Kiedy stało się to po raz pierwszy, opiekunka powiedziała Charlotcie, że to był sen. George przełamał wstyd i poszedł na komisariat, ale nikt mu nie uwierzył. John usłyszał od pielęgniarki, że opowiada brednie i pewnie musiał się zranić. Takich jak oni były setki. Od swoich opiekunów, policji, personelu sierocińca wszyscy usłyszeli to samo. Że mają siedzieć cicho.
W lutym 2008 roku pod schodami Haut de la Garenne, największego sierocińca na wyspie, dr Julie Roberts znalazła niewielki przedmiot. Antropolożka uznała po wstępnej analizie, że jest to fragment dziecięcej czaszki. Od miesiąca na terenie dawnego sierocińca poszukiwano dowodów na zbrodnie popełniane na dzieciach. Tego dnia rozpętało się prawdziwe piekło.
Nie dało się już dłużej ukrywać faktu, że sierocińce na Jersey były terenem łowów dla pedofilów. Śledczy ze zdumieniem odkrywali siatkę powiązań i przestępstw, które milcząco aprobowała cała wyspa.
Dwoje wybitnych reportażystów odkrywa prawdę o przestępstwach w sierocińcach. Ewa Winnicka i Dionisios Sturis próbują odpowiedzieć na pytanie, jak to możliwe, że w XXI wieku nadal istnieją miejsca, w których panuje milczące przyzwolenie na zło. Śledzą wzajemne zależności, układy oraz pokazują bohaterską walkę tych, którzy sprawili, że mechanizm zła zaczął się kruszyć.
Autor | Ewa Winnicka, Dionisios Sturis |
Wydawnictwo | Znak |
Rok wydania | 2020 |
Oprawa | twarda |
Liczba stron | 304 |
Format | 12.5x20.5 cm |
Numer ISBN | 978-83-240-7072-5 |
Kod paskowy (EAN) | 9788324070725 |
Data premiery | 2020.09.16 |
Data pojawienia się | 2020.02.27 |
Produkt niedostępny!
Ten produkt jest niedostępny. Sprawdź koszty dostawy innych produktów.
Wydawało mi się, że nic mnie już nie jest w stanie zaskoczyć. Że znam tak skrajnie przypadki ludzkich zachowań i czynów, że każdy następny będzie tylko potwierdzeniem owej anormalności w ludzkiej psychice.
Czyżby?
"Władcy strachu" paraliżuje. Każdego. Trwoży, uruchamia wewnętrzną furię i bezradność w kontrze. Ludzie, system i chora polityka elit. Trójca święta, nietykalna, zamiatająca własne grzechy pod bardzo puchaty i ciężki dywan, który dodatkowo na obrzeżach przytrzymują gwoździe wbite w pakiet. I wszystko nadal byłoby na półjawne, na pół-przypuszczalne, gdyby nie burza na Jersey. Na jaw wychodzą pedofilstwo, molestowania oraz permanentne niszczenie psychiki dzieci. Przez kogo? Głównie przez rządzących placówkami opiekuńczymi dla dzieci. Ale nie tylko. Bo do nadużyć dochodzi także w klubie żeglarskim Sea Cadets, a do wielu okaleczeń dzieci doprowadzają też znajomi owych pracowników z wszelakich branży. Pedofile kryją się pośród normalności udając dobrych ludzi. Elita rządu, uprzywilejowani panowie, magnaci i potentaci - ich zachcianki zawsze były spełniane. Wszystkie. Także te mające związek z dziećmi, z chłopcami. Stosowali wobec nich perfidny terroryzm, zastraszanie, poniżanie, onanizowanie, czy stosunki seksualne (do krwi). To było na ich liście życzeń, a te przecież zawsze się spełniały. Lecz wszystko było tajne, ukrywane, przemilczane. Kto wściubiał nos, natychmiast dostawał wilczy bilet i opuszczał Jersey. Czyszczono otoczenie. Skorumpowanie szerzyło się, jak wirus. I właśnie w to hermetyczne gniazdo wchodzą autorzy.
Niebywały ruch, wiązanie sznura na własnej szyi.
Zadają pytania, doprowadzają do otwartej konfrontacji, szukają ofiar i katów. Są jak burza w okolicy, która tego zjawiska kompletnie nie zna.
Ale to dzięki nim trzymam teraz "Władców strachu", książkę, której czytanie boli. Twoja bierność bardzo szybko zostaje złamana. Czujesz, że każde słowo dochodzi do ciebie, do mózgu, do świadomości. Że się burzysz, bo tak nie można. Bezduszność, zezwierzęcenie, bluzgi - Jersey króluje w podatkowych machlojstwach ale w ludzkich odczuciach NIE.
Świetnie napisana, dokładna, reporterska robota na wysokim poziomie - taka jest ta ksiązka. Dopracowana w każdym szczególe i słowie. Dla każdego - taka powinna być, ale nie każdy przez nią przejdzie. Psychika czytelników jest bowiem tak różna, jak ilość książek w księgarniach, dlatego wielu nie da rady. Podda się, ot, po prostu. Bowiem okrucieństwo, jak się przed nam roztacza nie pozwala zostać obojętnym. To książka o potężnej sile
Szczerze mówiąc nie wiem nawet jak zacząć tę recenzję. Zwyczajnie brak mi słów. "Władcy strachu" chwycili mnie za serce, ścisnęli i przepuścili przez wyżymaczkę. Po przeczytaniu musiałam sobie zrobić kilka dni przerwy. Kiedy dowiaduję się o kolejnych potwornościach jakie spotykają dzieci, spadam na dno najgłębszego dołu, gdzie towarzyszy mi tylko ciemność.
⠀
Dwoje wybitnych reportażystów - Ewa Winnicka i Dionisios Sturis pracowało kilka lat temu nad pewną sprawą, która miała miejsce na wyspie Jersey (brytyjska wyspa, położona za Kanałem La Manche). Gdy już właściwie kończyli zbieranie materiałów do książki natrafili na inny problem, wstydliwie skrywany przez dziesiątki lat. Chodziło konkretnie o przemoc wobec wychowanków sierocińców, ośrodków wychowawczych, poprawczaków, prestiżowych szkół, czy rodzinnych domów dziecka. Wyszło na jaw, że maltretowanie i nieludzkie "metody wychowawcze" są tylko wierzchołkiem góry lodowej, a w proceder uwikłani są członkowie politycznej i urzędniczej elity wyspy. Osoby, które pociągają za sznurki. Dlatego próby ujawnienia prawdy zawsze napotykały na niewzruszoną ścianę obojętności, zbudowaną na fundamentach kumoterstwa. O sprawiedliwość walczy jedynie niewielka grupka niezależnych blogerów i wolontariuszy. W rozdziałach, co kilka stron pojawiają się wstrząsające zeznania ofiar, które nawet po wielu latach nie potrafią sobie poradzić z doświadczoną w dzieciństwie traumą. Analiza dowodów i wzajemnych powiązań daje bulwersujący obraz otoczonej ochronną zmową milczenia siatki pedofilskiej.⠀
Ta historia po prostu nie mieści się w głowie. Uwikłani w zmowę milczenia urzędnicy, politycy, pracownicy opieki społecznej, a nawet policjanci? Koszmar. Książka świetnie napisana, a jednak budzi niesmak i oburzenie. Ostrzegam, że jest równie wstrząsająca, co frustrująca. Czytacie na własne ryzyko.
„Władców strachu” czyta się z niedowierzaniem. Bardziej jak horror czy powieść sensacyjną, a książka jest w gruncie rzeczy nie jest dziennikarskim śledztwem, jak mogłoby się wydawać, a rzetelnym sprawozdaniem z dochodzenia, odkrywania prawdy o sprawach kryminalnych z przeszłości.
Miejscem akcji jest Jersey, wyspa luźno związana z Wielką Brytanią, mająca jednak swój rząd i system prawny. Jest to społeczność niewielkich rozmiarów, liczy około sto tysięcy mieszkańców. Nie trudno wywnioskować więc, że niejako wszyscy się znają, co sprzyja zależnościom, układom, kumoterstwu.
Tak było też z kwestią, którą porusza książka - przemocą i molestowaniem w ośrodkach opiekuńczych dla dzieci. Sieroty i nieletni odebrani rodzicom, często z powodu dramatu alkoholizmu, czy narkotyków, gdy dorośli zawiedli i nie mogli się nimi opiekować, trafiały w efekcie w jeszcze większe piekło. Zamiast bezpieczeństwa dzieci otrzymywały przemoc i napastowanie, gwałty.
Oprawcami byli zarówno starsi koledzy, jak i często również personel, prowadzący placówki, czy ich pedofilscy znajomi zapraszani po to, by wybrali sobie konkretne dziecko do realizacji własnych chorych fantazji.
Już sam fakt istnienia procederu szokuje. Dziwi jednak jeszcze bardziej podejście władz Jersey, które starają się za wszelką cenę sprawę zatuszować, dbając o „dobre imię” wyspy. W praktyce to często koledzy oskarżanych i zwyczajnie chcą chronić swoich przyjaciół.
Operacja „Prostokąt” i jej obecność w mediach w całej Wielkiej Brytanii sprawia, że Jersey przestaje być znane z odmiany ziemniaków i rasy krów, a staje się w opinii publicznej pedofilskim eldorado. Starzy wyspiarze oczywiście chcą powrotu do dawnego porządku i spokoju. Nie zdradzam, jak sprawa się zakończyła, przeczytajcie o tym sami, bo warto.
Książka jest niezwykle brutalna i nie brakuje w niej dokładnych opisów molestowania czy bicia. Na początku autorzy nakreślają nam charakter wyspy, a także przedstawiają spis instytucji i bohaterów zawartych w lekturze, co ułatwia rozeznanie się „kto jest kim” w trakcie czytania. I mimo że bohaterów jest wielu, można spokojnie się zorientować, o kim mowa. Gdybyśmy jednak się pogubili, pomaga ściągawka.
Dodatkowo zobrazowaniu sobie tła historii sprzyja mapka Jersey na pierwszej stronie, na której zaznaczone są tereny opisywane w książce. Pozwala to ulokować sobie miejsca akcji w danej, konkretnej przestrzeni.
Kolejne wątki śledztwa poprzeplatane są emocjonalnymi i niezwykle obrazowymi zeznaniami ofiar, które opisują, co spotkało je w dzieciństwie, w ośrodkach opiekuńczych lub rodzinach zastępczych.
Książka jest niewątpliwie ważnym głosem, także pokrzywdzonych, którzy zasługują na wysłuchanie. Ale też przestrogą, do czego mogą prowadzić układy i koneksje, zwłaszcza w niewielkim środowisku. Do czego prowadzi władza absolutna.
Nie jest to na pewno lektura dla wrażliwych, gdyż podczas jej czytania niejednokrotnie przyprawi nas o mdłości. Przypomina nieco programy telewizyjne w stylu „Uwagi” czy „Interwencji”, tyle, że szczegóły w niej zawarte sprawiają, że nie mogłaby być emitowana w prime timie.
„Władcy strachu” są kawałem porządnej, dziennikarskiej roboty, rzetelnie wykonanej. Autorzy się spisali. Tematyką, jak i stylem nawiązuje do popularnych filmów braci Sekielskich. Jeśli więc nie zraża was przedmiot śledztwa, sięgajcie śmiało, bo książka jest dobrze napisana i czyta się ją niezwykle szybko. I chociaż materia trudna, to intryguje.
Dawno nie przeczytałem książki, która by tak mną wstrząsnęła. Wydarzenia opisane w książce są dla mnie szokujące. Ta książka zmusza do zastanawiania się nad naturą zła w człowieku. Zadziwiające jest to, że ilość przypadków przemocy i przemocy seksualnej wobec dzieci w placówkach na wyspie Jersey była tak wielka. Mała wyspa, a tak wiele przypadków. Odczuwałem to jak kumulację zła. Przerażające w książce jest to, że ludzie dorośli ludzie funkcjonujący w tych placówkach mogli w taki sposób postępować, a inni jakby tego nie widzieli, a ważne osoby w społeczeństwie kryły to co się działo lub nawet były współwinne, tuszowały sprawy, lub udawały, że o niczym nie wiedzą. Wychowankowie tych miejsc, ofiary tej przemocy nie potrafili bardzo często odnaleźć się w dorosłym życiu, mieli problemy psychiczne, albo co gorsza przenosili te złe wzorce zachowań jeszcze w tych ośrodkach lub już po ich opuszczeniu. To zło się rozprzestrzeniało, zatruwało ludzi. Wstrząsające jest też to, że gdy już sprawa wyszła na wierzch bardzo wyraźnie dalej byli ludzie, którzy chcieli to zasypać milczeniem, ale nawet zastraszeniem, szantażem. Struktura funkcjonowania tej małej społeczności wyspy Jersey wytworzyła jakieś patologiczne formy reakcji i wzajemnych relacji między ludźmi. Odczułem to jakby była wszystkomogąca mniejszość i zastraszona, milcząca większość. W tak małej społeczności ta druga grupa z trudem zaczęła jednak upominać się o swoje prawa wspierana przez ludzi spoza wyspy. Podziwiam ludzi, którzy odważnie przeciwstawili się temu złu, choć niestety zapłacili za to wysoką cenę. Książka jest zdecydowanie warta przeczytania, ale jest lekturą mocno osiadającą w głowie i przemyślenia jej dotyczące jeszcze długo będę się we mnie kłębiły. Sytuacje w niej opisane są tak drastyczne, że nie łatwo jest je sobie jakoś w głowie ułożyć. Normalny człowiek nie jest w stanie tego zrozumieć, jak można tak krzywdzić dzieci.