19 listopada 1942 roku. Na rynku w Drohobyczu zostaje zastrzelony Bruno Schulz. Kilka lat później Sklepy cynamonowe i Sanatorium pod Klepsydrą zdobywają status arcydzieł i rozpoczynają wędrówkę do kanonu światowej literatury. Legenda genialnego artysty zaczyna żyć własnym życiem. Pośmiertnym sukcesom Schulza z pewnego oddalenia przygląda się tajemnicza kobieta… To Juna, znana czytelnikom z dedykacji do Sanatorium pod Klepsydrą.
Agata Tuszyńska w swojej najnowszej książce proponuje niezwykłą literacką opowieść, w której mieszają się dramatyczne wątki miłości i wojny. Pisarkę zainspirowała tym razem postać Juny, Józefiny Szelińskiej, jedynej kobiety, której Bruno Schulz zaproponował małżeństwo.
Miłość, sztuka, wojna i śmierć. Drohobycz, Warszawa, Gdańsk. Zasłyszane opowieści i nieliczne ślady, na podstawie których Agata Tuszyńska opisuje możliwe dzieje związku dwóch wybitnych osobowości.
Dlaczego Schulz nigdy się nie ożenił? Dlaczego to on podpisał się pod polskim tłumaczeniem Procesu Kafki, choć przekładu dokonała Szelińska? Z jakich powodów Juna nie ułożyła sobie życia z innym mężczyzną? Jaki los spotkał Mesjasza, zaginiony rękopis ostatniej powieści Schulza?
Piękna opowieść o miłości, stracie i sztuce, która po raz kolejny okazała się potężniejsza niż śmierć.
Autor | Agata Tuszyńska |
Wydawnictwo | Wydawnictwo Literackie |
Rok wydania | 2015 |
Oprawa | twarda |
Liczba stron | 256 |
Format | 14.5 x 20.7 cm |
Numer ISBN | 978-83-08-05433-8 |
Kod paskowy (EAN) | 9788308054338 |
Waga | 529 g |
Wymiary | 145 x 207 x 28 mm |
Data premiery | 2015.08.18 |
Data pojawienia się | 2015.08.18 |
Dostępna liczba sztuk | |
---|---|
Dostępność całkowita | 11 szt. |
Dostępność w naszym magazynie | 5 szt. (realizacja jeszcze dzisiaj) |
Dostępność w punktach Bonito |
---|
ul. Jagiellońska 4 (przecznica ul. Wolności) | Zamów i odbierz już jutro |
ul. Dmowskiego 12 (obok stacji Gdańsk Wrzeszcz) | Zamów i odbierz już jutro |
ul. Staromiejska 6 (50 m od Rynku) | Zamów i odbierz już jutro |
ul. Piotrkowska 193 (200 m od Politechniki Łódzkiej) | Zamów i odbierz już jutro |
al. Komisji Edukacji Narodowej 51 (skrzyżowanie z ul. Płaskowickiej) | Zamów i odbierz już jutro |
al. Komisji Edukacji Narodowej 88 (Ursynów - metro Stokłosy) | Zamów i odbierz już jutro |
al. Niepodległości 54 (przy stacji metro Wierzbno) | Zamów i odbierz już jutro |
ul. Chmielna 4 (50 metrów od ul. Nowy Świat) | Zamów i odbierz już jutro |
ul. Czapelska 48 (200 m od ronda Wiatraczna) | Zamów i odbierz już jutro |
ul. Kondratowicza 37 (blisko Szpitala Bródnowskiego) | Zamów i odbierz już jutro |
ul. Pańska 96 (300 m od ronda Daszyńskiego) | Zamów i odbierz już jutro |
ul. Powstańców Śląskich 3 (obok restauracji McDonald's) | Zamów i odbierz już jutro |
ul. Stawki 8 (450 m od CH Arkadia) | Zamów i odbierz już jutro |
ul. Wspólna 27 (przecznica Marszałkowskiej) | Zamów i odbierz już jutro |
ul. Żeromskiego 1 (przy stacji metra Słodowiec) | Zamów i odbierz już jutro |
al. Armii Krajowej 12 (Budynek Centrum AB) | Zamów i odbierz już jutro |
ul. Jedności Narodowej 122 (blisko Parku Słowiańskiego) | Zamów i odbierz już jutro |
ul. Plac Grunwaldzki 25 (w budynku Grunwaldzki Center) | Zamów i odbierz już jutro |
ul. Ruska 2 (przy Placu Solnym) | Zamów i odbierz już jutro |
Darmowa dostawa już od 299,00 zł
Przyznaję, iż przed przeczytaniem tej cudownej książki niewiele wiedziałem o Brunonie Schulzu (a o jego narzeczonej wręcz nic). Ot, istniał taki przedwojenny, dopiero wybijający się, polski pisarz prozaik i artysta plastyk, pochodzenia żydowskiego. Mieszkał sobie w Drohobyczu, znany był m.in. z obscenicznych rysunków, które tworzył wyrażając nimi swe erotyczno-masochistyczne obsesje. Podczas okupacji hitlerowskiej wykonywał ścienne malowidła w domu zamieszkałym przez jakiegoś gestapowca czy esesmana (obiło mi się nawet o uszy, że to ścierwo wabiło się Landau). Wkrótce, podobnie jak tysiące innych Żydów galicyjskich i miliony europejskich, Bruno Schulz zginął zamordowany przez hitlerowców.
Szanowna Czytelniczko, Szanowny Czytelniku, czy wiesz dużo więcej? Pytania oczywiście nie zadaję ukierunkowanym znawcom literatury i sztuki, choć i ich książka p. Agaty Tuszyńskiej na pewno oczaruje (jeśli jej jeszcze nie przeczytali). Autorka zawarła w niej dwie opowieści biograficzne, z zaakcentowaniem sfery psychologiczno-emocjonalnej (bardzo) i erotycznej (trochę). Prowadzenie narracji dzieli ze swą tytułową bohaterką, Józefiną Szelińską (1905-1991), zwaną przez bliskich Juną. Druga tytułowa postać to oczywiście Bruno Schulz (1892-1942). Poznajemy drogi i dokonania życiowe ich obojga, także środowiska – te, w których wyrośli, i te, w których się później obracali. Na kartach książki odnajdujemy też zwięzłe omówienie twórczości Schulza oraz ilustracje niektórych jego dzieł plastycznych. Bruno i Juna to Polacy pochodzenia żydowskiego. On z czasem odstąpił od religii mojżeszowej i nawet formalnie wypisał się z gminy wyznaniowej. Ona była w drugim pokoleniu chrześcijanką (jej rodzice dokonali konwersji na katolicyzm). Oboje wykształceni. Juna nawet z doktoratem (1929) i magisterium – kolejność niepomylona, cyt., str. 29: Ten doktorat znaczył w tamtejszym systemie nauki tyle co absolutorium. Magisterium na temat psychologicznego aspektu czynu romantycznego zrobiłam nieco później. Bruno zaś z nieukończonymi studiami politechnicznymi i rozpoczętymi artystycznymi. Fizycznie bardzo się różnili, wręcz nie pasowali do siebie. On to niziutki, słaby, niczym niewyróżniający się chuderlak o mocno przeciętnej fizjonomii, z odstającymi uszami. Juna natomiast była piękną, dorodną, silną fizycznie, wysoką, zgrabną kobietą. Jeśli ktoś ma tu wątpliwości, to rozwieje je całostronicowa fotografia Juny, zamieszczona zaraz na początku książki. Zdjęcie Brunona znajduje się na str. 51. Fotografie wykonano na początku ich związku narzeczeńskiego, istniejącego w latach 1933-1937, niezwieńczonego jednak zawarciem małżeństwa. Z winy jego, aby nie było tu wątpliwości. Po poznaniu historii ich znajomości nawet męski szowinista nie doszukiwałby się winy po stronie kobiecej.
Bruno Schulz jawił się jako mężczyzna delikatny, pedantyczny, subtelny, bardzo empatyczny, wrażliwy na ludzką krzywdę, często angażujący się w pomaganie innym. Ale pokochać kobietę (piszę o prawdziwym uczuciu) niepotrafiący! Potrzebował partnerki życiowo zaradnej, opiekuńczej, przy tym inteligentnej, elokwentnej i atrakcyjnej (reprezentacyjnej), w towarzystwie której mógłby się pokazywać w środowisku artystów. Miłością darzył tylko swoje utwory literackie i dzieła sztuki (obrazy, grafiki), cały czas marząc o wielkiej sławie. I w końcu ją pośmiertnie osiągnął po wojnie, jednak chyba bardziej za granicą niż w Polsce. Kobiety traktował instrumentalnie – te z wyższych sfer pomagały mu w robieniu kariery pisarskiej (Zofia Nałkowska), te ze sfer średnich (m.in. Juna) były jego kochankami, przyjaciółkami, korespondencyjnymi powiernicami, a te z najniższych (tanie uliczne prostytutki) zaspokajały jego skrajnie masochistyczne potrzeby erotyczne. Tym ostatnim paniom zwykł najpierw wręczać karteczkę z „instrukcją obsługi” – jak mają z nim postępować, tj. bić i poniżać go. Wspominam o tym jedynie dlatego, iż akurat takowa „scenka” stała się powodem definitywnego rozstania się narzeczonych – Juna przypadkowo zaobserwowała ją na ulicy Chmielnej w Warszawie. Po tragedii Września 1939 Bruno Schulz pozostał w Drohobyczu. Oportunistycznie, nieco nawet konformistycznie zabiegał o przetrwanie swoje i najbliższej rodziny. Pod pierwszą, radziecką okupacją jakoś mu się to jeszcze udawało, głównie dzięki posiadanemu talentowi plastycznemu. Ale po wkroczeniu hitlerowców jego dni stały się już policzone. Autorka ciekawie, ze zrozumieniem i empatią opisuje wojenne i okupacyjne perypetie Brunona Schulza, zakończone tragicznie.
Józefina Szelińska kochała Brunona Schulza do szaleństwa. Owszem, na pewno przy okazji marzyła o wielkiej sławie swojego narzeczonego i przyszłego męża, widząc siebie u jego boku. Pragnęła się też wyrwać z galicyjskiej prowincji do Warszawy lub przynajmniej do Lwowa. Ale Brunona naprawdę bardzo kochała, jej uczucie nie było podszyte wyrachowaniem. Namiętności towarzyszyła tkliwość i duża opiekuńczość wobec nieporadnego życiowo artysty. Zapewne nie przeszkadzały jej też jego specyficzne upodobania erotyczne, jeśli tylko nie realizował ich również z innymi kobietami. I w końcu Junie udało się zamieszkać w Warszawie. Zrezygnowała z posady prowincjonalnej nauczycielki, a dzięki protekcji ustosunkowanego kolegi Brunona uzyskała zatrudnienie w charakterze warszawskiej urzędniczki. Spodziewała się też obiecanego przyjazdu Brunona do stolicy – tu przecież również mógłby tworzyć swoje dzieła, mając przy okazji poparcie znajomych artystów, wśród których był lubiany i doceniany. Owszem przyjeżdżał, ale tylko w odwiedziny. Czynił też anemiczne, chyba specjalnie bezowocne starania o zawarcie ślubu cywilnego – tylko taki był możliwy pomiędzy nim (już wtedy bezwyznaniowcem) a Juną katoliczką. W przedwojennej Polsce prawo dopuszczało możliwość zawarcia ślubu cywilnego jedynie na terenie byłego zaboru pruskiego, a i to pod warunkiem zamieszkiwania tam, potwierdzonego dłuższym czasem zameldowania. Podczas ostatniej bytności narzeczonego w Warszawie Juna przypadkowo ujrzała go płaszczącego się przed dwiema ulicznymi k…ami. To już stało się dla niej nie do wytrzymania. Podjęła decyzję o rozstaniu, nie informując Brunona o przyczynie (nigdy się nie dowiedział, że go wtedy widziała na ulicy). Swoją decyzję odchorowała, okupiła dłuższą depresją psychiczną. Wojnę i okupację przeżyła, tracąc w Holokauście rodziców, sama ledwo uchodząc z życiem. Od 1945 r. mieszkała i pracowała w Gdańsku. Autorka bardzo interesująco opisuje jej pogmatwane, wojenne i powojenne losy, aż do samobójczej śmierci w wieku 86 lat.
Bruno Schulz ponownie pojawił się w życiu Józefiny Szelińskiej, gdy „odkryło” go powojenne, młodsze pokolenie twórców, znawców literatury i sztuki, pragnąc przybliżyć społeczeństwu ów niesłusznie zapomniany talent. Odpowiedziała na anons prasowy, którego nadawca poprosił o kontakt osoby mogące posiadać wiedzę o życiu Brunona Schulza i ewentualnie jakieś pamiątki po nim (listy, obrazy, rysunki etc.). Z Jerzym Ficowskim, on to bowiem był nadawcą, utrzymywała później długoletni kontakt korespondencyjny, wymieniając się informacjami o prywatnym życiu Brunona. Dzięki nim utwierdziła się w przekonaniu, że jej nie kochał, że tylko był (do czasu) jej nieszczerym przyjacielem i partnerem. A ja od siebie emocjonalnie dodam, iż Bruno Schulz okazał się tej przecudownej Juny absolutnie niewart!
PS.1. Podtytuł „Apokryf” oznacza, że p. Agata Tuszyńska puściła nieco wodze wyobraźni, ale jednak w ciasnym gorsecie licznych materiałów źródłowych wymienionych na str. 319 i 320. Uczyniła to z właściwym sobie talentem oraz znajomością natury i duszy kobiecej. Duszy Juny – chyba pokrewnej jej samej.
PS.2. Mnóstwo informacji o autorce książki, jej obojgu tytułowych bohaterach, jak również o p. Jerzym Ficowskim, można znaleźć w Internecie. Wszyscy czworo figurują m.in. w Wikipedii.
Oto piękna historia. Historia tak szybko zakończona, wyrwana gwałtem z życia. To historia, która mogła trwać i skończyć się tak pięknie. Mimo skomplikowanych czasów, mogła trwać, istnieć i zaowocować. Ale nie. Stało się inaczej. Została przerwana, tak nagle, gwałtownie.
„Narzeczona Schulza” to opowieść o skomplikowanych losach kobiety, pięknej, mądrej i szczęśliwie zakochanej w Brunonie. Ich historia zaczęła się niepozornie, a przerodziła się w coś niespotykanego. Ona stała się jego natchnieniem, muzą, a On dla niej był Mistrzem i całym światem. To dla niego żyła, funkcjonowała, rozwijała się. To dla niego postanowiła zrobić pierwszy krok, aby wydobyć go z małego świata jakim był Drohobycz. Postanowiła, że jego talent ujrzy szerszy świat. Bo, że talent posiadał nie miała do tego wątpliwości. Przeniosła się do dużego miasta. To wtedy ich relacja zaczęły się zmieniłać. Jego ciągłe oddalanie decyzji o przeprowadzce, wymówki, które mnożył, aby tylko pozostać w ukochanym Drohobyczu, spowodowały, że zaczęli do siebie dużo pisać. Częściej wymieniali się słowem pisanym niż uściskami. "Pojęła za to że Bruno jest listomanem, listografem, listożercą, że pisanie zastępuje mu rzeczywistość."
Początkowo relacje ich nie zmieniły się. Zmieniła się jedynie forma kontaktu. Oboje bardzo za sobą tęsknili. Ona jednak wiedziała, że musi być silna i wyciągnąć go do szerszej publiki, na co zasługiwał swoim talentem. Jego rysunki, poematy, mniejsze czy większe fragmenty, które pisał, w oczach Józefiny Szelińskiej były zbyt cenne, aby tylko mieszkańcy Drohobycza mogli je podziwiać. Starała się, aby obok swojej działalności jaką była praca w bibliotece zajmować się sprawami pisarza. To ona chciała stać się głową rodziny, zajmować się domem, rachunkami, zarabianiem pieniędzy. Jemu zostawiła pisanie. Przygotowała dla niego mieszkanie w stolicy. Jednak on nadal nie umiał z tego korzystać.
Po narzeczeństwie, które nastało nader niespodziewanie zaczęły pojawiać się rysy na ich związku. Józefina, piękna i młoda, zapewniana, że jest kochana przez Brunona, zaczęła wyczuwać niepewność, a nawet zagrożenie. Wynikało to z zaobserwowanych rysunków i notatek w notesie czy kalendarzu. Jej niepokój stanowiły panny lekkich obyczajów. Z tego też powodu przerwała nagle kontakt z Brunonem. Nie odbierała od niego przesyłek, listów, nie odpisywała, ani nie dawała znaków życia. Dodatkowo zbliżająca się wielkimi krokami wojna , nie sprzyjała szczególnie ludziom żydowskiego pochodzenia, jakimi byli narzeczeni. Ich kontakt obumarł. Wojna uniemożliwiła im wyjaśnienia sprzeczności, które między nimi zaistniały. Jednak Józefina Szelińska, została wierna Brunonowi do końca. On z wielkim talentem nie zdołał przeżyć wojny. Za to Ona do końca swoich dni nie ujawniając swojej tożsamości i wkładu w jego twórczość walczyła o jego dobre imię i pamięć.
Autorka w ciekawy, niebanalny sposób przedstawia twórczość, talent Brunona Schulza, który zbyt wcześnie został wyrwany z tego świata. Wszystko opisane oczyma jego ukochanej i oddanej Józefiny Szelińskiej. Słuchając historii drohobyckiej piękności poznajemy talent i samego Brunona Schulza, ale też wrażliwca, osobę, która nie umiała się dostosować się do panującej rzeczywistości i wymogów świata literackiego. Dzięki zastosowanemu przez autorkę języka dokumentu wraz z fikcją literacką, książka staje się niezwykłą biografią z wojenną rzeczywistością w tle.
Książka pięknie wydana. Rysunki, szkice i fotografie zamieszczone w książce, dodają atrakcyjności wydaniu. Dzięki temu czytelnik, ma możliwość z zapoznaniem się zarówno z urodą Juny (Józefiny Szelińskiej), ale również z twórczością Brunona Schulza. Wszystkie zdjęcia na blogu, pochodzą z owej książki.
Polecam. Bo to niezwykła biografia i historia miłosna razem.
www.lubieczytac.blogujaca.pl
Lubię brzydotę. Lubię rzeczy, które nie wpasowują się w kanon piękna, czasem odrzucają, nie są dla każdego i trzeba być szczególnie skrzywionym wrażliwcem, by dostrzec w nich coś pięknego. Dla każdego z osobna będzie to oznaczać coś innego. Ja nigdy nie lubiłam perfekcjonizmu. I z tego właśnie powodu moim ulubionym opowiadaniem ze „Sklepów cynamonowych” jest „Ulica krokodyli”. To przestrzeń sztuczna, niemalże papierowa, gdzie każdy przechodzień jest w pewien sposób ułomny, wybrakowany, pozbawiony czegoś w widoczny na pierwszy rzut oka sposób. To brzydkie miejsce z brzydkimi ludźmi. Z dziwolągami. Z tanimi substytutami elementów prawdziwych. Bo kiedy przeczytałam parę pierwszych stron „Sklepów cynamonowych”, zakochałam się z miejsca. Wiedziałam, że to miłość niekrótkotrwała. Więc przeczytałam zbiór jeszcze raz. A jakiś czas później, jeszcze raz. Do poduszki. Słowa wydawały się być tak piękne, że aż nieprawdziwe, by poustawiać je w tak fascynujących zestawieniach. Słyszałam, że zbyt wyuzdane, o pokrętnej seksualności i ze zbyt długimi zdaniami, które budowały nieskończone akapity szaleństwa. A ja po cichu kochałam Schulza, bo tak pięknie przecież pisał.
Józefina Szelińska, Juna, muza Wielkiego Artysty. Poznali się w latach trzydziestych ubiegłego wieku. Ona, dostojna, postawna, smukła i powściągliwa. On, nieco nieudolny, niski, przypominający gnoma, jak sam mówił, pokraczny i przeciętnie urodziwy. Chciał ją malować. Natchnięty osobą Juny, postanowił związać z nią parę lat swojego życia. Dzieliło ich naście lat, i dużo, i mało. On, gonił niedoścignione ideały, zachwycał się pięknem kobiet i pił z Witkacym. Ona, zapatrzona w swojego małego mężczyznę, czerpała garściami z absurdalnego szczęścia jakie ją spotkało, życie u boku tak wyjątkowej osoby było aż nierealne. Na pierwszy rzut oka nie pasowali do siebie. On dzięki niej pobudzał zmysły. Ona, młoda i niedoświadczona, czuła, że to cenna lekcja u boku dojrzałego mężczyzny. Lecz latami ukrywała się i opisywała stan cywilny jako: samotna. O Schulzu powiedziano już wiele. Kto Schulza kocha, ma własne wyobrażenie, własnego artystę i własną interpretację jego dzieł. O Józefinie Szelińskiej się nie mówi i nie mówiło. To był jej własny wybór. Dziś Agata Tuszyńska ożywia kobietę widmo i tworzy scenariusz, który mógłby mieć miejsce. Mógłby, lecz nie musiałby.
Co wiemy o Junie? Strzępki informacji i zachowane listy pozwalają nam dowiedzieć się o niej, że uczyła języka polskiego w drohobyckiej szkole, była przechrzczoną Żydówką, narzeczoną Brunona Schulza oraz, na temat czego było wiele kontrowersji, autorką przekładu „Procesu” Franza Kafki. Była kobietą inteligentną, możliwe, że w porównaniu do partnera nieco władczą i poważną. W oczach Schulza jawiła się jako antylopa, tak o niej mówił. Co pociągało ją w związku z mężczyzną tak osobliwym, tak namiętnym, jednak niestałym w uczuciach i tak niepewnym? Juna była tą, do której Bruno wracał. Która jednak kobieta chciałaby być jedną z wielu? Schulz skupiał w narzeczonej wszystkie i te pierwotne, i te wynaturzone, które opisywał w „Sklepach cynamonowych”, fantazje popychające go do dalszego działania. Jak sam pisał, bez niej nie dałby rady. Bo to ona załatwiała sprawy w urzędzie, zakupy, przygotowywała obiad i dbała o wszystkie przyziemne sprawy, które jemu jakoś zdołały ulecieć z pamięci. To ona uczestniczyła w procesie twórczym wielkiego artysty, wszystkich wzlotach i upadkach, to ona była ramionami, których potrzebował w chwilach zwątpienia, ale i ona była pierwszą, którą odsuwał, gdy nadchodziła wena. Była naocznym świadkiem historii, legendy Brunona Schulza, drohobyckiego nauczyciela rysunku. Józefina Szelińska, kobieta, która choć ważna, nigdy nie najważniejsza…
Agata Tuszyńska balansuje na granicy ryzyka. Bo o Junie nie wiadomo wiele, nawet w listach utrzymywała dystans, skąd tym bardziej mamy wiedzieć, co się działo w jej głowie? Autorka tworzy monolog femme fatale. Wytworzona przez nią osobowość to często walka dwóch charakterów. Zafascynowanej artystą dziewczyny, która za ukochanym mężczyzną poszłaby i na koniec świata, podczas gdy ten mógłby nawet na nią nie spojrzeć oraz pensjonarki, która niczym w klatce żyje u boku niedojrzałego wariata. Dwie Juny przeplatają się, tworzą sprzeczność myśli i uczuć, impas. Ona była jednak świadoma wszystkiego, przeczytała listy. Zofia Nałkowska, Roma Halpern, Debora Vogel oraz inne znane i nieznane, na jedną noc czy na dwie, uczennice, przypadkowe kobiety i prostytutki… Bruno Schulz był wyjątkowy i każdy, kto go spotkał momentalnie o tym wiedział. Wiedziała też Juna. Dlatego też chyba godziła się na samotne życie tylko dla paru tych dni, godzin czy minut, kiedy poświęcał jej swoją uwagę Bruno. Jej Bruno.
Nie znamy faktów. Strzępki informacji i tak dzielimy na czworo. Agata Tuszyńska pisze, że każdy czytelnik Schulza ma swoje własne wyobrażenie o nim. Każdy ma swojego Bruno. „Narzeczona Schulza” to opowieść o Brunie Juny. Czuły i zdystansowany, bliski i odległy, Bruno wielu sprzeczności. Nie wiemy czy Józefina Szelińska kochała Bruna, nie wiemy jak zmarła, nie wiemy czy w ogóle żyła. To gra wyobraźni – to słowem wstępu powieści. Juna napisana przez Tuszyńską to bardzo smutna kobieta. Bardzo samotna i bardzo zakochana. A może jedynie zafascynowana? I ja mam sentyment do wariatów tej epoki… Lecz śmiem twierdzić, że jak niezwykłymi osobowościami byli, tak mężczyznami niegodnymi zaufania. Poszukiwaczami niezdolnymi do miłości. Bo w ich życiu wszystko było zmienne. I emocje, i miłostki, i miejsce zamieszkania, i muzy, i stan materialny. Przyziemne życie nie było ich warte, jak możliwe, że myśleli. Autorka wysnuła piękną historię smutnej miłości i ubrała je w schulzowe słowa. Dla zagorzałych czytelników może być to i profanacja, dla niektórych porywająca podróż do przedwojennej Warszawy wraz z Juną, a dla jeszcze innych początek fascynacji nieludzkim Bruno. Do „Sklepów cynamonowych” i „Sanatorium pod klepsydrą” jeszcze wrócę, do „Narzeczonej Schulza” uśmiechnę się od czasu do czasu, a przypominając sobie Junę Agaty Tuszyńskiej, obiecam sobie nigdy nie zakochać się w artyście.
[jasubiektywnie.blogspot.com]
Co tu kryć, czekałam na tę książkę. I się nie zawiodłam. Tuszynska ma niezwykły talent wczuwania się, wyobrażania sobie, jakby to było być kimś innym. W Narzeczonej Schulza odtwarza możliwe dzieje związku Schulza i Szelińskiej. Wszystko pięknie napisane, z wyczuciem, delikatnością, wrażliwością. I wiarygodnie.