Pasjonujący obraz Polski z okresu procesów czarownic i wszechobecnego nierządu
„Dobrze, że nie żyjemy w tamtym ponurym okresie ciemnoty i zacofania” – te słowa profesora Bohdana Baranowskiego odpowiednio określają opisywane w książce wydarzenia i przedstawianych ludzi. Wiek XVII i XVIII w Polsce to czas, gdy za niegroźne z pozoru pomówienie kat wymierzał krwawą i bolesną karę. Nierząd mógł zakończyć się mrożącymi krew w żyłach torturami, zaś zgwałconej kobiecie lepiej było popełnić samobójstwo niż żyć w mroku przekleństwa.
Baranowski ukazuje świat, który dziś jest dla nas trudny do wyobrażenia. Istniały w nim czary i ludzie o nie oskarżani. Obok „ludzi gościńca”, funkcjonujących na granicy prawa lub poza nim, zgodnie żyły kurtyzany, których działalność prężnie kwitła mimo procesów, jakie im wytaczano. Autor barwnie opisuje przebieg takiego procesu, dbając o najdrobniejsze szczegóły.
Oparta w dużej mierze na księgach miejskich i aktach sądowych opowieść O hultajach, wiedźmach i wszetecznicach to wyjątkowa lektura o bardzo ciekawym, pod względem obyczajów i kanonów moralnych, okresie w dziejach naszego kraju, o którym na co dzień niewiele się mówi.
Autor | Bohdan Baranowski |
Wydawnictwo | Replika |
Rok wydania | 2020 |
Oprawa | twarda |
Liczba stron | 336 |
Format | 14.5 x 20.5 cm |
Numer ISBN | 978-83-66481-44-2 |
Kod paskowy (EAN) | 9788366481442 |
Data premiery | 2020.08.18 |
Data pojawienia się | 2020.08.11 |
Produkt niedostępny!
Ten produkt jest niedostępny. Sprawdź koszty dostawy innych produktów.
To moje trzecie spotkanie z profesorem Baranowskim. Tym razem historyk wziął na tapet obyczaje i prawa XVII i XVIII wieku. W szczegółowy sposób omówił działanie sądownictwa tego okresu, cytując pisma sądowe. Co przykre, wyłania się z nich banda zakłamanych, przekupnych urzędników, często kierujących się jedynie złotem przy poszukiwaniu win i ogłaszaniu wyroków.
Książka dzieli się na trzy duże części, zgodnie z tytułem.
I) Hultaje
Całość otwiera opis „ludzi luźnych”, niezwiązanych z ziemią czy miastem. Ci wędrujący pielgrzymi, włóczędzy oraz ex-żołnierze nie byli w społeczeństwie poważani, postrzegano ich jako wichrzycieli. Karano ich przykładnie, dla zasady, korzystając z faktu, że żaden pan feudalny nie upomni się o oskarżonego, a powieszenie włóczęgi zapewni wielkie widowisko - i efekt moralizatorski.
Przy okazji profesor mówi o smutnym losie żołnierzy. Bywało, że nie wypłacano im żołdu nawet przez kilka lat! Niektórzy porzucali wojsko, by całkowicie skupić się na dochodzeniu swoich praw. Zwykle gwałtem wydzierając należność – niestety, odbierając dobytek okolicznym chłopom. Gorzkim cytatem kończy się ten fragment:
„Krew przelewałem, zdrowie postradałem, a teraz mi mówią: żryj kamienie”.
II) Wiedźmy
Nagonka na czarownice dotarła do nas dopiero w połowie XVII wieku i szybko okazaliśmy się pełni werwy w tropieniu kochanic diabła.
Omawiane w książce przypadki „czarnoksięstwa”, ukazują przerażający proceder. Wcześniej stosowane zasady zaczęto użytkować w stosunku do potencjalnych wiedźm, tym razem jednak rzadko kiedy "przesłuchanie" kończyło się inaczej niż stosem, niezależnie od zeznań.
Elementem powtarzającym się i pociągającym za sobą rzesze ofiar było „powoływanie” czarownic, tzn. wypytywanie ofiar o ich wspólniczki. Męczone na torturach oskarżone wymieniały imiona – przypadkowych kobiet, nielubianych sąsiadek itp. Niekiedy powoływały "czarownice", by odegrać się na nich za dawne zatargi. W przypadku gorliwych oskarżycieli zdarzało się nawet wyludnianie całych wiosek; tylko zdrowy rozsądek sędziów przerywał w końcu krwawą spiralę.
III) Wszetecznice
Trzecia część omawia m.in. zbrodnie cudzołóstwa. Dowiadujemy się stąd, jak klarowało się podejście Polaków do stosunków pozamałżeńskich i ogólnie pojętej moralności. I tu widoczna jest dramatyczna przepaść pomiędzy karami orzekanymi szlachcie (praktycznie bezkarnej; często nawet nie dochodziło do procesu), a chłopstwu (zwykle wyroki „gardłowe”).
Dalej poruszono temat zawierania małżeństw, problematycznych w przypadku związków między poddanymi różnych panów. Przejście chłopa z jednej wioski do drugiej oznaczało przecież, że pierwszy pan tracił, a drugi zyskiwał poddanego. Aby takie małżeństwo doszło do skutku, prowadzono długotrwałe negocjacje, zwykle zakończone przepływem złota. Ich kosztem najczęściej obciążano małżonków. Nic dziwnego, że zdarzały się "porwania" panien lub ucieczki młodych, stanowiące czasem dla zakochanych jedyne wyjście.
***
Profesor ma tendencje do leniwego i chaotycznego prowadzenia narracji, przypominającego wykład. Jak poprzednio, tak i tu brakowało mi lepszego uporządkowania informacji.
Za to nieprzyjemnie zaskoczyła mnie tabela z analizą danych procentowych (ilość czarownic pośród wszystkich straconych). Opracowanie polega na zsumowaniu wartości procentowych...
Taki błąd mógłby bawić w kajecie uczniaka, ale przeraża w książce szanowanej osobistości.
Mimo tego „O hultajach…” jest kopalnią wiedzy, niezwykle bogatym świadectwem kultury i obyczaju wieków XVII-XVIII oraz barwną i pouczającą lekturą.
~amenarhi