Doskonały debiut literacki autora Krótkiej historii siedmiu zabójstw, wyróżnionej Nagrodą Bookera. Obrazoburczy i poetycki zarazem. Pociągający i odpychający. Tylko Marlon James potrafi tak igrać z uczuciami czytelników.
Pierwsza powieść w literackiej karierze Jamajczyka to książka niezwykła, ukazująca z empatią i brutalną szczerością rodzimą wyspę pisarza i mentalność jej mieszkańców. To także wstrząsająca wiwisekcja religijnej sekty.
Jest rok 1957. Niewielka wioska Gibbeah to zapomniane przez cywilizację miejsce, pokryte kurzem, pamiętające jeszcze czasy plantacji, ale obecnie pogrążone w biedzie. Mentalnym przywódcą miejscowej społeczności jest pastor Hector Blight, który bardziej niż wiernych kocha beczułki z rumem. Pewnego dnia nad Gibbeah zaczynają krążyć złowieszcze czarne sępy. Wpadają do kościoła, rozbijając okna. W ślad za ptakami w wiosce pojawia się człowiek, który nazywa siebie Apostołem Yorkiem. Przejmuje kościół i pod sztandarem „ducha odnowy” wprowadza nowe zasady. Wokół Apostoła zaczynają gromadzić się ludzie, którzy chcą mu pomóc sprowadzić pozostałych mieszkańców na bogobojną ścieżkę. Pastor Blight nie ma wyjścia, musi odstawić rum i odzyskać zaufanie wiernych. Który z duchowych przywódców wygra tę biblijną potyczkę o rząd dusz?
„Najlepszy i najważniejszy debiut, jaki miałam okazję przeczytać. Pisarstwo Jamesa przywodzi na myśl wczesne powieści Toni Morrison, a także książki Jessiki Hagedorn i Gabriela Garcii Márqueza”.
– Kaylie Jones, amerykańska pisarka
Autor | Marlon James |
Wydawnictwo | Wydawnictwo Literackie |
Rok wydania | 2019 |
Oprawa | twarda |
Liczba stron | 240 |
Format | 14.5 x 20.5 cm |
Numer ISBN | 978-83-08-06828-1 |
Kod paskowy (EAN) | 9788308068281 |
Waga | 420 g |
Wymiary | 150 x 215 x 26 mm |
Data premiery | 2019.01.03 |
Data pojawienia się | 2019.01.03 |
Produkt niedostępny!
Ten produkt jest niedostępny. Sprawdź koszty dostawy innych produktów.
„Diabeł urubu” to debiutancka powieść Marlona Jamesa – Jamajczyka, który w 2017 otrzymał nagrodę Bookera za „Krótką historię siedmiu zabójstw”. W swej pierwszej książce opowiada o mieszkańcach miasteczka Gibbeah, którzy stali się świadkami (jak i „zezwolicielami”) pojedynku – moralnego, teologicznego i ideologicznego - dwóch przewodników duchowych: Hectora Bligha i Apostoła Yorka. W tej walce toczącej się na granicy snu i jawy, na styku umysłu trzeźwego i otumanionego oparami alkoholu, gdzie jedna strona sięga po rzeczowość, a druga po fanatyzm, przeświadczenie o zwycięstwie mąci się z dogłębną samotnością i zwątpieniem. Bo w tej książce wszystko się miesza: realizm z magicznością, świętość z potępieniem, język poetyckobaśniowy z obscenicznym, żarliwa wiara i ewangelizacja z wierzeniami przodków, obrzędy chrześcijańskie z pogańskimi, grzeszność i upadek z boskością, cielesność z religijnością. To wszystko tu jest na granicy i wszystko się tu ściera – świat cywilizowany z pradawnym, postęp z prymitywizmem, pogaństwo z chrześcijaństwem, rozum z przeczuciem. Więc skoro przestrzenie wartości się mielą, skoro ścierają się różne przestrzenie, to i bohaterowie nie mogą być czarnobiali czy jednoznaczni. Ten, który z całą mocą swojej charyzmy podejmuje się nadać nowy porządek rzeczy i podnieść małą społeczność z duchowych ruin, okazuje się być demagogiem, manipulantem i szarlatanem. Z kolei ten, który nie miał prawa być jakimkolwiek autorytetem a już na pewno podporą moralną, pijak i obdartus znalazł w sobie na tyle siły, by mimo swojego upadku, uratować innych i pozwolić im wejść na drogę prawdy (w końcu: Prawda was wyzwoli) – o sobie, swoich pragnieniach, granicznych pobudkach jednostki, która zorganizowała życie w małej mieścinie na wzór życia kolonii karnej lub odciętej od cywilizacji komuny. Dlatego też przez sporą część opowieści nie wiadomo, do czego bohaterowie dążą, co jest ich pomysłem na siebie i swoje życie, co ich ukonstytuowało, co wypełnia ich dzień. Dopiero finalna scena pokazuje, jak bardzo wszyscy dali się oszukać, a nawet wręcz zaślepić – i mieszkańcy Gibbeah, którzy tak bardzo pragnęli autorytetu, który nada porządek rzeczom (nawet codziennym), że nie zauważyli chytrego wybiegu, ani czytelnik, który dopiero na końcu mówi sam do siebie: A więc o to chodziło… I bez wątpienia to jest największa wartość tej powieści – ten moment zaskoczenia, ten odnaleziony wytrych, który otwiera w głowie czytelnika uśpioną do tej pory zapadkę. Nie mogę powiedzieć, by „Diabeł urubu” był powieścią łatwą. Nie jest też powieścią jednowymiarową. Na pewno może budzić mieszane uczucia – polski czytelnik nie jest przyzwyczajony, by realizm magiczny mieszał się z obscenicznością, a okrucieństwo tak głęboko wchodziło w sacrum. Nie jest również powieścią o sile, znaczeniu i potrzebie szeroko rozumianych duchowości oraz fanatyzmu – choć to stanowi jej trzon. To jest powieść o zemście. O zemści jednostki, która dla zaspokojenia własnych instynktów pozwoliła sobie na „rząd dusz”. I to zgrabne ukrywanie istoty rzeczy, to trzymanie odbiorcy w niepewności, jest największym atutem tej powieści.
„Diabeł Urubu” to świetna, choć niezbyt długa książka. Wciąga czytelnika pomiędzy swe karty, jak i inne powieści tego autora. Osoba niewiedząca, że jest to debiut Marlona Jamesa, po stylu tej powieści i zgrabnej formie, sama z pewnością nie domyśliłaby się tego. Język, jakiego używa, obfitość przekleństw i wulgaryzmów, podnoszą autentyczność tej powieści. Marlon James ze społeczności Gibbeah stworzył na swój sposób mikrokosmos – świat, poza którym nie ma innego miejsca, niż ta jamajska wieś. Nie docierają do nas bowiem wieści z zewnątrz, poza tym jednym wydarzeniem – przybyciem Apostoła. Ten obłęd, szaleństwo, w którym całkowicie zatracili się wieśniacy z Gibbeah, porywa i nas. Dajemy się zahipnotyzować Marlonowi Jamesowi tak, jak oni dali się omamić Yorkowi.
Akcja książki Diabeł urubu dzieje się w latach 50 ubiegłego stulecia w zapomnianej przez cywilizację jamajskiej wiosce pośrodku niczego. W wiosce Gibbeah panuje biedna, a osiada w niej tylko kurz. Mieszkańcy choć wierzący w Boga często oddają się zabobonom i dawnym wierzeniom.
Przewodnikiem duchowym jest pastor Hector Bligh. Niestety jego prowadzi głównie zamiłowanie do wysokoprocentowych trunków. Nie jest szanowany w wiosce, często jest wyśmiewany, a nawet doczekał się własnego przydomka - Rum Kaznodziej.
Często prowadzi nabożeństwa w stanie wskazującym oraz doprowadza się do stanu, w którym nie potrafi kontrolować swojego ciała.
Nad Gibbeah zaczynają krążyć urubu, czyli upiornie wyglądające sępy, które według ludowych wierzeń zwiastują nadejście zmian, złych zmian. Tuż za nimi pojawia się człowiek, który każe mianować się Apostołem Yorkiem i wyrzuca z kościoła dotychczasowego pastora. Pod przykrywką "dobrych zmian" osiada w wiosce i zaczyna swoje nauki. Wygnanego pastora przygarnia Wdowa.
Apostoł York w swoim nauczaniu ujawnia bezwzględność oraz ma dominujący charakter. Manipuluje ludźmi, którzy uwierzyli, że za jego sprawą przyjdą dobre zmiany do ich wioski. Jego nabożeństwa ociekają agresywnością i nawoływaniem do niej, co usprawiedliwia "wyższym dobrem". Twierdzi, że za wszelką cenę należy z Gibbeah wypędzić zło czyhające na każdym kroku. Należy wioskę oczyścić. Ludzie widzą w nim "wybawiciela" i bez zawahania ruszają za nim wykonując bezmyślnie i ślepo jego polecenia. Nakazuje im wykonywać haniebne czyny, lecz nikt się temu nie sprzeciwia, przez co Apostoł czuje się bezkarny.
Tymczasem w domu Wdowy pastor powoli zaczyna dochodzić do siebie. Postanawia zawalczyć o swoją wioskę, lecz ma do pokonania mur. Mieszkańcy popierają Apostoła choć nagła zmiana jaka zaszła w pastorze Hectorze ich zdumiewa, nadal słuchają tylko nowego przywódcy.
Rozpoczyna się walka pomiędzy dobrem, a złem. Tylko kto jest kim? W tej książce nic nie jest oczywiste, nic nie jest czarno-białe. Pomiędzy tymi dwoma kolorami jest wiele odcieni szarość, jak w realnym życiu.
Narrator w Diable urubu nie jest jeden. Raz jest to forma trzecioosobowa, a zaraz staje się nim ktoś z mieszkańców wioski. Jest to ciekawy zabieg, który urozmaica czytanie i pozwala wczuć się w klimat książki, który nie jest lekki. Jest on duszny, przytłaczający, momentami gęsty.
Autor bezpardonowo ukazuje ludzkie słabości niejako obnażając ludzi. Książka ukazuje głównie ludzkie wady, z jakimi codziennie się mierzymy. Walka dobra ze złem ukazana przez autora w tej książce jest przerażająco uniwersalna, gdyż wystarczy, że zmienimy tylko czas, miejsce akcji oraz bohaterów, a wpasuje się ona w każde miejsce i czas. Niezależnie od szerokości geograficznej i roku. Autor ukazuje nam obyczajową drastyczność przeplataną brutalnymi scenami pełnymi przemocy seksualnej, fizycznej, ale również psychicznej.
Powieść jest trudna, mocna i skłaniająca do refleksji. Z pewnością nie jest to książka dla każdego. Swoją historią może przytłoczyć, zwłaszcza młodszego czytelnika, dlatego odradzałabym tej grupie wiekowej. Wymaga zatrzymania się i głębszego przemyślenia. Jak na debiut Marlona Jamesa, to jest zdecydowanie dobra książka. Niemniej jednak mi przeszkadzała ilość użytych w tej powieści wulgaryzmów. Uważam, że nie były potrzebne. Sama historia i sposób, w jaki ją przedstawił autor w zupełności obroniłaby się.
http://recensione-libretto.blogspot.com/2019/02/diabe-urubu-marlon-james.html
Marlon James uderza w człowieczeństwo i jednostkę, sprawia, że myślimy o ludziach jak o stadzie cielątek idących na rzeź. Wystarczy jeden, który potrafi pięknie i dosadnie przemawiać, który nie certoli się i rzuca w człowieka słowami jak mięsem. Tyle wystarczy by znudzona prozą życia miejscowa społeczność przestała myśleć.
Marlon James w bardzo obrazowy sposób wytyka wszystkie człowiecze bolączki. Niestandardowym sposobem narracji sprawia, że identyfikacja z mieszkańcami Gibbeah jest automatyczna. Często narratorem jest ten tłum, który wypowiadając się niemalże prostacko wskazuje palcem na ludzi niegodziwych i grzesznych, a my jako czytelnicy stoimy w tym tłumie i bezmyślnie potakujemy. Autor z marszu wrzuca czytelnika do swojej historii i nie pozwala się z niej wydostać fenomenalnie operując jego uczuciami i emocjami.
WIARA, RELIGIA, LUDOWA MĄDROŚĆ
Wiara to jedyne co daje mieszkańcom Gibbeah jakiekolwiek pocieszenie. Coś ulotnego, coś niezrozumiałego i niewyobrażalnego sprawia, że ich życie wchodzi momentami na inny poziom. Dodatkowo karmią się ludowymi wierzeniami i przesądami. Gotują zioła, piją olejki, ufają upiornym Urubu uzależniając od tego swój los.
Kiedy w wiosce pojawia się Apostoł oni bez szemrania poddają się jego oratorskim zdolnościom i nawoływaniom do przestrzegania boskiego porządku. Wartości ( a raczej ich brak), które im przekazuje ani razu nie budzą w nich oburzenia. Wręcz przeciwnie. Zmęczeni życiem liczą na odmianę, którą Apostoł im obiecuje wprowadzając nowe zasady funkcjonowania całej społeczności. Jego manipulacja i zachęta do obłudy i wyrządzania krzywdy innym, gwałtu i morderstwa nie wzbudzają żadnych protestów. Wzywa do nienawiści tłumacząc to dobrem ogółu. Tworzy sektę pełną żołnierzy, którzy bez szemrania zrobią wszystko co im rozkaże. Pod przykrywką służby Bogu dąży do obranego sobie celu, a “głupi” tłum pójdzie za nim ani razu się nie sprzeciwiając. Granica między tym co dobre, a tym co złe zaciera się.
Absurdalność tej sytuacji kuje w oczy i fizycznie boli. Autor idealnie oddaje za pomocą wszelkich dosłowności obraz propagandy, zakłamania, manipulacji i to jak człowiek jest wobec tego słaby.
UNIWERSALNOŚĆ
To niesamowite, jak “Diabeł Urubu” jest uniwersalny. Możemy go włożyć w dosłownie każdy zakątek świata, w dowolnym okresie i zawsze otrzymamy to samo. Gdyby zmienić kilka faktów, nazw i kolor skóry bohaterów ta historia równie dobrze mogłaby się wydarzyć gdzieś na polskiej wsi. Nie różnimy się za bardzo od innych ludów. Targają nami te same emocje, jesteśmy tak samo głupi i podatni na wpływy. Lubimy stan kiedy nie musimy myśleć.
Galeria postaci jakie stworzył James dowodzi niezwykle celnej obserwacji i znajomości natury ludzkiej. Hipokryzja jaka charakteryzuje niektórych bohaterów jest godna poświęcenia im chwili. Są pełni cierpienia i sprzeczności. Kiedy poznajemy ich bliżej, poznajemy ich przeszłość zdajemy sobie sprawę, że nie wszystko jest czarno-białe. Wszystko układa się w mniej lub bardziej logiczną całość. Motywacje stają się choć trochę uzasadnione.
PODSUMOWANIE
“Diabeł Urubu” to nietuzinkowa powieść. Trudna i mocna. Ta historia może przytłoczyć i sprawić, że odłożenie jej na półkę będzie jedynym ratunkiem. Marlon James uderza w człowieka jako takiego wymuszając na czytelniku chwilę refleksji nad własnym bytem. Uderza w wartości i wiarę poddając ich słuszność w wątpliwość. Doskonały warsztat i niekonwencjonalna narracja nadają całości niesamowity klimat. Nieco surowy, duszny, nostalgiczny i nieuchwytny. Nierzadka wulgarność i dosłowność niektórych opisów wydarzeń może budzić odrazę, sprawia jednak, że odbiór powieści jest jeszcze bardziej intensywny.
“Diabeł Urubu” to dla mnie bardzo ważna powieść, której wydźwięk jeszcze długo będzie odbijał się echem w mojej głowie.
Przeczytaj jeśli: nie boisz się trudnej w odbiorze treści pełnej niewybrednych słów i zwrotów. Cenisz dosadność i celność obserwacji.
“Diabeł Urubu” w trzech słowach: mocna powieść o ludzkich ułomnościach.
"Diabła Urubu" trudno zaliczyć do literatury, która może się podobać, bo jak może podobać się całkowity upadek człowieczeństwa? Jest to jednak literatura w jakiś sposób fascynująca i nade wszystko zachwycająca językiem. Niebanalne ujęcie walki dobra ze złem, z wplecionymi motywami biblijnymi oraz ludowymi wierzeniami Jamajczyków daje intrygujący efekt. Siłą powieści z pewnością są też jej bohaterowie – niezwykle złożeni, pokrętni i pełni człowieczeństwa w najgorszym wydaniu. Duża dawka symboliki i metafizyki może nieco utrudniać odbiór, ale przecież nikt nie mówił, że literatura zawsze musi być przyjemna i wygodna. Jedno wiem na pewno, twórczość Marlona Jamesa zmierza w dobrym kierunku.
RECENZJA PRZEDPREMIEROWA - książka ukaże się 13 lutego 2019 roku nakładem Wydawnictwa Literackiego
„Diabeł Urubu” to wzbudzająca wielkie emocje debiutancka powieść Marlona Jamesa, pochodzącego z Jamajki laureata prestiżowej nagrody Man Brooker Prize. Na pierwszy rzut oka książka może wydać się obrazoburcza i wulgarna, w rzeczywistości jednak to dający wiele do myślenia utwór na temat religii, manipulacji, nienawiści, zemsty, dobra i zła. A raczej zła i dobra.
Akcja powieści rozgrywa się w latach 50. minionego wieku, w małej jamajskiej wiosce. Pewnego dnia w tym zapomnianym przez Boga miejscu zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Złowrogie sępy sieją spustoszenie, które mieszkańcy odczytują jako złe znaki. Tuż potem do wioski przybywa tajemniczy mężczyzna, który każe nazywać się Apostołem i stanowi konkurencję dla miejscowego pastora, alkoholika niewiele różniącego się od lokalnych meneli.
Między duchowymi przywódcami dochodzi do konfrontacji i walki o dusze wiernych. Kto wygra? Żeby znaleźć odpowiedź na to pytanie, trzeba przeczytać powieść od deski do deski.
Napięcie rośnie w powieści od pierwszych do ostatnich stron. Już początkowe fragmenty mrożą czytelnikowi krew w żyłach. Zadziwia również otwarcie fabuły rozdziałem zatytułowanym „Koniec”.
Potem czeka się już tylko na wydarzenia, które doprowadzą do zapowiedzianego finału.
Zanim to nastąpi, trzeba uzbroić się w cierpliwość. I mocne, naprawdę mocne nerwy, gdyż autor etapuje przemocą, wulgarnością, groteską i hiperbolą. Czasem pojawia się też wisielczy, wyjątkowo czarny humor, czarny tak jak piekło, diabeł i mroczne strony ludzkiej duszy.
Zakończenie natomiast dosłownie wbija w fotel!
Czytelnik powoli odkrywa przeszłość bohaterów, gdyż autor umiejętnie dozuje informacje na ten temat. Dzięki temu to, co początkowo wydawało się jasne, staje się ciemne. I odwrotnie.
Życie mieszkańców małej wioski oparte jest na idei przetrwania. Liczy się pełny garnek, dach nad głową, ciepłe łóżko, najlepiej nie puste. Od tego już tylko krok do atawizmu.
Wizyty w kościele zdają się być przykrym obowiązkiem, dopóki nie pojawia się Apostoł. Od tej pory świątynia zapełnia się coraz bardziej.
Czy jednak wierni naprawdę są ludźmi wierzącymi? Czy może stają się narzędziami w rękach duchownego? I kim właściwie jest charyzmatyczny ksiądz, który grzmi z ambony, wymierza kary i straszy ogniem piekielnym?
Jakby tego było mało, Apostoł zachowuje się dziwacznie, jednak jedynym świadkiem tych bulwersujących scen jest służąca. Problem w tym, że Lucinda nie jest wiarygodnym świadkiem, gdyż we wsi ma opinię wariatki i nieobliczalnej, pyskatej puszczalskiej.
Mimo że akcja „Diabła Urubu” rozgrywa się w latach pięćdziesiątych XX wieku na Jamajce, tak naprawdę można byłoby umieścić ją w różnych zakątkach świata, także bliskiej nam Europy, w dodatku w różnych czasach, począwszy od średniowiecza, a skończywszy na współczesności.
Powieść Marlona Jamesa to dla mnie paraboliczny obraz świata, w którym zderzają się dwie siły – Dobro i Zło. Wydawać by się mogło, że wygrać powinno to pierwsze, zwłaszcza gdy mowa o religii. Okazuje się jednak, że rzeczywistość nie zawsze idzie w parze ze słowem Bożym, bo ludzie bywają nieprzewidywalni, zaskakujący i przerażający. Zwłaszcza wówczas, gdy ubzdurają sobie, że są wysłannikami Boga, niebios czy jakichkolwiek sił wyższych; gdy okazują się fanatykami albo ogarniętymi manią zemsty szaleńcami.
„Diabeł Urubu” może nie spodobać się niektórym odbiorcom, zwłaszcza słuchaczom pewnych mediów z Torunia:)
Autor nie pozostawia bowiem suchej nitki na duchownych, którzy nie zasługują na to zaszczytne miano. Bez pardonu rozprawia się z problemem pedofilii w Kościele, z dewocją, dwulicowością, oszołomstwem, zakłamaniem i wyrachowaniem...
A robi to w sposób nietypowy, posługując się stylem, który łączy naturalizm i wulgarność z liryzmem, groteskę z realizmem, prosty, a nawet pozornie prostacki język z kunsztownymi frazami.
Jeśli ktoś czytał wcześniej wydane w Polsce powieści Marlona Jamesa, na pewno nie będzie zdziwiony jego narracją.
Tym, którzy sięgną po tę prozę pierwszy raz, zalecam nie zrażać się mogącymi szokować początkowo bluzgami i wstrząsającymi opisami. Pisarz posługuje się nimi nie bez kozery.
Dokąd to prowadzi? Odpowiedź na to pytanie odnajdujemy dopiero na ostatnich stronach. W międzyczasie jednak mamy okazję zastanowić się nad kwestiami dotyczącymi religii, wiary, posłuszeństwa, niewoli i niezależności, tchórzostwa i odwagi, zemsty i przebaczenia...
Chociażby dlatego warto sięgnąć po tę książkę.
BEATA IGIELSKA