Co byś zrobił, gdybyś nagle zdał sobie sprawę, że żyjesz tylko co drugi dzień i nie wiesz co dzieje się z twoim ciałem w międzyczasie?
Dwudziestokilkuletni Lubin Maréchal odkrywa, że swoje ciało dzieli z inną osobą. Początkowo próbuje dogadać się z intruzem, nadać ich koegzystencji jakieś ramy. Niestety krok po kroku zaczyna tracić kontrolę nad sytuacją . Wkrótce orientuje się, że grozi mu całkowite unicestwienie. Kto wie ile dni mu jeszcze zostało?
Autor | Timothe Le Boucher |
Wydawnictwo | Non Stop Comics |
Rok wydania | 2020 |
Oprawa | twarda |
Liczba stron | 192 |
Format | 20.0 x 27.3 cm |
Numer ISBN | 978-83-66460-51-5 |
Kod paskowy (EAN) | 9788366460515 |
Data premiery | 2020.11.04 |
Data pojawienia się | 2020.11.02 |
Produkt niedostępny!
Ten produkt jest niedostępny. Sprawdź koszty dostawy innych produktów.
Skończyłam czytać ten komiks dosłownie przed chwilą, ale wciąż jestem tak przepełniona emocjami, że nie wiem, czy dam radę cokolwiek o nim napisać. Tak dobrego komiksu jeszcze nie czytałam i mam nadzieję, że uda mi się zachęcić was do sięgnięcia po niego – jednocześnie boję się, że mi się nie uda i że przez to nigdy nie sięgniecie po tę niesamowitą historię.
Wyobraź sobie, że kładziesz się spać w niedzielę. Gdy wstajesz następnego dnia rano, jest już wtorek. Dziwne, ale może po prostu zmęczenie wzięło górę i sen przejął nad tobą kontrolę na całą dobę? Gdy jednak budzisz się kolejnego dnia, jest już czwartek. Co się stało ze środą? Nagrania pokazują, że przez cały dzień twoje ciało funkcjonowało normalnie, wstało z łóżka, posprzątało… ale dlaczego tego nie pamiętasz? I dlaczego przyjaciele uważają, że co drugi dzień nie jesteś sobą?
Nie potrafię przyporządkować tego komiksu do jednej kategorii. Ma w sobie coś z obyczajówki, ale też coś z fantastyki, porusza kwestie związane z psychologią i chorobami psychicznymi oraz serwuje czytelnikowi o wiele więcej niż tylko chwilę rozrywki. Nie wyobrażacie sobie nawet, ile emocji targało mną w chwili, w której (ledwo widząc przez łzy) przeczytałam ostatnią stronę. Komiks ten zmusza do myślenia i zastanowienia się nad tym, co w życiu ważne. Jest to też pierwsza czytana przeze mnie książka, w której poruszany jest wątek dysocjacyjnych zaburzeń osobowości (DID) i muszę przyznać, że nie zastanawiałam się nigdy nad tym, jak straszne jest to zaburzenie. Cieszę się, że dzięki książkom takim jak ta, zyskuję wiedzę o tego typu rzeczach.
Warto też wspomnieć o tym, jak piękną kreskę znajdziecie w środku!
Były już opowieści o ludziach, którzy żyli kilkoma życiami (patrz. „Mr Nobody”). Były też opowieści o ludziach, których życie biegło od tyłu („Ciekawy przypadek Benjamina Buttona”). Teraz nadeszła opowieść o człowieku, który żyje… połową życia. Brzmi intrygująco? I tak właśnie jest, a na dodatek wykonane na naprawdę dobrym poziomie.
Lubin Maréchal ma dwadzieścia kilka lat i wydaje się młodym mężczyzną, jakich wiele. Ale to tylko pozory. Chłopak bowiem tak naprawdę nie żyje, jak normalni ludzie, a co drugi dzień. Co to oznacza? że jedną dobę to on rządzi swoim ciałem, drugą zaś zajmuje ktoś inny. Ale kto? I jak to jest możliwe? Lubin stara się dogadać z tym drugim, próbuje jakoś poukładać sobie to wszystko, ale przekonuje się, że nie będzie to łatwe. Co gorsza przekonuje się, że może mu grozić zniknięcie…
Ten komiks miał wielki potencjał. I równie łatwo można było go zmarnować. Jako poradził sobie z tym zadaniem Timothe Le Boucher, zdradziłem już na wstępie. „Dni, których nie znamy” to kawał świetnej powieści graficznej, opartej na całkiem zgrabnym motywie, który sprawdza się znakomicie. Czy autorowi w pełni udało się wykorzystać oferowany przez rzecz potencjał? Nie, ale też i nie zawiódł na żadnym polu, dostarczając nam naprawdę intrygującej i wciągającej opowieści, która zarówno może w finale okazać się stricte fantastyczna, przyziemna, jak i czymś na kształt przypowieści.
Czy pomysł by jedno ciało żyło połową życia i dzieliło go z kimś innym jest oryginalny? Bynajmniej, wystarczy nadmienić tutaj „Fight Club” i jego kontynuacje, gdzie bohater z rozdwojeniem jaźni (a jak się z czasem okazało, zamieszkany przez byt który od egzystował od wieków – co z tego wyszło w trzecim tomie, nie zdradzam, bo wciąż mam nadzieję, że opowieść ta pojawi się po polsku) za dnia wiedzie życie szarego korposzczura, by nocą dopuszczać do głosu swoje drugie ja, które powoli formuje organizację terrorystyczną. Ale nadal nie jest to ograny motyw, nie jest też oparty na takim, jak „Fight Club” zaskoczeniu, bo Timothe Le Boucher idzie inną drogą, serwując nam intrygującą fabułę, która satysfakcjonuje miłośników fantastyki i nietypowych życiowych opowieścią.
Ale duża siła albumu tkwi też w jego szacie graficznej. Kreska Le Bouchera jest prosta, czysta i pozbawiona nadmiaru ozdobników. Nie ma tu wielu teł, nie ma dopracowanych krajobrazów, ale właśnie w tej ascetycznej formie, uzupełnionej o stonowany kolor, tkwi urok opowieści. Może czasem przydałoby się tu więcej czerni, jakiegoś mocnego akcentu, niemniej „Dnie, których nie znamy” graficznie są bardzo udane.
I cóż więcej mogę dodać, jak nie to, że warto po ten album sięgnąć? (tym bardziej po tym, jak pisząc recenzję usłyszałem z radia „Dni, których jeszcze nie znamy”…). To dobry komiks, nastrojowy i oferujący kawa dobrej, niegłupiej rozrywki. I chyba więcej dodawać nie trzeba.