Gdzie jest koniec świata? I czy warto go szukać?
Prawie trzydziestoletnia Barbara stoi na życiowym rozdrożu. Niewierny narzeczony zmusza kobietę do podjęcia trudnej decyzji, a jedyna krewna wcale jej w tym nie pomaga. Zdesperowana rzuca wszystko i opuszcza dotychczasowe miejsce zamieszkania. Przypadkiem znajduje stary, opuszczony dom w miejscowości Koniec Świata. Zaczyna budować swoje życie na nowo. I zaczyna dostrzegać inny, lepszy świat. To właśnie tutaj przeplatają się radości i smutki bohaterki, która przygarnia kudłatego Merdka, psa sierotę, nadaje imię zwierzęciu rasy krowa i dokarmia cheddarem nieuchwytnego… Cheddara. A przy okazji zamawia miłość (i nie tylko) przy ognisku, a z miłości do przyjaciółki pomaga zdrajcy. Z dobroci serca wybacza też okrutnej (czyżby?) ciotce.
I jest chyba najprawdziwszą wiedźmą…
Zapraszam w piękną przygodę na koniec świata, z dowcipną, poruszającą książką Ewy Maćkowiak. Bohaterowie, jakich chciałoby się zagrać na scenie, i perypetie, które chciałoby się przeżyć, sprawiają, że książkę czyta się jednym tchem. Zanurzyłam się w ten świat cała, po czubek głowy! Polecam gorąco! – Katarzyna Żak
Gwarantuję, że z bohaterami powieści Ewy Maćkowiak pójdziecie nie tylko na koniec świata, ale i dużo dalej. To opowieść z cyklu tych, których nie odkłada się aż do dotarcia do ostatniej strony. To historia, która Was rozbawi, wzruszy i ciepło otuli. Czyż można chcieć więcej? – Magdalena Kordel
Autor | Ewa Maja Maćkowiak |
Wydawnictwo | Szara Godzina |
Rok wydania | 2018 |
Oprawa | miękka |
Liczba stron | 320 |
Format | 14.5x20.5 cm |
Numer ISBN | 978-83-65684-94-3 |
Kod paskowy (EAN) | 9788365684943 |
Waga | 340 g |
Wymiary | 145 x 205 x 24 mm |
Data premiery | 2018.06.08 |
Data pojawienia się | 2018.06.06 |
Produkt niedostępny!
Ten produkt jest niedostępny. Sprawdź koszty dostawy innych produktów.
„Na koniec świata” Ewy Mai Maćkowiak to tegoroczny debiut literacki autorki. Książka kusi i przyciąga wzrok już samą swoją okładką. Ozdobna czcionka i sielski obrazek przywodzi na myśl spokojne piknikowe chwile.
Ale czy w życiu zawsze bywa tak pięknie i urokliwie jak na okładce?
Czy główna bohaterka powieści podąża jedynie prostymi ścieżkami?
I co jest na końcu świata?
O tym przekonacie się za chwilę.
Gdzie jest koniec świata? I czy warto go szukać?
Prawie trzydziestoletnia Barbara stoi na życiowym rozdrożu. Niewierny narzeczony zmusza kobietę do podjęcia trudnej decyzji, a jedyna krewna wcale jej w tym nie pomaga. Zdesperowana rzuca wszystko i opuszcza dotychczasowe miejsce zamieszkania. Przypadkiem znajduje stary, opuszczony dom w miejscowości Koniec Świata. Zaczyna budować swoje życie na nowo. I zaczyna dostrzegać inny, lepszy świat. To właśnie tutaj przeplatają się radości i smutki bohaterki, która przygarnia kudłatego Merdka, psa sierotę, nadaje imię zwierzęciu rasy krowa i dokarmia cheddarem nieuchwytnego… Cheddara. A przy okazji zamawia miłość (i nie tylko) przy ognisku, a z miłości do przyjaciółki pomaga zdrajcy. Z dobroci serca wybacza też okrutnej (czyżby?) ciotce.
I jest chyba najprawdziwszą wiedźmą…
„Na koniec świata” to zaskakująco dobry debiut autorki, który zaskoczył mnie nie raz i nie dwa swoją dojrzałą i przemyślaną fabułą.
Napisana lekko i w prosty sposób, który trafia do serca czytelnika od pierwszej strony. W powieści nie zabrakło dobrego humoru jak również chwil pełnych wzruszenia i refleksji. Autorka zaciekawia również poruszonymi w książce wierzeniami i rytuałami, które dawno odeszły w niepamięć, a które moim zdaniem są bardzo fascynujące. Bądźcie zatem gotowi na Noc Kupały, majowy pal, łapacz chwil i wiele innych ciekawych momentów okraszonych ziołowymi herbatkami, nalewkami i wywarami o wielkie mocy pełnej wiary i ufności.
„Na koniec świata” to powieść o nowej ścieżce życia, o wyborach, które nie zawsze są łatwe, a co więcej nie zawsze wiadomo czy są słuszne, bo ich konsekwencje dopiero nadejdą w przyszłości. To książka o sile przyjaźni, kompromisach, ale przede wszystkim o wewnętrznej sile, którą każdy człowiek ma w sobie, nawet jeśli sobie nie zdaje z tego sprawy. A może nadejść taki dzień, w którym jedynie ta moc jest w stanie utrzymać nas przy życiu i być tą ostatnią przysłowiową brzytwą, po którą sięgniemy.
Zakończenie powieści sugeruje, że to nie jest ostatnie spotkanie z bohaterami...co bardzo mnie ciekawi :) mam nadzieję, na kolejną dobrą lekturę.
Wyruszcie „Na koniec świata” i przekonajcie się sami co tam znajdziecie .
Recenzja na blogu: http://przeczytajka.blogspot.com/
„Prawie trzydziestoletnia Barbara stoi na życiowym rozdrożu. Niewierny narzeczony zmusza kobietę do podjęcia trudnej decyzji, a jedyna krewna wcale jej w tym nie pomaga. Zdesperowana rzuca wszystko i opuszcza dotychczasowe miejsce zamieszkania. Przypadkiem znajduje stary, opuszczony dom w miejscowości Koniec Świata. Zaczyna budować swoje życie na nowo. I zaczyna dostrzegać inny, lepszy świat. To właśnie tutaj przeplatają się radości i smutki bohaterki, która przygarnia kudłatego Merdka, psa sierotę, nadaje imię zwierzęciu rasy krowa i dokarmia cheddarem nieuchwytnego… Cheddara. A przy okazji zamawia miłość (i nie tylko) przy ognisku, a z miłości do przyjaciółki pomaga zdrajcy. Z dobroci serca wybacza też okrutnej (czyżby?) ciotce.
I jest chyba najprawdziwszą wiedźmą…”
Na koniec świata to powieść, która skusiła mnie sielską i miłą dla oka okładką, a opis jeszcze bardziej pobudził moją ciekawość. Na dodatek jest to debiut, więc jak wiecie, nie mogłam koło niej przejść obojętnie. Powieść tę zaliczyłabym do lekkich obyczajówek, które bardzo lubię i kiedy tylko mogę, to po nie sięgam, ale niestety w ostatnim czasie mało mam ku temu okazji.
Ewa Maja Maćkowiak napisała wciągającą, wzruszającą i pełną humoru historię, w której znajdziecie dawne tradycje i wierzenia. Nie ukrywam, że lubię takie opowieści i zawsze świetnie spędzam przy nich czas. Na tym polu autorka zdecydowanie mnie nie zawiodła.
Książka napisana jest w lekki, prosty i przystępny sposób, a co za tym idzie, czyta się ją w ekspresowym tempie. Sama wkręciłam się w tak w fabułę, że nawet nie wiedziałam kiedy, dotarłam do ostatniej strony. Dużą zaletą są opisy tradycji, wierzeń i przesądów, które bardzo rozbudzały moją ciekawość. Poza tym autorka bardzo fajnie połączyła kilka wątków, co razem stworzyło świetną i wciągającą całość.
To także książka bardzo życiowa i poruszająca trudne i bolesne tematy. Autorka nie bała się pisać o gwałcie, o porzuceniu, czy o tajemnicach, które de facto ma każdy z nas. To poruszająca historia o nowym starcie i o tym, jak ważni w naszym życiu są najbliżsi i przyjaciele. Czytając tę powieść, uświadomiłam sobie również, jak ważną rolę w życiu każdego człowieka odgrywa zrozumienie i wybaczenie. Powieść dostarczyła mi wielu emocji i na pewno sięgnę po kolejne książki autorki.
Uważam, że to naprawdę dobry debiut!
Zdarza Wam się marzyć o ucieczce na koniec świata? Kiedy szef dręczy, przyjaciółka podniesie ciśnienie, facet doprowadzi do szewskiej pasji, a dzieci stękają przez cały weekend nie wiadomo o co? Mnie tak. Wielokrotnie myślę sobie, że najchętniej spakowałabym rzeczy i uciekła gdzieś daleko, żeby pobyć sama ze sobą. Roztaczam wizje samodzielnej podróży, egzystowania w jakimś urokliwym miejscu oraz opijania się kawą i herbatą przy dobrej książce. W myślach snuję opowieść o Ani, która zdobyła się na odwagę i realizuje marzenia, nie zważając na nikogo. I gdy już sobie tak pomyślę, pouśmiecham sama do siebie i pomarzę o przysłowiowych niebieskich migdałach, to zazwyczaj schodzę na ziemię i dociera do mnie, że jednak ten szef co miesiąc przelewa na moje konto wypłatę, ta przyjaciółka niejednokrotnie służyła za chusteczkę, biorąc na klatę wszystkie moje żale, bez faceta nie umiałabym oddychać, a dzieci są dla mnie najważniejsze. Wówczas otwieram oczy, spinam pośladki i z podniesioną głową mierzę się z chwilowymi przeciwnościami losu. Każdy z nas to robi, każdy inaczej. Barbara, główna bohaterka książki Na koniec świata Ewy Mai Maćkowiak, w sytuacji kryzysowej postanowiła przenieść się z miasta na wieś (o nazwie Koniec Świata!), kupić starą chałupę i zająć się czymś pożytecznym, realizując przy tym swoje największe marzenia. Do podjęcia takiej decyzji wystarczył jej niewierny narzeczony (wiecie, taki co to miał być aż po grób) oraz ciotka, która z niewiadomych powodów ostentacyjnie okazuje nienawiść siostrzenicy. Poza nimi Basia ma tylko Halinkę, przyjaciółkę z dzieciństwa, która – przyznaję – skradła moje serce.
Gdyby chcieć w dwóch słowach określić, jaki gatunek wybrała Maćkowiak na swój debiut, należałoby powiedzieć, że jest to lekka obyczajówka. Stali czytelnicy mojego bloga wiedzą doskonale, że to nie jest uwielbiany przeze mnie rodzaj literatury i raczej nie rozczytuję się w tego typu lekturach (poza nielicznymi wyjątkami). Muszę jednak przyznać, że ostatnio nabrałam ochoty na coś niezobowiązującego – może to efekt wakacyjnej pogody, może przemęczenia, a może po prostu nie należy tego niczym tłumaczyć, tylko uprawiać płodozmian czytelniczy.
Sięgając po Na koniec świata, kompletnie nie wiedziałam, czego się spodziewać. Po pierwsze to debiut, a po drugie dowiedziałam się, że autorka para się również poezją, a to zazwyczaj powód, dla którego odpuszczam lekturę – tak już mam. Ale, ale! Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Pytanie tylko, czy szampan będzie oryginalny czy też nie.
Moje obawy zostały potwierdzone – autorka nie wyzbyła się miłości do poezji. Wiersze przytaczane przez bohaterów wywoływały we mnie nerwowość, omijałam je szerokim łukiem, a najchętniej wymazałabym wszystkie, bo psuły lekturę. Dla jasności – nie chodzi o „warsztat” Maćkowiak. Mnie po prostu takie zabiegi drażnią i w moim odczuciu są zwyczajnie infantylne. Jedynym argumentem (i jednocześnie ogromnym atutem), który mógłby w pewien sposób tłumaczyć obecność rymowanek, jest sielski klimat tej książki. I ta sielska atmosfera niewątpliwie udziela się czytelnikowi. Szczególnie, że autorka posługuje się wiejską gwarą w sytuacjach, w których oddaje głos mieszkańcom Końca Świata. Początkowo odczuwałam pewne trudności w czytaniu tych fragmentów, ale nadzwyczaj szybko się przyzwyczaiłam. Tym, co najbardziej mnie zaskoczyło, to humor – kilka razy głośno ryknęłam śmiechem, wizualizując sobie pewne sytuacje, w których znaleźli się bohaterowie.
Oczywiście historia Basi niesie ze sobą przesłanie – zawsze można zacząć od nowa, wszystko zależy od nas, a przyjaciele są najważniejsi. Nic w tym nadzwyczajnego, ale o to chyba chodzi w obyczajówkach – aby w ciekawy sposób opowiedzieć o wszystkim znanych prawdach. Ewa Maja Maćkowiak zrobiła to nieźle jak na swój pierwszy raz, choć ja do pełnej satysfakcji potrzebuję czegoś jeszcze. Niemniej jednak, jeśli gustujecie w takiej literaturze i szukacie lekkiej, optymistycznej i zabawnej historii, to myślę, że się nie zawiedziecie.