Człowiek musi iść. Do tego został stworzony.
Po śmierci ukochanej żony, utracie domu i pracy Alan wyruszył w pieszą podróż przez całą Amerykę. Sam. Z jednym plecakiem. Z mnóstwem pytań o sens życia i cierpienia. Podczas swej niezwykłej wędrówki doświadczył dobra i ciepła, otrzymał pomoc i przekonał się o sile, jaką dać może tylko przyjaźń. Spotkał ludzi, którzy na zawsze odmienili jego życie. Powoli odzyskiwał nadzieję. Ale nigdy nie wiemy, co czeka nas za zakrętem drogi. Los znów kazał Alanowi przerwać podróż i poddał go kolejnej ciężkiej próbie. Teraz jednak Alan ma coś, czego mu brakowało, zanim wyruszył – bagaż doświadczeń i mądrość zdobyte podczas wędrówki. Czy to wystarczy, aby dokończyć podróż? Czy Alan zostawi za sobą przeszłość i znajdzie siłę, by żyć na nowo? Czy odzyska szanse na miłość i zwykłe ludzkie szczęście?
"Ścieżki nadziei" zamykają bestsellerową serię "Dzienniki pisane w drodze" Richarda Paula Evansa. Autor "Kolorów tamtego lata" i "Stokrotek w śniegu" zabiera nas w podróż, która odmienia życie i pozwala odzyskać nadzieję.
Autor | Richard Paul Evans |
Wydawnictwo | Znak |
Rok wydania | 2017 |
Oprawa | miękka |
Liczba stron | 304 |
Format | 14.4 x 20.5 cm |
Numer ISBN | 9788324037261 |
Kod paskowy (EAN) | 9788324037261 |
Waga | 290 g |
Wymiary | 145 x 207 x 22 mm |
Data premiery | 2017.01.30 |
Data pojawienia się | 2016.12.21 |
Produkt niedostępny!
Ten produkt jest niedostępny. Sprawdź koszty dostawy innych produktów.
Muszę Wam się do czegoś przyznać: bardzo długo nie mogłam skończyć czytać tej powieści. Dla mnie, tak samo jak dla głównego bohatera przebrnięcie całej historii było żmudne i nie zawsze kolorowe. Dlaczego zapytacie? Otóż głównym powodem był brak czasu. To żadna wymówka, choć pozwoliłam ją sobie wymienić jako pierwszą. Nie miałam jakoś weny do czytania. Jak z wieloma rzeczami w życiu czasem tak jest, że nie mamy ochoty na robienie różnych rzeczy nawet tych, które sprawiają Nam przyjemność. Ostatnim oraz najważniejszym powodem jest fakt, że ta historia dotknęła osobistego problemu z którym się zmagam. Moja prababcia zmarła przed świętami Wielkanocnymi. Chorowała już od jakiś 2 miesięcy i cóż... stało się. Oczywiście z tego powodu omijałam szerokim łukiem tematy, które poruszały sprawy cierpienia, straty bliskich i choroby. W tej oto pięknej książce, wszystko to jest przedstawione.
Ale o jakiej książce mowa?! "Ścieżki nadziei", której autorem jest Richard Paul Evans. To już piąty, a zarazem ostatni tom serii "Dzienniki pisane w drodze". Dl mnie było to pierwsze, choć nie wykluczam, że ostatnie spotkanie z cyklem. Chętnie wrócę, by poznać całą historię, a nie tylko jej finał. Właśnie jak zakończenie? Oj, zacznijmy od początku... Za narratora mamy Alana Christofersena, który pieszo przemierza całe Stany Zjednoczone od Seattle do Key West. Robi to, by zapomnieć o śmierci Swojej ukochanej żony McKale. (Choć ten powód na końcu książki jest przedstawiony zgoła inaczej.) Sami przekonacie się, że czasami powód nie jest ważny. Może ważna jest sama podroż? Dlatego wyjeżdżamy, jedziemy jak najdalej od domu, by właśnie być w drodze, może tylko to ma sens i jest piękne w pokonywaniu uciekających kilometrów? Przeczytajcie oraz dowiedzcie się jak zakończy się długa podróż. Czy nasz bohater odnajdzie tytułową nadzieję, a może nigdy tak na prawdę jej nie stracił.
Książka „Ścieżki nadziei” Richarda Paula Evansa trafiła w moje ręce dzięki wydawnictwu Znak. Dłuższy czas zabierałam się do jej przeczytania, nie ze względu na jakieś uprzedzenie, ale przez zwykły brak czasu. Kiedy wreszcie siadłam i zaczęłam zanurzać się w historii Alana poszło z górki.
Książka jest zakończeniem serii, piątym tomem, czyli zakończeniem podróży Alana przez Amerykę. Od razu zaznaczę, że nie czytałam poprzednich części, ale to nie przeszkodziło mi w zrozumieniu ogólnej fabuły oraz przygód jakie spotkały głównego bohatera. Wydaje mi się, że znajomość poprzednich to miły dodatek, ale nie niezbędny.
Ale od początku! Alan, który przemierza pieszo Amerykę Północną musi powrócić do rodzinnego miasta, gdzie musi zaopiekować się ojcem. Oznacza to przerwanie podróży. Na miejscu Alan zaczyna czytać dzienniki spisane przez ojca, poznaje przeszłość dziadka oraz poznaje samego siebie. To jest pierwsza połowa książki, która mogłaby być interesująca, ale jednak czegoś mi tam zabrakło. Miałam wrażenie, że Evans napisał tę część na szybko, bez jakiejkolwiek wrażliwości, dopieszczenia a jedynie liznął temat, który mógłby być pociągnięty inaczej. Reszta książki to już dalsza podróż, która… o rany boskie… była tak po macoszemu napisana, że miałam wrażenie, że autor musiał ją czym prędzej napisać, byle oddać i mieć ją z głowy.
Powiem szczerze, że jeżeli poprzednie książki z serii są pisane w podobny sposób, na chłodno i bez wrażliwości a jedynie są wzmianki o spotkanych ludziach to ja chyba nie będę ich czytać. Szkoda mojego czasu. Zakończenie? Przewidywalne bo i jakie mogłoby być. Nie jest to tajemnicą, że Alan osiągnie cel.
„Ścieżki nadziei” to książka pisana przez mężczyznę i może dlatego nie odbieram jej tak jakbym czytała styl kobiety. Nie odmówię jej natomiast kilku mądrych kwestii, takich jak pokonywanie samego siebie i swoich słabości. Ameryka jest ogromna, a jednak Alan podjął się wyprawy pieszo. Ja mieszkam w Polsce i dla mnie przejście pieszo do Gdańska to jest co najmniej szalony pomysł. Ale główny bohater udowadnia, że się da! Na tym chyba plusy się kończą, bo książka jest najzwyczajniej w świecie nudna… nie ma tam nic co zwróciłoby akcję o sto osiemdziesiąt stopni, wywróciło wszystko do góry nogami… nie… on po prostu… idzie. Bez problemu. A ludzie są życzliwi. Naprawdę to jest takie proste? To może jednak wyruszę do tego Gdańska!
Osobiście… nie polecam, no chyba, że ktoś przeczytał poprzednie. Dla mnie to było pierwsze i chyba ostatnie spotkanie z autorem, bo jakoś nie powalił mnie sposób w jaki tworzy swe książki.
Dzienniki pisane w drodze, to seria którą zna wielu fanów Evansa. Ja przyznaję, że znam jego poprzednie książki spoza serii, ale jeśli chodzi o Dzienniki pisane w drodze, to "Ścieżki nadziei" jest moją pierwszą przygodą, którą przeżyłam z głównym bohaterem. Autor fajnie zaczyna tę powieść. Przywitanie kieruje do tych, którzy są z nim i tą wędrówką Alana od samego początku, ale i wita tych, którzy dopiero zaczynają z nim tę wędrówkę. I muszę przyznać, że tym już na samym starcie zapunktował.
Po przeczytaniu tego tomu, jestem pewna tego, że chcę poznać również poprzednie. I chociaż nie obędzie się w mojej opinii bez kręcenia nosem i odrobiny czepiania się, to i tak uważam, że warto sięgnąć po Dzienniki w drodze. Autor ma dużo do przekazania i nie są to głupoty. Jego tekst zmusza do refleksji i jest pełen życiowych, mądrych i pięknych cytatów. Przejdę jednak do rzeczy.
Na pierwszy rzut pójdzie pomysł na książkę/serię i jego wykorzystanie. W tym przypadku będę się rozwodziła głównie na temat właśnie tej, ostatniej już części. Pomysł bardzo fajny na opisywanie przygód bohatera na trasie jego wycieczki? Nie spotkałam się z czymś takim do tej pory. A przynajmniej nie przypominam sobie. Oceniam pomysł i jego wykorzystanie dobrze.
Bohaterowie? Alan skradł moją sympatię tym, jakim jest człowiekiem. Dobrym, szczerym, oddanym, ale też zagubionym i przeżywającym to, co stało się, bądź dzieje się z jego bliskimi. Przeszedł w życiu wiele. Stracił swoją mamę, którą kochał nad życie. Następnie stracił żonę, którą kochał nad życie... Ile może znieść człowiek? Jak się okazuje, naprawdę wiele. Ciągle upada i się podnosi. Czasami po bolesnym upadku ciężko się podnieść... Alan jest tego dobrym przykładem. Jest przykładem tego, że ludzie po stracie bliskich, po niepowodzeniach w swoim życiu nie poddają się. Przynajmniej nie powinni tego robić, bo życie może jeszcze zaskoczyć. I właśnie tym kupił mnie Evans.
Kolejnym, czym mnie kupił to emocje. Oj! Ile ja łez wylałam przy tej powieści... Zwłaszcza, kiedy Alan i jego ojciec wspominali o śmierci mamy Alana i jego żony. A już kompletnie się rozkleiłam w pewnej chwili w szpitalu. Jestem osobą emocjonalną i niestety (a może stety) jestem wrażliwa na choroby, które odbierają bliskich. I w tej książce śmierci i smutku było całkiem sporo. Może nie śmierci jako obecnej, ale tej wspominanej przez bohaterów. Myślę sobie, że jeśli ktoś stracił bliskich w podobny sposób, jak główny bohater, tak jak ja, się rozklei. Mnie to bardzo poruszyło. Emocji jakie wywołała ta książka nie mogę do końca wyróżnić, ale było ich wiele.
"Ścieżki nadziei" to książka, która bardzo mi się podobała, ale żałuję, że niektórych wątków autor nie rozbudował bardziej. Nie poświęcił im więcej uwagi i przez to kręcę nosem. Chociaż w pewnych momentach pewnie bym się zaryczała, ale co tam! Uważam, że książka powinna być nieco dłuższa, a autor poświęcił nieco więcej uwagi niektórym jej elementom.
Podsumowując, książkę lubię i polecam. A sama planuję sięgnąć po poprzednie, bo niestety nie miałam wcześniej okazji.
sol-shadowhunter.blogspot.com
Ścieżki nadziei zamykają cykl Dzienników pisanych w drodze. Alan wkrótce osiągnie cel swojej wędrówki przez USA, lecz czy znajdzie przy tym sens własnego istnienia? Bo przecież nie idzie tylko dlatego, by oddalić się od losu, który odebrał mu wszystko, co najdroższe i zakpił z niego w najbardziej okrutny sposób... Jednak zanim dotrze do celu, musi stawić czoła niespodziewanym konsekwencjom nagłej choroby ojca. A te znacząco wpłyną również na to, w jaki sposób Alan zakończy swoją podróż przez Stany. Czytając Ścieżki nadziei, nie sposób nie uronić łzy - solidna porcja wzruszeń gwarantowana! Pewien niedosyt pozostawiają jednak przygody (nieliczne) podczas ostatniego etapu wędrówki, przez co lektura momentami staje się nieco monotonna i nudna. Niemniej jednak jest to książka obfitująca w szereg prawd życiowych i trafnych spostrzeżeń na temat sensu ludzkiego istnienia - warto więc po nią sięgnąć.
Czy możecie sobie wyobrazić, co się dzieje w głowie ośmioletniego chłopca, któremu właśnie zmarła mama?
Jak bardzo musi być ten chłopiec nieszczęśliwy i jak bardzo tęskni za mamą? Nawet do tego stopnia, że chowa się w szafie. Taką traumę przeżywa nasz główny bohater - Alan, który oprócz tego, że został półsierotą, jest też jedynakiem, a z ojcem wcale nie ma tak dobrego kontaktu. Ojciec, pomimo że ciągle pracował, nie był tak wylewny w stosunku do syna i nie okazywał mu uczuć i bliskości.
”Czasami nasze troski przytłaczają nas tak bardzo, że nie dostrzegamy ciężarów, pod którymi uginają się ludzie wokół nas.”
Tym cytatem chcę Wam jeszcze bardziej przybliżyć postać Alana Christoffersena, który postanowił wybrać się pieszo w podróż przez Stany Zjednoczone, aby w drodze prowadzić swój dziennik i bieżące zapiski.
Alan wyszedł z Seattle siedem dni po śmierci swojej ukochanej żony McKale, która zmarła wskutek powikłań po upadku z konia.
Gdy była przykuta do łóżka, Alan bardzo się nią opiekował, ale w tym czasie jego wspólnik przejął jego firmę, a bank odebrał mu dom za niespłacone raty kredytu hipotecznego. Nie mając gdzie żyć, ani dla kogo żyć, Alan chciał odebrać sobie życie.
Zmienił jednak zamiar i postanowił wyruszyć pieszo, tak daleko, jak tyko będzie to możliwe- do Key West na Florydzie, ponad cztery tysiące osiemset kilometrów.
Wędrując przez Amerykę poznawał coraz to nowych ludzi, zaprzyjaźniał się i jednocześnie pomagał ojcu, który umierając na atak serca pozostawił dla syna swoje zapisane dzienniki i wielką fortunę, jaką zdobył dla swojego jedynaka.
Życie każdego człowieka może posłużyć innym jako promyk nadziei, albo jako przestroga. I znów użyję tutaj cytatu z dziennika Alana „Im dłużej trwa nasza podróż przez życie, tym częściej myślimy o tych, którzy podróżowali przed nami i wytyczyli drogę”.
Alan stracił wszystko, co jest drogie mężczyźnie: ukochaną kobietę, dom i firmę.
Utrata choćby jednej z tych wartości doprowadza człowieka do załamania. Ale Alan się nie poddał. W swojej wędrówce zawsze myślał o ucieczce od przeszłości, ale była ona jedynie ucieczką przed przyszłością, do której wcale nie był przygotowany.
Dzienniki pisane w drodze mówią o nadziei i mogą też powstrzymać kogoś przed popełnieniem samobójstwa oraz stały się wskazówką pomagającą w podążaniu trudnymi ścieżkami życia.
Na koniec użyję cytatu z dziennika Alana ”W życiu rzadko zdarzają się chwile, gdy możemy spojrzeć w przestrzeń nieba i powiedzieć: Dokonałem tego, doszedłem do celu wędrówki”.
Zachęcam do czytania, bo to bardzo wzruszająca i piękna lektura.
Polecamy, zespół dobrerecenzje.pl
„Ścieżki nadziei” Richarda Paula Evansa to ostatnia część cyklu „Dzienniki pisane w drodze”. Książka opowiada o ostatnim etapie podróży Alana Christoffersena, któremu los uwielbia podkładać nogę. Nie mogę pominąć faktu, że nie czytałam czterech poprzednich części, jednak mimo wszystko od razu zorientowałam się w sytuacji. Ale po kolei.
Alan Christoffersen to młody mężczyzna, który stracił żonę, dom oraz pracę. Dla niektórych jest to cios, po którym nie potrafią się pozbierać. Jednak Alan znalazł rozwiązanie. Znalazł swój sposób na poradzenie sobie z sytuacją. Wyruszył w podróż. Jednak w tej części główny bohater przerwał wędrówkę, ponieważ jego ojciec miał zawał. Alan stracił zbyt wiele, by nie wrócić do domu, do ojca. Ale czy zdążył? Czy zagrali jeszcze w szachy?
Pierwsza połowa książki była naprawdę dobra. Mimo, iż nie znam dokładnie poprzednich losów głównego bohatera, szybko udało mi się zrozumieć, co czytam. Alan poznał swego ojca od zupełnie innej strony. Mieszkając w jego domu znalazł coś, co tamten przygotowywał w tajemnicy. Opis ich więzi i relacji był niezwykle przejmujący i wzruszający. Rzadko zdarza mi się trafić na opis, który tak bardzo trafia w me serce. Nie potrafiłam powstrzymać refleksji. I choć w tej opowieści pojawiły się również kobiety bliskie Alanowi, nie potrafiłam się na nich skupić. Dla mnie najważniejsza była relacja ojca z synem. Cała reszta mogłaby nie istnieć.
Druga połowa w pewnym momencie zrobiła się nudna. Sporo w niej było opisu samej trasy Alana, która ani nic nie wniosła, ani nic mi nie mówiła. Coś, co chętnie bym zastąpiła i coś, co zepsuło całość. To właśnie dzięki końcówce, nie mam najlepszej opinii o tej książce. A szkoda, bo zapowiadała się rewelacyjnie. Niesmak pozostał.
Siłą rzeczy nie mogę odnieść się do całego cyklu, ale autor nie bez powodu jest tak poczytny, a cykl nie bez powodu jest tak chwalony. Jestem skłonna przeczytać poprzednie części, bo przecież nim Alan stracił żonę, opiekował się nią. Kochał ją. Ciekawa jestem jak ujął to autor, który jest przecież mężczyzną, a jak wiadomo, mężczyznom ciężej opowiadać czy pisać o uczuciach. Relacja ojca i Alana była szczególna, ale tylko dzięki sposobie, w jaki ujął to autor. Ale jak poradził sobie w opisie relacji męża i żony? Chciałabym to wiedzieć.
Tym, którzy nie zaczęli czytać cyklu, poleciłabym nie popełnić mojego błędu i zacząć od początku. Jeśli całość jest tak emocjonalna jak ostatnia część, warto poznać wszystko od pierwszej części. Richard Paul Evans to autor, którego książki czyta się bardzo szybko, ale przede wszystkim z przyjemnością. To autor, którego warto poznać. To autor, którego łatwo polubić.
W codziennym podążaniu do celu lub kolejnych małych kroczków, które mają nas do niego doprowadzić brakuje nam czasu, żeby zastanowić się nad sobą. Pochłonięci własnymi myślami patrzymy w przyszłość, ale nie staramy się analizować przeszłości, aby zrozumieć motywy naszego zachowania. Dopiero niespodziewany kontakt z drugim człowiekiem albo wydarzenie, które nami wstrząśnie powodują, że odnajdujemy czas na próby poszukiwania samego siebie. Alan, bohater książki R.P. Evansa „Ścieżki nadziei” skoncentrował swoje myśli wokół wspomnień o utraconych najbliższych i dopiero choroba i śmierć ojca oraz związane z tym spotkania z kobietami z przeszłości sprawiły, że miał okazję zastanowić się nad swoimi korzeniami.
Autor książki, pokazując okresy stabilizacji i pojedynczych poruszających wydarzeń w życiu Alana, prawdopodobnie chce zmotywować czytelnika do rozważenia czy przeszłość i przyszłość można od siebie oddzielić. Jednak, aby nasze doświadczenia były bogatsze a decyzje bardziej świadome, konieczne jest wzbogacanie wiedzy o rozumienie motywów naszego postępowania i czynników, które przynajmniej pośrednio wpłynęły na to, gdzie się obecnie znajdujemy. Dopiero gdy elementy tych puzzli złożą się w jedną całość, będzie można otworzyć się na nowe doświadczenia w przyszłości.
Książka „Ścieżki nadziei” pokazuje różne wymiary drogi – drogę Alana przez przeszłość i przyszłość, wprost ku celowi podróży i na nowo rozbudzonym relacjom międzyludzkim. Z punktu widzenia czytelnika, który preferuje raczej książki o dynamicznej akcji, ta książka Evansa jest dość nierówna – pierwsza część angażuje umysł, a druga wydaje się zbyt monotonna w porównaniu do pierwszej.
„Ścieżki nadziei” są lekturą dla osób, które mają poczucie, że na co dzień żyją zbyt szybko i w związku z tym brakuje im czasu dla siebie – książka skłoni ich bowiem do refleksji i pozwoli się uspokoić.
Nie ma to jak rozpoczynać czytanie od ostatniego tomu. No cóż, wcześniej nie wpadła mi twórczość Richarda Paula Evansa w ręce. Miałam obawy, że nie ogarnę, nie dam rady, pogubię się. Stało się jednak inaczej. Wygląda na to, że każdy tom cyklu "Dzienniki pisane w drodze", można przeczytać osobno. Autor tak zachęcił mnie swoim stylem, że będę zaszczycona mogąc przeczytać poprzednie tomy.
Główny bohater Alan Christoffersen po tragicznej śmierci ukochanej żony pakuje plecak i wyrusza w pieszą podróż przez Amerykę. Nic go nie zatrzymuje, ani dom, ani praca, jedno i drugie stracił. Alan nie potrafi poradzić sobie ze stratą żony. Wie, że musi znaleźć w życiu cel, by móc przetrwać.
W piątej części Alan jest na ostatniej prostej. Dowiaduje się jednak o chorobie ojca, który trafił do szpitala, w związku z czym musi przerwać swoją pieszą wędrówkę. Na miejscu oczekuje go Nicole, przyjaciółka od lat w nim zakochana. Stan ojca jest stabilny, Alan jednakże podejmuje decyzje o pozostaniu przy nim, dopóki jego zdrowie nie ulegnie poprawie. Postanawia zamieszkać w domu ojca, gdzie znajduje spisaną przez niego historię ich rodziny. Alan każdy dzień spędza w szpitalu, a wieczory zajmuje mu czytanie o swoich przodkach. Część dotycząca ojca dla Alana staje się nieoczekiwana i zaskakująca.
"Ścieżki nadziei" to historia o poznaniu samego siebie, przeskoczeniu swoich niedoskonałości, o pokonywaniu słabości, lęków, a wreszcie o radzeniu sobie ze stratą. Również o tym, że koniec naszej drogi może stać się początkiem kolejnej i nawet w mrocznej poświacie trafia się światełko w tunelu.
Lubię książki pisane przez mężczyzn, nie należą do przesłodzonych, przerysowanych. Richard Paul Evans ma pióro, które potocznie nazwiemy lekkim, powieść czyta się szybko, czekając na kolejną stronę. Historia spisana przez autora trafiła do mnie przez swą prawdziwość, niepokolorowaną rzeczywistość.
Polecam, miło spędzicie kilka godzin z autorem, decydując się na "Ścieżki nadziei".
Książki Richarda Paula Evansa czytam od wielu lat, miałam też okazję zapoznać się z serią Dzienniki pisane w drodze. Czekałam na ostatnią część tej serii więc kiedy dostałam propozycję otrzymania jej do recenzji nie wahałam się jej przyjąć.
Richard Paul Evans to pisarz, który w swoich książkach mówi o podstawowych wartościach jakimi kieruje się w życiu. Wartości te opierają się na Bogu i właśnie On jest w jego powieściach obecny. Mimo, że znam tego autora od lat dopiero niedawno dowiedziałam się, że miał trudne dzieciństwo oraz, że cierpi na niezdiagnozowany zespół Tourette'a (przy okazji polecam Drzwi do szczęścia).
Jak wiele innych powieści Evansa, cykl opowiada historię człowieka, któremu w pewnym momencie życia wali się cały świat- ukochana żona umiera, wspólnik w interesach okazuje się łajdakiem, który przejmuje założoną przez niego firmę. Alan jednak nie poddaje się i postanawia zrobić coś ze swoim życiem. Wyrusza w pieszą wędrówkę do Key West, najbardziej na południe wysuniętego punktu kontynentalnych Stanów Zjednoczonych. Ostatnia część serii, Ścieżki nadziei zaczyna się w momencie kiedy główny bohater jest zmuszony przerwać swoją wędrówkę. Ta przerwa w podróży i to co się podczas niej wydarzy będzie miało dla niego ogromne znaczenie, być może nawet większe niż dotarcie do celu. Alan poznaje w tym czasie historię swojej rodziny spisaną przez jego ojca, udaje mu się także odbudować relację z nim.
Tak jak w innych powieściach Evansa podobało mi się to, że jest to po prostu książka o dobru, miłości, przyjaźni i tym podobnych wartościach. Zamiast szokować obrazami złego i zepsutego świata mówi o tym co jest dobre i piękne. Jednak do beczki miodu muszę dołożyć trochę dziegciu (co w przypadku Evansa zdarza mi się rzadko). Moim zdaniem książka jest nierówna- piękna i głęboka jest jej pierwsza część kiedy to Alan poznaje historię swojej rodziny oraz spędza czas z umierającym ojcem. Gdy wraca na trasę wędrówki wszystko się zmienia-narrator mówi jedynie o tym gdzie zatrzymał się na nocleg, co zjadł itd. Szybka i krótka relacja tak jakby autor chciał jak najszybciej zakończyć swoją historię.
Mimo to polecam Ścieżki nadziei ponieważ jak to zwykle bywa z pozycjami tego autora ta również jest napisana po to, aby pokazywać pozytywne wartości oraz ludzi którzy realizują je w swoim życiu. Taki inny lepszy świat, który dzięki Evansowi możemy urzeczywistniać wokół siebie.
Czy wędrówka ma jakiś sens? Jeśli mamy dom, swoją przystań gdzie czujemy się bezpiecznie, to czy warto ją opuszczać i szukać? Szukać czegoś, czego nawet nie potrafimy do końca doprecyzować?
Książka „Ścieżki nadziei” jest pisana w formie dziennika, można to wywnioskować już po okładce, gdzie jest napisane „dzienniki pisane w drodze”. Głównym bohaterem książki jest Alan, który po śmierci swojej ukochanej żony, utracie domu oraz pracy wyruszył w pieszą podróż przez całą Amerykę. Wyruszył sam z jednym plecakiem, z mnóstwem pytań o sens życia oraz cierpienia.
Mężczyznę poznajemy w momencie, kiedy na chwilę przerywa wędrówkę i wraca do domu z powodu choroby ojca. Powrót okazuje się być pełna zarówno bolesnych wspomnień, jak i bolesnych chwil dziejących się w tamtym momencie. Jest to także powrót do chwil szczęśliwych, jakie spotkały bohatera zanim rozpoczął swoją wędrówkę. Dzięki swojemu ojcu mógł on także poznać losy swoich przodków, co bardzo wpłynęło na jego psychikę oraz dalszą część podróży.
Wędrówka? To przecież nic dziwnego. W końcu całe nasze życie jest swego rodzaju wędrówką. W przypadku bohatera książki miała ona charakter terapeutyczny, pozwoliła na swego rodzaju odcięcie się od przeszłości i pójście do przodu.
Serdecznie polecam tę książkę! Pozwala nam na chwilę zatrzymać się i pomyśleć, czy tak naprawdę to wszystko czego pragniemy i do czego dążymy ma jakikolwiek sens. Napisana jest bardzo przystępnym dla czytelnika językiem i świetnie się ją czyta!
Do tej pory udało mi się przeczytać tylko jedną powieść Richarda Paula Evansa. Nie zachwyciła mnie do tego stopnia, że teraz nawet nie pamiętam już tytułu. Wiem jednak, że ten pisarz jest dość popularny więc postanowiłam dać mu drugą szansę. W ten sposób w moje ręce trafiły „Ścieżki nadziei”.
Jest to piąta i zarazem ostatnia część serii o Alanie Christoffersenie. Nie czytałam ich, ale na szczęście w pierwszym rozdziale główny bohater, który jest zarazem narratorem przypomina swoje poprzednie losy. Dowiadujemy się, że zakochał się, ożenił, jego żona zachorowała i zmarła, a on sam był pogrążony w tak strasznej rozpaczy, że nie zauważył, iż jego wspólnik go oszukuje. Stracił firmę a jego dom został zajęty przez komornika z powodu długów. We wczesnym dzieciństwie Alanowi umarła też matka i ojciec musiał wychowywać go sam. Evans nie oszczędza swojego bohatera. Na Alana spada katastrofa za katastrofą niemalże jak na Hioba. Moje porównanie nie jest tu przypadkowe, ponieważ we wszystkich książkach Evansa widać wyraźne nawiązywanie do Biblii. Alan jednak postanowił się nie poddawać i wyruszyć na terapeutyczną wędrówkę po Ameryce, by na nowo odnaleźć siebie i poskładać swoje życie do kupy. Tak generalnie można podsumować serię „Dzienników pisanych w drodze”.
W „Ścieżkach nadziei” na Alana spada kolejne nieszczęście. Już prawie ukończył swą podróż, gdy dowiedział się, że jego ojciec, ostatni element łączący go ze starym życiem, miał atak serca i przebywa w szpitalu w stanie krytycznym. Bohater łapie więc pierwszy samolot do domu i wraca, by zobaczyć się z ojcem.
Stwierdzam, że chyba jednak nie zostanę fanką Evansa. Nawet wśród moich znajomych cieszy się on dobrą opinią, ja jednakże nie mogę się do niego przekonać. Dla mnie jego książki są ciężkie, przesiąknięte tragediami, z którymi jeden człowiek praktycznie nie jest w stanie sobie poradzić. Jest to jednak pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów twórczości Evansa, nie rozczarujecie się. Bardzo mi miło, że Wydawnictwo Znak Literanova wysłało do mnie tę książkę ponad miesiąc od oficjalnej premiery. Polujcie w księgarniach od 1 lutego.
Alan jest już prawie u kresu swojej podróży, ale zanim będzie mógł ją ukończyć, musi wrócić do rodzinnego domu i pożegnać jedną z najważniejszych osób, jakie mu jeszcze zostały w życiu. Przy okazji będzie musiał wyjaśnić kilka ważnych spraw, aby wędrówkę skończyć z czystym kontem. Za sprawą pewnego dziennika pozna też dotychczas nieznaną mu historię swojej rodziny. «Ścieżki nadziei» to relacja z ostatnich wydarzeń z podróży Alana i pożegnanie się z jego oczyszczająca wędrówką.
Styl Evansa w «Ścieżkach nadziei» bardzo przypomina mi Whartona. Narracja prowadzona jest przez Alana - główny bohater dokładnie opisuje nam krok po kroku, co robił, co spotykało go podczas podróży powrotnej do domu i pobytu tam a później podczas wędrówki. Jest to bardzo sucha relacja, prawie pozbawiona uczuć i emocji, zwłaszcza dialogi, przy których nie ma prawie żadnych dopisków. Przyznam, że początkowo nieco ciężko było mi się do tego przyzwyczaić, ale teraz widzę w tym sens. Alan prowadzi “dzienniki pisane w drodze”, więc jego relacja ma na celu właśnie opisywać tę wędrówkę, a rzadko się zdarza, aby w takich dziennikach rozwodzić się nad swoimi uczuciami. Muszę też przyznać, iż taka forma narracji sprawiła, że cały czas miałam wrażenie, że czytam prawdziwą historię. Ciężko było mi uwierzyć, że to tylko wyobraźnia pisarza.
Przeczytałam zaledwie ostatni tom cyklu, a już po nim widzę, że to mądra i życiowa seria o radzeniu sobie z bólem straty najbliższych i próbą ułożenia życia na nowo. Alan, główny bohater, wiele przeżył w życiu: stracił matkę, potem żonę, pracę i dom. Tyle dramatów niejednego doprowadziłoby do załamania nerwowego, ale w “Dziennikach pisanych w drodze” mamy pozytywny przykład jak się nie poddać, nawet jeśli wydaje nam się, że nie mam dla kogo walczyć.
«Ścieżki nadziei» zaintrygowały mnie na tyle, że już zakupiłam pierwszy tom serii i planuję z czasem przeczytać pozostałe cztery, aby poznać całą historię wędrówki Alana. Jeśli więc interesuje Was ta pozycja, ale nie czytaliście wcześniejszych części, zachęcam zacząć od początku - pierwszy tom nosi tytuł «Dotknąć nieba».
Richard Paul Evans jest jednym z nielicznych pisarzy, którzy potrafią wzruszyć mnie do łez. Tak było również podczas lektury „Ścieżek nadziei” – piątej książki, kończącej serię „Dzienniki pisane w drodze”. To niesamowite ile cierpień doświadczył w swoim życiu Alan – główny bohater powieści. Po tym jak stracił żonę, dom i pracę postanowił wyruszyć w pieszą wędrówkę przez całą Amerykę. Poszukiwał nadziei, sensu życia i odpowiedzi na dręczące go pytania. Mimo, iż los go nie rozpieszczał, na swojej drodze spotkał mnóstwo życzliwych osób, których nazwał aniołami. Niestety życie rzuciło mu kolejne kłody pod nogi. Tym razem jednak był on mądrzejszy niż na początku swojej wędrówki. Czy osiągnie swój cel i dotrze na Key West?
Podziwiam wykreowaną przez autora postać. Mało kto ma odwagę spakować się w plecak, zostawiając wszystko za sobą i wyruszyć w podróż przed siebie. Alan wyznaczył sobie pięć tysięcy kilometrów, podczas gdy ja po dziesięciu czasami mam dosyć. Choć jest postacią fikcyjną, to istnieją osoby takie jak on, na przykład znana z „Dzikiej drogi” Cheryl Strayed. Podróż ma również charakter symboliczny. Ma pozwolić uwolnić się od dręczących wspomnień, jest poszukiwaniem sensu życia, reakcją na bezsilność, ucieczką od problemów. Można ją interpretować na różne sposoby. Tak naprawdę całe nasze życie jest wędrówką, czasem prowadzi nas prostymi ścieżkami, a czasami pełna jest zawiłych zakrętów, cały czas nie może być z górki, ale Alan jest najlepszym przykładem na to, że po deszczu zawsze wychodzi słonce.
„Ścieżki nadziei” to ciepła opowieść o śmierci, miłości, przyjaźni i życiowym celu. Każdy, kto przeczytał choć jedną książkę Evansa może się spodziewać jaki ma ona charakter. Autor potrafi połączyć lekkie pióro z mądrościami życiowymi i trudnymi tematami. Przez lata swojej twórczości wykreował charakterystyczny dla siebie styl. Każdy rozdział jego książek zaopatrzony jest w cytat z dziennika bohatera. To co podoba mi się najbardziej to to, że zanim stworzył on serię „Dzienniki pisane w drodze”, sam wyruszył w podróż przez opisywane przez siebie miejsca. Co prawda nie wędrował pieszo, tylko poruszał się samochodem, ale doceniam fakt, że zapoznał się ze stworzoną dla Alana trasą.
Cyklu nie trzeba czytać po kolei by zrozumieć jego sens. Do wędrówki z bohaterem można przyłączyć się w dowolnym momencie. Każdy tom zaopatrzony został w opis przepięknych krajobrazów, wartych uwagi sytuacji, ciekawych ludzi napotkanych na drodze oraz szerokich horyzontów myślowych. „Ścieżki nadziei” dostarczą czytelnikowi dużą dawkę wzruszeń, przeplecioną nutą melancholii oraz subtelnego poczucia humoru. Polecam przede wszystkim fanom Evansa oraz miłośnikom podróży w literaturze.
„Im dłużej trwa nasza podróż przez życie, tym częściej myślimy o tych, którzy podróżowali przed nami i wytyczali drogę”.
„Ścieżki nadziei” to tom kończący cykl „Dzienniki pisane w drodze”, w których główny bohater, po śmierci ukochanej żony, wyrusza sam w pieszą podróż przez całą Amerykę. Ma pomóc mu to w odpowiedzi na wiele pytań o sen życia, cierpienia, jak i w jakiś sposób podziałać terapeutycznie. Przebył wiele kilometrów, spotkał ludzi, którzy zmieniali jego sposób widzenia świata, doświadczył zarówno dobra jak i przykrości, kilka razy przebywał w szpitalu,. Z każdym przebytym kilometrem odzyskiwał nadzieję, jak i wiarę w to, że to, co nieuniknione, wcale nie musi nieść ze sobą tylko smutku i rozpaczy a za każdym zakrętem może zdarzyć się coś, co całkowicie zmieni tor życia.
Nie byłam miłośniczką tej serii, co prawda czytałam wszystkie tomy, lecz nie podzielałam entuzjazmu innych czytelników. Ciekawa jednak byłam jak autor zakończy dzieje Alana, czy da mu życiową szansę i pozwoli powrócić do stabilniejszego, bardziej osiadłego życia. Jak to jednak często bywa, los postanowił on na drodze głównego bohatera położyć jeszcze więcej przeszkód i przedłużyć jego podróż. Cały czas pełen pytań i wewnętrznych rozterek dowiaduje się o ciężkiej chorobie swojego ojca. Przerywa wędrówkę, by być blisko niego. Nastaną dni pełne emocji lecz i pewnych podsumowań. Okaże się, że ten przystanek pozwoli Alanowi na jeszcze lepszą analizę swojego życia i niespodziewanie odkryje on pewną zależność pomiędzy uczuciem rodziców, a jego własną wędrówką. Ważnym elementem pewnej układanki będzie tworzone przez jego ojca drzewo genealogiczne. Poznana w ten sposób dokładna historia rodziny zmniejszy dystans pomiędzy nimi i pozwoli na większe zrozumienie.
„Czasami nasze troski przytłaczają nas tak bardzo, że nie dostrzegamy ciężarów, pod którymi uginają się ludzie wokół nas.”
„Ścieżki nadziei” według mnie to najlepszy tom historii Alana Christoffersena. Wbrew istnieniu pewnego napięcia spowodowanego chorobą, jest w nim jakiś spokój , który pozwala na jeszcze bardziej osobiste przeżywanie historii wraz z głównym bohaterem. Autor ogromnie umiejętnie wciąga czytelnika w losy rodziny, w których mężczyźni zdecydowanie mieli problem z okazywaniem uczuć. Staje się to pewną wskazówką dla głównego bohatera, który dzięki temu zaczyna rozumieć postępowanie najbliższych. Czy pomoże mu to w umiejętności rozróżniania swoich emocji? Autor zabiera nas w daleką podróż pełną lęków i niepokoi, której koniec cały czas pozostaje wielką niewiadomą a historię pełną zakrętów i wybojów stara się skierować na prostsze i łatwiejsze drogi, ale sam główny bohater zdecydowanie wybiera te trudniejsze.
Nie sposób nie zgodzić się z wieloma przemyśleniami głównego bohatera czy też z jego jakże trafnymi często spostrzeżeniami. I mimo że go nie polubiłam, wielokrotnie w myślach przytakiwałam mu lecz również miałam ochotę szepnąć mu na ucho pewne wskazówki. A jak zakończy się jego podróż?
Zapraszam do lektury, w której czas gra zdecydowanie główną rolę, a przeszłość cały czas podąża za przyszłością a emocje usiłują schować się głęboko do plecaka. Polecam.
Odpakowując przesyłkę z książką Evansa czułam, że to będzie dla mnie powrót do przeszłości. Jest to dla mnie jedyny autor, który nigdy mnie nie zawiódł. Odkąd go 'odkryłam' ciągle jest na pierwszym miejscu wśród moich ulubionych autorów. Myślałam, że może tym razem spadnie z piedestału, ale nie. Jak zwykle - niezastąpiony.
"Ścieżki nadziei" byłam w stanie zrecenzować po przeczytaniu jednego rozdziału. Zazwyczaj po przeczytaniu początku wiem, czy książka będzie dla mnie wartościowa, czy też nie wniesie niczego wartościowego do mojego życia. Pochłonęłam tę pozycję w ciągu jednego wieczoru, czego się wcale nie spodziewałam, ale po prostu nie umiałam jej zamknąć i spokojnie zasnąć. Każdy kolejny rozdział budził we mnie czystą ludzką ciekawość. Jak to autor ma w zwyczaju, wszystko jest opisane w taki sposób, że od wstępu po zakończenie spacerujemy ramię w ramię z główną postacią. Czujemy się tak, jakbyśmy to my byli czołowym bohaterem i jakby to były nasze przeżycia. Moja wyobraźnia pracowała na najwyższych obrotach tworząc każdą opisaną w książce scenę.
Główny bohater "Ścieżek nadziei" Richarda Paula Evansa, Alan Christoffersen, to człowiek, który traci kontrolę nad swoim życiem po wypadku i śmierci swojej ukochanej żony. Wyrusza na długą, pieszą wędrówkę, aby uporządkować swoją przeszłość, teraźniejszość i z czystym umysłem budować swoją przyszłość. Niestety w trakcie podróży dostaje wiadomość o zawale swojego ojca.
( Formalnie, to właśnie na tym etapie jego życia rozpoczynamy lekturę).
Powoli, krok po kroku poznaje swoją historię i, można powiedzieć, swojego ojca. Kiedy jest już gotowy wyrazić mu swoją wdzięczność, odchodzi. Nie zdążył mu powiedzieć tego, co tak bardzo chciał... Kolejny cios w jego i tak już popękane serce. Został sam. Jednak nie poddał się. Jak zawsze wstaje i idzie dalej.
Książki Evansa są swoistym przewodnikiem po życiu. Zawierają w sobie niesamowitą ilość mądrych zdań, z których każdy może, a nawet powinien korzystać. Nie raz dzięki nim porządkowałam swoje życiowe sprawy. Tak jest też w przypadku tej pozycji. Uczy nas dążenia do celu, podnoszenia się mimo porażek, nie paląc przy tym mostów swojej przyszłości. "Dopiero po zaakceptowaniu przeszłości jesteśmy w stanie zrozumieć samych siebie".
Jak zwykle polecam tę książkę Waszej uwadze. Warto naprawdę :)
W książce Richarda Paula Evansa „Ścieżki nadziei” Alan Christoffersen pokonuje ostatni etap pieszej wędrówki przez Amerykę, którą rozpoczął kilka dni po śmierci swojej żony, utracie firmy i domu. Podróż być może jest trochę nietypowym sposobem na radzenie sobie z traumami, ale jak to się okazuje w przypadku Alana - jednak skutecznym. W tej ostatniej części historii Alana, bohater stanie przed koniecznością pożegnania się na zawsze ze swoim ojcem, a także z nową miłością. Więcej przyszłym czytelnikom nie zdradzę, żeby nie odbierać smaku samodzielnego odkrywania dalszych losów Alana.
Jak w każdej z części opowieści Alan dzieli się z czytelnikiem nie tylko swoimi przemyśleniami na temat życia, ale i oryginalnymi historiami ludzi, których spotyka na swojej drodze.
Alan w „Ścieżkach nadziei” staje się mężczyzną w pełni dojrzałym, który potrafi przyjąć zarówno pozytywne, radosne doświadczenia, jak i te pełne bólu i powodujące cierpienie. W tym drugim przypadku nasz bohater nie roztkliwia się nad sobą, ani też nie popada w czarną rozpacz. Już rozumie, że taka jest natura życia: niesie ono ze sobą i radość i ból.
Książka napisana jest prostym, bezpretensjonalnym językiem: czytając można mieć wrażenie, że oto siedzi się z głównym bohaterem przy kawie, słuchając jego barwnych opowieści. Fakt, iż niektóre zdarzenia opisane w książce wydarzyły się naprawdę, sprawia że śledzimy historię Alana z zapartym tchem i mocno mu kibicujemy, życząc, żeby niesamowita przygoda, którą sobie (i nam) zafundował przyniosła mu pociechę. A na koniec również i nam.
Alan Christoffersen, kiedy był jeszcze dzieckiem stracił matkę, a teraz umarła jego żona. Pozbawiony pracy, domu i miłości życia wyruszył w daleką podróż. Jednak, gdy ostatnia z bliskich mu osób trafia do szpitala postanawia przerwać swą wędrówkę. Przyjeżdża odwiedzić ojca, co wiąże się ze zderzeniem z przeszłością, o której Alan chciał zapomnieć. Główny bohater dopiero teraz zaczyna doceniać ile ojciec poświęcił w życiu dla jego dobra, a gdy postanawia mu za to podziekować, może już być za późno...
"Ścieżki nadziei" były pierwszą książką autorstwa Richarda Paula Evansa, którą przeczytałam, choć słyszałam wcześniej o tym autorze pochlebne opinie, to jakoś nie było okazji , aby sprawdzić, czy rzeczywiście jego książki są warte uwagi. I szczerze mówiąc myślę, że sięgnę po kolejną pozycję.
"Dzienniki pisane w drodze" to seria 5 tomów, a ów książka jest ostatnim tytułem i właśnie od niej zaczęłam wgłębiać się w losy Alana. Wierni fani Dzienników będą na pewno zachwyceni, jednak ja odczuwam pewien niedosyt. Autor bardzo profesjonalnie wprowadza przeszłe wątki i nijak nie można się czuć podczs lektury zagubionym. Pierwsza połowa książki była bardzo ciekawa, pokuszę się nawet o stwierdzenie, iż była wzruszająca, bardzo podobała mi się także niezwykle barwa, choć nie zawsze szczęśliwa historia rodziny Alana. Druga część książki podobała mi się niestety trochę mniej - ciągneła się jak przysłowiowe flaki z olejem - opisy po jakich drogach się przemieszczał główny bohater, co jadł i gdzie, po nazwy hoteli, w których się zatrzymywał - za dużo tego było. Może w Ameryce ludzie sobie pomyślą "Ooo też jadłem w tej knajpie" lub "Jeżdżę tą autostradą codziennie" - to u nas jednak wszystkie te informacje są zbędne. Należy jednak docenić, iż autor zadał sobie mnóstwo trudu, aby móc tak szczegółowo przedstawić wędrówkę głównego bohatera. Osobiście polecam tą książkę, na długie, zimowe wieczory i dla tych, który nie potrafią zmierzyć się z przeszłości, szukają sensu życia i nadziei.
"Ścieżki nadziei", której autorem jest Richard Paul Evans, to piąty i zarazem ostatni już tom jego serii dzienników pisanych w drodze.
Musze przyznać, że pomimo tego, że lektura z każdą stroną wciąga coraz bardziej i czyta się jednym tchem, to przyznaję, że autor jednak trochę mnie rozczarował. Myślę, że powodem mojego lekkiego rozczarowania był fakt, że nieco inaczej wyobrażałam sobie podróżowanie przed siebie, w odreagowaniu na dramatyczne chwile w życiu. Tak jak wspomniałam, jest to ostatni tom z serii, ale Richard Paul Evans zgrabnie wplata wątki z poprzednio napisanych dzienników, tak aby zaciekawić swoją historią z jednej strony, z drugiej aby czytelnik czytając kolejny tom nie czuł się zbytnio zagubiony.
Autor opisuje tematy ważne i istotne dla każdego człowieka, rozważa o śmierci i o miłości w taki sposób, że miejscami przerywałam czytanie, aby zastanowić się nad tym jego myślami, ale ciekawość dalszego ciągu, oraz lekkie pióro autora powodowała, że szybko wracałam do przerwanej lektury.
„Ścieżki nadziei” opisują ostatnią część jego wędrówki. Jego długiej wędrówki od Seattle do Key West jako jego sposobu na odreagowanie żałoby po stracie bliskiej mu osoby, osobistego sposobu na odnalezienie celu i sensu życia, na zweryfikowania tego, kto w życiu jest dla niego naprawdę ważną osobą.
Przyznaję, że zakończenie całej serii zaskoczyło mnie i nieco wbiło w fotel, jednocześnie zachęciło do sięgnięcia po poprzednie tomy dzienników pisanych w drodze, aby poznać dogłębniej motywy, które kierowały głównym bohaterem Alanem w podejmowanych przez niego decyzjach.
Z czystym sumieniem mogę napisać, że lekturę "Ścieżek nadziei" zdecydowanie polecam. Raz, że czyta się dość szybko, a dwa po jej odłożeniu na półkę, w mojej głowie pojawiły się na pytania, z serii a gdybym ja była w takiej sytuacji? Uważam, że jeśli długo po lekturze w człowieku coś pozostaje, to znaczy, że warto było poświęcić czas tej książce.
Z dziennikami pisanymi w drodze Richarda Paula Evansa zetknęłam się dopiero teraz – podczas czytania ostatniej części trylogii zatytułowanej „Ścieżki nadziei”. Zachęcona motywem wędrówki z przyjemnością zabrałam się do czytania i nie żałowałam ani chwili poświęconego czasu na lekturę.
Z pewnością patrzę na tę książkę trochę inaczej niż Ci, co znają historię od początku. Na szczęście jest ona tak skonstruowana, że czytelnik nie ma problemu z jej zrozumieniem bez uprzedniego czytania pierwszych dwóch części. Jednocześnie autor tak napisał zakończenie, że zachęca odbiorcę do poznania początku historii.
Zrobię to m.in. z tego powodu, że chciałabym lepiej poznać motywy, które kierowały Alana – głównego bohatera – do wyruszenia na piechotę z Seattle do Key West, czyli przez całe Stany Zjednoczone z miasta położonego na północno-zachodniej części wybrzeża na wyspę na południowo-wschodniej części Ameryki Północnej. To ponad 5000 kilometrów – niesamowite…
Bardzo doceniam książki, do których napisania autorzy musieli dużo czasu poświęcić na dobry research. To cechuje przykładowo literaturę Katarzyny Bondy, ale także R. P. Evansa. Jak sam podaje, przebył opisywaną drogę w książce razem z córką samochodem. Podróż połączona z przygotowaniem do pracy pisarskiej oraz samo pisanie dzienników zajęły mu łącznie pięć lat. To da się wyczuć poprzez lekturę tejże powieści.
Historię zawartą w „Ścieżkach nadziei” można podzielić na swoiste dwie części. Jedna dotyczy wydarzeń, kiedy Alan nie pokonuje kolejnych kilometrów swojej drogi, natomiast druga dotyczy właśnie tej wędrówki. Więcej zwrotów akcji mamy w pierwszym fragmencie, pomimo że główny bohater pozostaje niejako w jednym miejscu, natomiast dalej mamy więcej opisów – Ameryki Północnej, jej flory i fauny, ale przede wszystkim ludzi, bo to oni tworzą głównie Stany Zjednoczone.
Oba powody są dobre do sięgnięcia po tę pozycję, dlatego serdecznie zachęcam do lektury, aby wyruszyć w podróż razem z pisarzem i bohaterem jego książki.
Czuje się bardzo wyróżniona, że miałam szansę przeczytać najnowszą książkę Richarda Paula Evansa na miesiąc przed premierą. "Ścieżki nadziei" to piąta i ostatnia część serii Dzienniki pisane w drodze.
Mimo, że jest to ostatni tom czytelnik nie czuje się zagubiony. Świadczy to moim zdaniem o kunszcie autora, który umie krótko napomknąć o minionych wydarzeniach, tak aby nie powodować dyskomfortu niewiedzy u czytelnika. Z pewnością warto przeczytać też poprzednie części, ale jeśli akurat tylko ta książka wpadła wam w ręce to nie odkładajcie jej na później bo nie warto!
Richard Paul Evans umie tworzyć niesamowite postaci w swoich książkach. Tym razem znów nie zawiódł. Główny bohater - Alan - wyrusza w pieszą wędrówkę przez Stany Zjednoczone po śmierci swojej ukochanej żony. W sumie sam nie wie dlaczego wyrusza w tak dziwną podróż, ale brnie do przodu mimo niepewności i niepowodzeń.
Książka jest napisana bardzo lekkim i przyjemnym stylem. Jest bardzo wciągająca, także możecie sobie od razu zarezerwować na nią cały wieczór ;) Podobało mi się jej przesłanie - poszukiwanie nadziei i podnoszenie się po niepowodzeniach. Myślę, że wiele osób może ta książka poruszyć i pomóc im odzyskać wiarę w siebie.
Gorąco polecam, nie tylko fanom Evansa, nie tylko kobietom ale wszystkim, który potrzebują ochoty, nawet jeśli o tym nie wiedzą!