Kolejny album ze znanego na całym świecie cyklu o Smerfach autorstwa słynnego twórcy Peyo, a następnie jego kontynuatorów. Papa Smerf znów wybiera się w jedną ze swych dalekich podróży, choć powinien już wiedzieć, że zawsze, gdy go nie ma, beztroskie niebieskie skrzaty wpadają w kłopoty. Pewnego dnia Śpioch prosi Pracusia o wynalezienie czegoś, co pozwoliłoby mu pomagać przyjaciołom, ale jednocześnie się nie męczyć. Już następnego dnia jest gotowa maszyna idealna dla Śpiocha. Widząc to, kolejne Smerfy zamawiają u Pracusia urządzenia mające im ułatwić codzienną pracę. Tak do wioski pośrodku lasu wkracza Postęp. Jednak zachłyśnięcie się wynalazkami nie wpływa zbawiennie na charakter Smerfów, a efekty okażą się opłakane dla ich małej społeczności! Czy znajdzie się ktoś, kto zdoła opanować ogarniające mieszkańców wioski szaleństwo dążenia do nowoczesności i wygody?
Komiksowe Smerfy zostały powołane do życia pod koniec lat 50. XX wieku przez belgijskiego rysownika Pierrea Culliforda (1928–1992), używającego pseudonimu Peyo. Już kilka lat później stały się tak popularne, że Peyo otworzył własne studio filmowe. Dziś zarówno filmy animowane, jak i kolejne komiksy o niebieskich skrzatach tworzą współpracownicy oraz następcy Peyo, w tym jego syn Thierry.
Autor | Philippe Delzenne, Thierry Culliford |
Wydawnictwo | Egmont - komiksy |
Rok wydania | 2016 |
Oprawa | miękka |
Liczba stron | 48 |
Format | 21.5x29.0 cm |
Numer ISBN | 9788328116153 |
Kod paskowy (EAN) | 9788328116153 |
Waga | 170 g |
Wymiary | 215 x 290 x 4 mm |
Data premiery | 2015.12.21 |
Data pojawienia się | 2015.12.21 |
Produkt niedostępny!
Ten produkt jest niedostępny. Sprawdź koszty dostawy innych produktów.
Tym razem Smerfy przekonają się, że życie bywa czasem przewrotne i nie zawsze to co nowoczesne jest dobre. Wszystko zaczyna się w dniu, w którym niebieskie ludziki postanowiły się więcej ... nie męczyć. Pracuś korzystając ze swoich zdolności tworzy przeróżne maszyny, które wyręczają Smerfy w ich codziennych obowiązkach. We wiosce aż roi się od maszyn, a że nasi mali bohaterowie nie znają umiaru, to wpadają w ogromne tarapaty. Papa Smerf ląduje w więzieniu, a pozostałe Smerfy staja się ... nie zdradzę. Przeczytajcie sami.
Na 48 stronach znajdziemy mnóstwo akcji, humorystyczne rysunki i teksty. Komiks wydany jest bardzo ładnie. Rysunki są żywe, kolorowe i nawiązujące do wersji animowanej. Czcionka, jak na komiks, jest duża i wyraźna.
Zawsze gdy Papa Smerf opuszcza wioskę małe Smerfy pakują się w ogromne tarapaty. Tak było i tym razem. Zaczęło się od tego, że Pracuś wynalazł dla Śpiocha maszynę, która umożliwiała mu pomaganie innym Smerfom bez jakiegokolwiek wysiłku. Smerfy podchwyciły pomysł i tłumnie ruszyły do Pracusia aby również dla nich wynalazł urządzenia pomagające w wykonywaniu codziennych obowiązków. Niestety Smerfy nie poprzestały na tym. Z dnia na dzień chciały więcej i więcej. Stały się leniwe i próżne i właśnie takie postępowanie sprowadziło na całą wioskę ogromne kłopoty...
Komiks jest zabawny zarówno pod względem treści jak i kolorowych rysunków, które nie zmieniły się mimo upływu lat. I choć po komiksy sięgam z dziećmi rzadko ten tytuł wywarł na nas bardzo pozytywne wrażenie. Historia jest zabawna, niedługa, na jakieś kilkanaście minut a i pouczająca. W końcu maszyny nie mogą zastąpić człowieka, przynajmniej nie we wszystkim a zupełne lenistwo nie może wyjść nikomu na dobre przynajmniej w dłuższej perspektywie ;)
Gorąco zachęcam do sięgnięcia po komiks a najlepiej całą rodziną. Rodzice powspominają dzieciństwo a dzieci miło spędzą czas poznając sympatycznych małych bohaterów, którzy już dawno temu podbili serca dzieci na całym świecie ;)
Twórcy Smerfów, Peyo, od dawna nie ma już wśród nas, ale jego małe, niebieskie dzieci wciąż mają się doskonale. Kolejne komiksy z ich przygodami ukazują się nieprzerwanie, a dzięki Egmontowi możemy cieszyć się właśnie czwartym tomem kontynuacji stworzonej przez spadkobierców zmarłego mistrza.
Tym razem Smerfy dopada całkowite rozleniwienie. A wszystko za sprawą wynalazku Pracusia dla najmłodszych smerfiątek – nakręcanych zabawek. Jego pomysł przeszczepia się szybko na inny grunt, każdy ze Smerfów chce więcej udogodnień, ale w końcu nawet największe usprawnienia ułatwiające codzienne życie i obowiązki przestają wystarczać. Pracuś konstruuje więc roboty mające całkowicie wyręczyć Smerfy we wszystkim, jednak pojawiają się konflikty a w końcu także i poważniejsze problemy. Czyżby naszych małych, sympatycznych niebieskich bohaterów czekał bunt… drewnianych maszyn?
Czytanie „Smerfów” to jak zawsze przyjemność, ale przecież nie tylko. Każdy z komiksów o ich przygodach (czy też każdy z odcinków serialu, na którym sam się wychowałem, a który należał do czołówki moich ulubieńców tamtego okresu) niesie ze sobą przecież wartość dydaktyczną, a dla starszych – nutę satyry. I tak jest też, oczywiście, i tym razem. Jakby więcej pojawiło się za to humoru. W żartach zaś znalazło się także miejsce dla dowcipów dla nieco starszych odbiorców, jak choćby scena, w której jeden ze Smerfów podejmuje się próby podejrzenia biorącej prysznic Smerfetki. Oczywiście scena ta podana jest w bardzo łagodnej formie, odpowiedniej dla każdego wieku.
Najmocniejszą stroną nowych albumów o przygodach Smerfów jest jednak grafika. Rysunki Ludo Boreckiego i Pascala Garraya są identyczne z tymi, do jakich przyzwyczaił nas przez lata sam Peyo. Ta sama kreska, takie samo kadrowanie, identyczny wygląd postaci i tła, miękkie linie, stonowany, klasyczny kolor… Dla oka to prawdziwa przyjemność, nie tylko gdy ma się jednocyfrową liczbą lat.
Fanom humorystycznego komiksu, tym, którzy wychowali się na Smerfach a także tym, którzy mają w sobie po prostu coś z dziecka, polecam.