiadań przedwojennych Stefana Wiecheckiego Wiecha zawiera komplet utworów drukowanych w dzienniku „Dobry wieczór! Kurier Czerwony” z 1933 roku z wyjątkiem opowiadań o tematyce żydowskiej, które weszły w skład tomu 3 pod tytułem „Mąż za tysiąc złotych”.WIECH jednakowo zachwyca już czwarte pokolenie Polaków. Przedtem dziadków i rodziców. Teraz znów dzieci i wnuków. Pokładamy się ze śmiechu i zarazem ciarki nas przechodzą. Przedwojenne opowiadania. Przedwojenna jakość. Wiech uznany za najbardziej warszawskiego z warszawskich pisarzy. Znawca, a może wręcz współtwórca warszawskiej gwary, choć on sam twierdził, że jedynie wiernie ją odtwarza, ograniczając się jedynie do oszlifowania jej, a czasami nadania jej formy nieco elegantszej, bo w jego książkach nie znajdziemy żadnego grubiaństwa (z ulubionym warszawskim kurwa jego mać na czele), a mimo to oddaje w sposób niezwykły koloryt językowy warszawskiej ulicy. A przy tym te jego opowiadania mają przecież także niezwykle ostry, krytyczny pazur – wszak Wiech wytyka nam bezwzględnie nasze wady z pijaństwem i awanturnictwem na czele. O autorze niniejszego tomu pisał Michał Choromański: Uważam Wiecha za jednego z najlepszych polskich pisarzy współczesnych, niewyczerpanego w pomysłach i zajmującego wyjątkową postawę moralną. O Wiechu można nawet powiedzieć, że jest wielkim filozofem. A Maria Pawlikowska-Jasnorzewska dodawała: Wiech to gentleman, szalenie dowcipny, nigdy jadowity, często wzruszający. Jego felietony są wynikiem obserwacji bardzo uważnej, pracy w swoim rodzaju całkiem twórczej i na wskroś oryginalnej. A Antoni Słonimski podsumowując twórczość Wiecha pisał: Wolę książkę, która ma niepoważne zamierzenia i poważne osiągnięcia, od dzieł, które mają poważne zamierzenia i niepoważne osiągnięcia.
Jedenasty tom „Opowiadań powojennych” najbardziej warszawskiego z pisarzy warszawskich Stefana Wiecheckiego Wiecha. Wiech nie tylko odtwarza koloryt Warszawy, on wręcz tworzy język, gwarę warszawskich drobnych cwaniaczków. Opisując świat z puntu widzenie przeciętnego Warszawiaka cwaniaka, zawsze pewnego swych racji, zauważa w tym świecie masę absurdów, rzeczy pozytywnych i negatywnych. Wiech częstokroć kpi sobie z władzy, ale ponieważ robi to jako pan „Wątróbka” (bo tak się nazywa główny bohater opowiadań Wiecha) to zdaje się, iż można to traktować z przymrużeniem oka. A tymczasem Wiech był po prostu wielkim pisarzem i stworzył tę swoją specyficzną formę, bo może ułatwiała zawoalowaną krytykę i pozostawiała to co najcenniejsze – trochę żartu, śmiechu, przymrużenia oka. A o języku swojej twórczości sam Wiech stwierdził ambiwalentnie: „Pytano mnie, czy uważam się za współtwórcę gwary warszawskiej. Współtwórca to za duże słowo. Starałem się zawsze wiernie ją tylko odtworzyć. Oczywiście zdarzało się na kanwie istniejących zwrotów wyprodukować coś nowego, ale wypadków tych było niewiele”. Tej gwary już prawie nie ma, powracamy więc do Wiecha trochę z tęsknoty za dawną Warszawą, ale może przede wszystkim to po prostu pisarz znakomity, o którym M. Choromański pisał nawet: „Uważam Wiecha za jednego z najlepszych polskich pisarzy współczesnych”. W tym tomie znajdziecie opowiadania z lat 1965-67. Kto czyta Wiecha, ten się uśmiecha!
Trzynasty już tom Opowiadań powojennych najbardziej warszawskiego z pisarzy warszawskich Stefana Wiecheckiego WIECHA. Ale tym razem to nie opowiadania, a jedna z dwóch powieści Wiecha. Napisana tuż po wojnie i będąca jego bodaj najsłynniejszym dziełem - Cafe pod Minogą. Napisana i opublikowana tuż po wojnie w 1947 roku od razu stała się jednym z największych ówczesnych bestsellerów,a w 1959 roku książkę rozsławił dodatkowo film, z Adolfem Dymszą w roli głównego bohatera Maniusza Kitajca. Ale kogóż tu nie spotkamy: szefuje temu zacnemu lokalowi pan Konstanty Aniołek (wraz z małżonką), pojawia się właściciel zakładu pogrzebowego pan Celestyn Konfiteor i reszta ferajny Maniusia, a także tajemniczy czarnoskóry dyplomata. A wszystko na tle wojennej okupacji i z wątkiem jak najbardziej sensacyjnym! Wiechowski opis wojennych losów warszawiaków i śmieszy i wzrusza. Boć przecież Wiech był po prostu wielkim pisarzem i stworzył tę swoją specyficzną formę, bo pozostawiała to co najcenniejsze - trochę żartu, śmiechu, przymrużenia oka nawet w okupacyjnej, strasznej rzeczywistości. Bo: Kto czyta Wiecha, ten się uśmiecha!
Piąty tom opowiadań przedwojennych Stefana Wiecheckiego Wiecha zawiera komplet opowiadań o tematyce żydowskiej z lat 1937–39 drukowanych w dzienniku „Dobry Wieczór! Kurier Czerwony”. W zasadzie większość z zawartych tu opowiadań nie była nigdy publikowana wcześniej w formie książkowej. WIECH jednakowo zachwyca już czwarte pokolenie Polaków. Przedtem dziadków i rodziców. Teraz znów dzieci i wnuków. Pokładamy się ze śmiechu, a zarazem ciarki nas przechodzą. Przedwojenne opowiadania. Przedwojenna jakość. I przypomnijmy tych kilka opinii o twórczości Wiecheckiego: „Wolę książkę, która ma niepoważne zamierzenia i poważne osiągnięcia, od dzieł, które mają poważne zamierzenia i niepoważne osiągnięcia” – pisze Antoni Słonimski, a Maria Pawlikowska-Jasnorzewska dodaje: „Wiech to gentleman, szalenie dowcipny, nigdy jadowity, często wzruszający”. A wedle Michała Choromańskiego: „Wiech to po prostu jeden z najlepszych polskich pisarzy współczesnych”.
Zgodnie z naszym stałym hasłem serii – a w zasadzie niezwykłej pracy edytorskiej – Opowiadań przedwojennych Stefana Wiecheckiego Wiecha, jednego z najwybitniejszych, najciekawszych językowo polskich pisarzy przypominamy: Wiech jednakowo zachwyca już czwarte pokolenie Polaków. Przedtem dziadków i rodziców. Teraz znów dzieci i wnuków. Przedwojenne opowiadania. Przedwojenna jakość. Tom XV opowiadań przedwojennych obejmuje krótkie utwory określone przez Wiecha jako reportaże, i to widać są one bowiem bardziej osobiste a mniej fabularne. Zamieszczane były w niedzielnych numerach dziennika Dobry Wieczór! Kurier czerwony po 1934 roku. Nie ujmowaliśmy ich w dotychczasowych tomach, ponieważ – jako reportaże właśnie i tak przez Wiecha sygnowane – zasługiwały na osobne ujęcie. Wydawało nam się, że tom niniejszy wyczerpie już całość twórczości przedwojennej Stefana Wiecheckiego, prawdopodobnie jednak potrzebny będzie jeszcze aneks pełen uzupełnień czyli tom XVI który zamknie całą edycję
Przedostatni, trzynasty już tom Opowiadań przedwojennych Stefana Wiecheckiego Wiecha, najbardziej warszawskiego z pisarzy polskich, mistrza polskiej mowy, bo przecież ta cudowna gwara warszawska, która niestety już zanika, a którą twórczość Wiecha przypomina, to przecież także świadectwo niezwykłego wyczucia językowego autora, mistrza opisu przedmieść, naszych drobnych przywar, naszego cwaniactwa, drobnego kanciarstwa itp. Tym razem w tym tomie oddaje Wiech głos jednemu ze swoich bohaterów - Waleremu Wątróbce. Pan Walery z zwykłą dla siebie bezkompromisowością, dezynwolturą, trzeźwym osądem świata z perspektywy warszawskiego cwaniaczka (ale też swego rodzaju Szwejka) ogląda i komentuje wydarzenia na świecie. I choć pojęcie o polityce ma pozornie małe, to jednak warto się wgłębić w te jego opinie: czy to aby nie głos rozsądku, trzeźwego spojrzenia? WIECH jednakowo zachwyca już czwarte pokolenie Polaków. Przedtem dziadków i rodziców. Teraz znów dzieci i wnuków. Pokładamy się ze śmiechu, a zarazem ciarki nas przechodzą. Przedwojenne opowiadania. Przedwojenna jakość
Wiech jednakowo zachwyca już czwarte pokolenie Polaków. Przedtem dziadków i rodziców. Teraz znów dzieci i wnuków. Pokładamy się ze śmiechu i zarazem ciarki nas przechodzą. Przedwojenne opowiadania. Przedwojenna jakość. Wiech uznany za najbardziej warszawskiego z warszawskich pisarzy. Znawca, a może wręcz współtwórca warszawskiej gwary, choć on sam twierdził, że jedynie wiernie ją odtwarza, ograniczając się jedynie do oszlifowania jej, a czasami nadania jej formy nieco elegantszej, bo w jego książkach nie znajdziemy żadnego grubiaństwa (z ulubionym warszawskim kurwa jego mać na czele), a mimo to oddaje w sposób niezwykły koloryt językowy warszawskiej ulicy. A przy tym te jego opowiadania mają przecież także niezwykle ostry, krytyczny pazur – wszak Wiech wytyka nam bezwzględnie nasze wady z pijaństwem i awanturnictwem na czele. O autorze niniejszego tomu pisał Michał Choromański: „Uważam Wiecha za jednego z najlepszych polskich pisarzy współczesnych, niewyczerpanego w pomysłach i zajmującego wyjątkową postawę moralną. O Wiechu można nawet powiedzieć, że jest wielkim filozofem.” A Maria Pawlikowska-Jasnorzewska dodawała: „Wiech to gentleman, szalenie dowcipny, nigdy jadowity, często wzruszający. Jego felietony są wynikiem obserwacji bardzo uważnej, pracy w swoim rodzaju całkiem twórczej i na wskroś oryginalnej”. A Antoni Słonimski podsumowując twórczość Wiecha pisał: „Wolę książkę, która ma niepoważne zamierzenia i poważne osiągnięcia, od dzieł, które mają poważne zamierzenia i niepoważne osiągnięcia”. Obecny tom pt. Pantofelki z flądry, czyli czwarty tom opowiadań powojennych Wiecha w naszej edycji jest zapożyczony od jednego z utworów, zawiera większość opowiadań opublikowanych przez autora w latach 1948-1950 w tomach G – jak Gienia, Z bukietem w ręku oraz Do wyboru do koloru. Pominęliśmy opowiadania, które Wiech opublikował już przed wojną, a w wymienionych wyżej tomach po prostu powtórzył pod identycznym tytułem bez zmian (lub ze zmianami jedynie o charakterze kosmetycznym). Część opowiadań z tomu G – jak Gienia, które nie weszły w skład niniejszego zbioru, opublikowaliśmy wcześniej w tomie trzecim niniejszej edycji.
Trzynasty już tom Opowiadań powojennych najbardziej warszawskiego z pisarzy warszawskich Stefana Wiecheckiego WIECHA. Ale tym razem to nie opowiadania, a jedna z dwóch powieści Wiecha. Napisana tuż po wojnie i będąca jego bodaj najsłynniejszym dziełem - Cafe pod Minogą. Napisana i opublikowana tuż po wojnie w 1947 roku od razu stała się jednym z największych ówczesnych bestsellerów,a w 1959 roku książkę rozsławił dodatkowo film, z Adolfem Dymszą w roli głównego bohatera Maniusza Kitajca. Ale kogóż tu nie spotkamy: szefuje temu zacnemu lokalowi pan Konstanty Aniołek (wraz z małżonką), pojawia się właściciel zakładu pogrzebowego pan Celestyn Konfiteor i reszta ferajny Maniusia, a także tajemniczy czarnoskóry dyplomata. A wszystko na tle wojennej okupacji i z wątkiem jak najbardziej sensacyjnym! Wiechowski opis wojennych losów warszawiaków i śmieszy i wzrusza. Boć przecież Wiech był po prostu wielkim pisarzem i stworzył tę swoją specyficzną formę, bo pozostawiała to co najcenniejsze - trochę żartu, śmiechu, przymrużenia oka nawet w okupacyjnej, strasznej rzeczywistości. Bo: Kto czyta Wiecha, ten się uśmiecha!
„Wolę książkę, która ma niepoważne zamierzenia i poważne osiągnięcia od dzieł, które mają poważne zamierzenia i niepoważne osiągnięcia” – taką ocenę twórczości Stefana Wiecheckiego zawarł Antoni Słonimski uzasadniając zgłoszenie Wiecha do nagrody Akademii Niezależnych. Tuwim nazywał go „Homerem warszawskiej ulicy i warszawskiego języka” a do jego zagorzałych czytelników należeli też Stefan Kisielewski czy Karol Szymanowski; Ale nie sam język zadecydował o powodzeniu felietonów Wiecha. Istotnym ich elementem jest łagodny i przyjazny humor. Soczysty język Wiecha, sympatyczne, wyraziste i barwne postaci przewijają się w jego felietonach i opowiadaniach. Jedną z nich jest pan Teofil Piecyk, który w przezabawny sposób przedstawia nam w swoich królewskich opowieściach historię Polski. I nic dziwnego że Wiech czyta już czwarte pokolenie! Teraz możemy go także posłuchać! I to w świetnej interpretacji Zbigniewa Buczkowskiego.
Piętnasty już tom Opowiadań powojennych najbardziej warszawskiego z pisarzy warszawskich Stefana Wiecheckiego WIECHA. Wiech nie tylko odtwarza koloryt Warszawy, on wręcz tworzy język, gwarę warszawskich drobnych cwaniaczków. Opisując świat z punktu widzenie przeciętnego Warszawiaka cwaniaka, zawsze pewnego swych racji, zauważa w tym świecie masę absurdów, rzeczy pozytywnych i negatywnych. A że PRL pełen był drobnych absurdów także, więc wychwytuje je Wiech swoim uszczypliwym piórem Spogląda także "przez lufcik" na to czym żyje warszawska ulica: a to nowe spektakle teatralne, a to koncert rockowy (w tych latach!) Rolling Stonesów, a to Jazz jamboree ochrzczone przez wiechowskiego pana Piecyka mianem Jamboree bez drzazgu, a to olimpiada czy słynny Wyścig Pokoju. A przede wszystkim codzienność Warszawy. W tym tomie zebraliśmy opowiadania z lat 1970-1972 opublikowane pierwotnie w tomie "Przez lufcik". Jak zwykle w tej serii tom zatytułowaliśmy tak jak jedno z zawartych w nim opowiadań.M. Choromański pisał o autorze wspomnień: Uważam Wiecha za jednego z najlepszych polskich pisarzy współczesnych. A poza wszystkim, wciąż pozostaje aktualne hasło: Kto czyta Wiecha, ten się uśmiecha!
Myliłby się, kto by przypuszczał, że na szyldzie wymienionego w tytule niniejszej opowieści zakładu gastronomicznego przy ulicy Zapiecek widniała dorodna minoga na przybranym zieloną pietruszeczką półmisku. Nic podobnego! Oto przed kilku laty znany na Starówce alkoholik i awanturnik niejaki Millerek, pogniewawszy się na lokal za odmowę kredytu, zwrócił się do małżonki właściciela, pani Serafiny Aniołkowej z następującą apostrofą: „Ach ty minogo z małem łebkiem, za wieczne ondulacje szarpana, ja Cię tu zaraz nauczę szaconku dla gości”. Ten wesoły lokal sąsiadował z zakładem pogrzebowym „Wieczny Odpoczynek” Celestyna Konfiteora, w którym pan Aniołek po zajęciu Warszawy przez Niemców stworzył nielegalną filię. W „Cafe pod Minogą” ukrywał się Murzyn Jumbo w przebraniu wdowy Emili Czarnomordzik. Opuszczony przez zagranicznego ambasadora kierowca otrzymał w spadku luksusowy samochód i informację o ukrytych pod podłogą ambasady pieniądzach. Zabawne perypetie wdowy Czarnomordzik i braci Piskorskich poszukujących ukrytego skarbu, opisane barwnym, pełnym humoru językiem Wiecha przenoszą nas do okupowanej Warszawy i ukazują walczących w specyficzny sposób z wrogiem jej mieszkańców. Czyta: Zbigniew Buczkowski Muzyka: Tomasz Budkiewicz Realizacja nagrania: Tomasz Budkiewicz Czas nagrania: 6 godz. 17 minut (1 płyta MP3)
Czternasty już tom Opowiadań powojennych najbardziej warszawskiego z pisarzy warszawskich Stefana Wiecheckiego „Wiecha”. Wiech nie tylko odtwarza koloryt Warszawy, on wręcz tworzy język, gwarę warszawskich drobnych cwaniaczków. Opisując świat z punktu widzenie przeciętnego warszawiaka cwaniaka, zawsze pewnego swych racji, zauważa w tym świecie masę absurdów, rzeczy pozytywnych i negatywnych. O języku Wiecha napisano nawet kilkanaście prac doktorskich, ale co ciekawe – uwielbiany przez czytelników nie zawsze znajdował uznanie tzw. poważnych krytyków. W niniejszym tomie publikujemy opowiadania, które Wiech opublikował pierwotnie w tomie pod tym tytułem w roku 1974 w wydawnictwie Czytelnik. W tym tomie państwo Piecykowie, stali bohaterowie Wiecha, ruszają na miasto, na bal, w świat. Interesuje się już zatem pan Piecyk nie tylko aferami sąsiedzko-podwórkowymi, ale i polityką, muzyką, sportem, a wszystko to dzięki temu, iż do państwa Piecyków w końcu trafiła telewizja... Michał Choromański pisał o autorze: „Uważam Wiecha za jednego z najlepszych polskich pisarzy współczesnych. A poza wszystkim, wciąż pozostaje aktualne hasło: Kto czyta Wiecha, ten się uśmiecha!”
Dwunasty już tom Opowiadań powojennych najbardziej warszawskiego z pisarzy warszawskich Stefana Wiecheckiego Wiecha. Wiech nie tylko odtwarza koloryt Warszawy, on wręcz tworzy język, gwarę warszawskich drobnych cwaniaczków. Opisując świat z punktu widzenie przeciętnego Warszawiaka cwaniaka, zawsze pewnego swych racji, zauważa w tym świecie masę absurdów, rzeczy pozytywnych i negatywnych. Wielokrotnie zajmuje się sportem, zwł. kolarstwem (przecież cała Polska fascynowała się Wyścigiem Pokoju, więc wśród kibiców nie mogło zabraknąć Walerego Wątróbki i jego małżonki) i piłką nożną Wiech częstokroć kpi sobie z władzy, ale ponieważ robi to jako pan „Wątróbka” (bo tak się nazywa główny bohater opowiadań Wiecha) to zdaje się, iż można to traktować z przymrużeniem oka. A tym czasem Wiech był po prostu wielkim pisarzem i stworzył tę swoją specyficzną formę, bo może ułatwiała zawoalowaną krytykę i pozostawiała to co najcenniejsze – trochę żartu, śmiechu, przymrużenia oka. A o języku swojej twórczości sam Wiech stwierdził ambiwalentnie: „Pytano mnie, czy uważam się za współtwórcę gwary warszawskiej. Współtwórca to za duże słowo. Starałem się zawsze wiernie ją tylko odtworzyć. Oczywiście zdarzało się na kanwie istniejących zwrotów wyprodukować coś nowego, ale wypadków tych było niewiele”. Tej gwary już prawie nie ma, powracamy więc do Wiecha trochę z tęsknoty za dawną Warszawą, ale może przede wszystkim, bo to po prostu pisarz znakomity, o którym M. Choromański pisał nawet: „Uważam Wiecha za jednego z najlepszych polskich pisarzy współczesnych”. W tym tomie znajdziecie opowiadania opublikowane pierwotnie w 1968 roku w zbiorze opublikowanym przez wydawnictwo Czytelnik pod tytułem Śmiech śmiechem. Pominęliśmy opowiadania, opublikowane przez nas we wcześniejszych jedenastu tomach. Te opowiadania Wiech w Śmiech śmiechem po prostu powtórzył. Kto czyta Wiecha, ten się uśmiecha!
Jedenasty tom „Opowiadań powojennych” najbardziej warszawskiego z pisarzy warszawskich Stefana Wiecheckiego Wiecha. Wiech nie tylko odtwarza koloryt Warszawy, on wręcz tworzy język, gwarę warszawskich drobnych cwaniaczków. Opisując świat z puntu widzenie przeciętnego Warszawiaka cwaniaka, zawsze pewnego swych racji, zauważa w tym świecie masę absurdów, rzeczy pozytywnych i negatywnych. Wiech częstokroć kpi sobie z władzy, ale ponieważ robi to jako pan „Wątróbka” (bo tak się nazywa główny bohater opowiadań Wiecha) to zdaje się, iż można to traktować z przymrużeniem oka. A tymczasem Wiech był po prostu wielkim pisarzem i stworzył tę swoją specyficzną formę, bo może ułatwiała zawoalowaną krytykę i pozostawiała to co najcenniejsze – trochę żartu, śmiechu, przymrużenia oka. A o języku swojej twórczości sam Wiech stwierdził ambiwalentnie: „Pytano mnie, czy uważam się za współtwórcę gwary warszawskiej. Współtwórca to za duże słowo. Starałem się zawsze wiernie ją tylko odtworzyć. Oczywiście zdarzało się na kanwie istniejących zwrotów wyprodukować coś nowego, ale wypadków tych było niewiele”. Tej gwary już prawie nie ma, powracamy więc do Wiecha trochę z tęsknoty za dawną Warszawą, ale może przede wszystkim to po prostu pisarz znakomity, o którym M. Choromański pisał nawet: „Uważam Wiecha za jednego z najlepszych polskich pisarzy współczesnych”. W tym tomie znajdziecie opowiadania z lat 1965-67. Kto czyta Wiecha, ten się uśmiecha!
Dziesiąty tom opowiadań powojennych najbardziej warszawskiego z pisarzy warszawskich Stefana Wiecheckiego Wiecha. Wiech nie tylko odtwarza koloryt Warszawy, on wręcz tworzy język, gwarę warszawskich drobnych cwaniaczków. Opisując świat z punktu widzenia przeciętnego „Walerego Wątróbki”, zauważa w tym świecie masę absurdów, rzeczy pozytywnych i negatywnych. Wiech częstokroć kpi sobie z władzy, ale ponieważ robi to jako pan Wątróbka to zdaje się, iż można to traktować z przymrużeniem oka. A tym czasem Wiech był po prostu wielkim pisarzem i stworzył tę swoją specyficzną formę, bo może ułatwiała zawoalowaną krytykę i pozostawiała to, co najcenniejsze – trochę żartu, śmiechu, przymrużenia oka. A o języku swojej twórczości sam Wiech stwierdził ambiwalentnie: Pytano mnie, czy uważam się za współtwórcę gwary warszawskiej. Współtwórca to za duże słowo. Starałem się zawsze wierniej tylko odtworzyć. Oczywiście zdarzało się na kanwie istniejących zwrotów wyprodukować coś nowego, ale wypadków tych było niewiele, tej gwary już prawie nie ma, powracamy więc do Wiecha trochę z tęsknoty za dawną Warszawą, ale może przede wszystkim to po prostu pisarz znakomity, o którym M. Choromański pisał nawet: Uważam Wiecha za jednego z najlepszych polskich pisarzy współczesnych. W tym tomie znajdziecie opowiadania z lat 1962-64. Kto czyta Wiecha, ten się uśmiecha!