Od niepamiętnych czasów nocą władają krwiożercze demony, za sprawą których ludzkość skurczyła się do niewielkich skupisk, które jedyną nadzieję na ocalenie pokładają w częściowo zapomnianych zaklęciach ochronnych.
Niespodziewanie wśród ludzi pojawili się dwaj bohaterowie, bliscy sobie niczym bracia, a mimo to podzieleni gorzką zdradą. Arlen Bales zasłynął jako Naznaczony, wojownik wytatuowany od stop do głów potężnymi, magicznymi symbolami, dzięki którym rzuca się na demony z gołymi rękami i wychodzi z walk zwycięsko. Jardir, uzbrojony w runiczną broń, obwołuje się Wybawicielem – legendarną postacią obwieszczoną w proroctwach, której przyjdzie zjednoczyć ludzkość i poprowadzić ją ku zwycięstwu w Sharak Ka, ostatniej wojnie przeciwko demonom.
Próbując pokonać demony, Arlen i Jardir doprowadzili jednak do wydarzenia, które może wyznaczyć koniec wszystkiego, co dla nich cenne – wyzwolili rój. Wojna jest coraz bliżej, a ludzkość nie ma szans na zwycięstwo, jeśli Jardir i Arlen wraz z żoną Renną nie zdołają narzucić swej woli schwytanemu księciu demonów. Muszą bowiem zmusić podstępną istotę, by zaprowadziła ich do Otchłani, gdzie Matka Demonów rodzi nieprzeliczoną armię.
Pozostawiwszy swym najbliższym, Leeshy, Ineverze, Ragenowi oraz Elissie, zadanie zjednoczenia ludności skłóconych Wolnych Miast i poprowadzenia ich na wojnę z rojem, Arlen, Jardir i Renna wyruszają na desperacką wyprawę w najciemniejsze głębiny świata, by stoczyć walkę ze złem. Żadne z nich nie oczekuje, iż zdoła powrócić na powierzchnię.
Autor | Peter V. Brett |
Wydawnictwo | Fabryka Słów |
Seria wydawnicza | Cykl demoniczny |
Rok wydania | 2018 |
Oprawa | miękka |
Liczba stron | 720 |
Format | 12.5 x 20.5 cm |
Numer ISBN | 9788379642977 |
Kod paskowy (EAN) | 9788379642977 |
Waga | 570 g |
Wymiary | 125 x 205 x 45 mm |
Data premiery | 2018.01.31 |
Data pojawienia się | 2017.12.21 |
Produkt niedostępny!
Ten produkt jest niedostępny. Sprawdź koszty dostawy innych produktów.
Ostateczna bitwa! Nadchodzi czas roju! Decydujące starcie! Tjaaa, obudźcie mnie, jak się zacznie...
Dawno tak długo nie męczyłam się z żadną książką. Zaczęłam w styczniu z nastawieniem "w porządku, zróbmy to!", a skończyłam w marcu pochrapując. Czytałam po jednym rozdziale co kilka dni z uporem i nadzieją, że w końcu dostanę coś ważnego i emocjonującego. Sentyment do tej serii nie pozwolił mi po prostu porzucić książki. Autor powraca do bohaterów, o których już zdążyliśmy zapomnieć i zamyka wszystkie możliwe wątki. To się oczywiście chwali, ale nagromadzenie takich rozliczeń w jednej książce jedno po drugim było zwyczajnie nudne. Tym bardziej, że demony faktycznie rosną w siłę i ich zmasowany atak może zniszczyć cały świat! Cóż, dobrze że poczekały, aż bohaterowie się ogarną.
Dziecko Leeshy - ciekawy pomysł, chyba się jeszcze nie spotkałam w taką postacią w literaturze. Przez moment zastanawiałam się, czy ten zabieg nie wyszedł trochę przekombinowanie, ale takie rzeczy przecież się zdarzają. Poza tym to bardzo pasuje do charakteru tego cyklu.
"Bez względu na uczucia, jakimi go obdarzasz, bez względu na to, co widziałeś, gdy wejrzałeś do jego serca, pomnij, że to mężczyzna, a ci są chwiejni, zwłaszcza gdy chodzi o ich ukochane".
Trochę mi szkoda Krasji, ogólnie całego kraju i tego, co się z nim stało. To świetnie, że autor nakreślił silne postacie kobiece. Z radością obserwowałam w poprzednich częściach jak pozornie uległe i nic nieznaczące krasjańskie żony i córki tak naprawdę działały jak ukryte ostrze - potrafiły się obronić, znały swoją wartość, wykorzystywały swoje atuty i działały tylko w sobie znanych celach. Cudzoziemcom Krasja wydawała się opanowana wyłącznie przez brutalnych i bezwzględnych samców, tylko teraz... pisarz przesadził w drugą stronę. Nagle każda dziewczyna wygrywa każdą walkę, a mężczyźni przestali myśleć i totalnie tracą na znaczeniu. Mam nadzieję, że to się z powrotem unormuje w kolejnej części.
Mam duże oczekiwania co do zakończenia. Tom 1 to była tylko rozgrzewka.
Nie ukrywam, że jestem ogromną fanką Cyklu Demonicznego (sformułowanie „duża fanka” nawet odrobinę nie oddaje mojego uwielbiania!). Śledzę serię niemalże od samego początku kiedy to pewnego dnia w moje ręce wpadł egzemplarz „Malowanego człowieka”. Świat pochłonął mnie do reszty i tak już zostało. Z tego powodu od blisko 3 lat siedziałam jak na szpilkach wyczekując finału. Śledzę autora w mediach społecznościowych, więc wyobraźcie sobie moją radość kiedy Peter wrzucił niepozorny link, pod którym ukrył fragment jednego z rozdziałów „Otchłani”. Lektura tego fragmentu jeszcze bardziej wzmogła mój apetyt, który dosłownie dzisiaj został prawie zaspokojony.
Pierwsze co zwróciło moją uwagę to okładka. Jest niesamowita. Do tej pory na okładkach występowali bohaterowie z Zakątka lub z rodu Krasjan, a tymczasem na okładce „Otchłani” widnieje Alagai Ka, demon Małżonek, który odgrywa ważną, lecz małą, rolę w tym tomie. Możemy się spodziewać, że w finale zdąży jeszcze namieszać. Sama ilustracja na okładce jest w moim odczuciu wystarczająco przerażająca i wystarczająco oddaje brzydotę i plugastwo demonów. Jeśli ktoś ma słabe nerwy to może lepiej nie przyglądać się jej w nocy?
Książka liczy dokładnie 702 strony, natomiast Księga II mająca premierę już niedługo, bo 9 maja, ma liczyć nawet 800 stron! Rozumiem, że ze względu na gabaryty wydawnictwo mogło postanowić, żeby podzielić ostatni tom na dwie części, jednak w przypadku Cyklu Demonicznego książki wtedy więcej tracą. Fabryka Słów znana jest z dzielenia tomów na części i wydawania ich w określonym odstępie czasowym, co zrobili z całym Cyklem. „Ochłań: Księga I” dzięki temu kończy się cliffhangerem, a ostatecznie przez większość książki… nie dzieje się nic. Ale do rzeczy.
Opowieść zaczyna się w momencie, w którym zakończył się „Tron z Czaszek”. Autor od razu przechodzi do sedna. Demon Małżonek wita nas już na pierwszej stronie, ale póki co w tej części autor nie poświęca mu za dużo uwagi. Brett ewidentnie skupił się na Krasjanach, którzy zapewne będą mieli wpływ na wynik wojny z demonami. Przez całą książkę, rozdział po rozdziale, skaczemy w różne miejsca świata, gdzie poznajemy różnych bohaterów. Niektórzy są starymi znajomymi czytelników, a niektórzy dopiero w „Otchłani” wyszli na pierwszy plan i mamy szansę poznać ich z innej perspektywy. Przez cztery powieści zdążyła się nagromadzić cała chmara bohaterów, jednak w każdym rozdziale występuje tylko garstka, dzięki czemu nie jest się zagubionym i można spokojnie śledzić losy bohaterów. Na czele tej gromady zdecydowanie wysuwają się Krasjanie, więc książka będzie gratką dla osób, które są zainteresowane kulturą mieszkańców pustyni. Leesha oraz inni mieszkańcy Zakątka, czy też Wolnych Miast pojawiają się zdecydowanie rzadziej, niemniej jednak rozdziały im poświęcone są równie ciekawe co te poświęcone Krasjanom. Trochę brakowało mi obszerniejszego opisania działań Leeshy, ale mam nadzieję, że w Księdze II będzie jej więcej.
Autor uchyla wreszcie rąbka tajemnicy, którą okryte są demony i ich zwyczaje, na przykład godowe. Demony pojawiały się do tej pory praktycznie co kilka lub kilkanaście stron – w przypadku „Ochłani” nie jest inaczej, ale tym razem wiemy o nich więcej, zwłaszcza o demonach umysłu oraz o samej Alagi'ting Ka. Świetnym posunięciem było przekazanie tej wiedzy z ust samego demona Małżonka, więc możliwe, że są to fakty, ale równie dobrze mogą być to kłamstwa, przez co nie wiadomo, czego można się spodziewać w ostatniej części cyklu.
Akcja w tej części jest wolna, najwięcej jest dialogów, jednak Brett przełamuje rutynę dynamicznymi scenami walki. Nie siedzę w tym temacie, kolokwialnie mówiąc, więc mając mało wprawne oko sceny walki wydawały mi się świetnie napisane, ponieważ nawet taki laik jak ja mógł sobie wszystko dokładnie wyobrazić. Dialogi, które po nich następowały dawały odetchnąć i się wyciszyć, co sprawnie wyrównywało doświadczenie.
Wiele osób twierdzi, że Księga I była po prostu nudna, ale ja mam inne odczucia. W maju czeka na nas wielki finał pięciotomowej sagi, w której mnóstwo się działo dlatego moim zdaniem Brett chciał najpierw wprowadzić czytelnika w świat, gdzie na horyzoncie majaczy wojna z rojem, żeby w drugiej części móc skupić się na samej wojnie z demonami i nie zanudzać czytelnika niepotrzebnymi opisami. I tutaj się powtórzę, mówiąc że akurat ta saga mocno traci na dzieleniu książek, ponieważ każda z nich tworzy spójną całość i nie powinno się traktować ich jako dwa osobne byty. Niemniej jednak książkę czytało się bardzo szybko i przyjemnie.
Pozostaje czekać na finał.
PS. ILUSTRACJE! Są przepiękne. Dominik Broniek ponownie wykonał kawał dobrej roboty.
https://biblioteczka-moniki.blogspot.com/
Moja przygoda z Cyklem demonicznym Petera V. Bretta powoli dobiega końca. Minęło blisko osiem lat od premiery pierwszej księgi Malowanego człowieka, która wtedy oczarowała mnie bez reszty. Jednam im dalej, tym ten mój zachwyt malał, ale sentyment pozostał i koniecznie musiałem dowiedzieć się jak Brett zakończył swoją historię.
Arlen odnajdując runy i ucząc ludzi zabijać demony, zaś Jardir próbując zjednoczyć całą Thesę, doprowadzili do wydarzenia, którego nie oczekiwali - wyzwolili rój. Zdają sobie sprawę, że ludzkość nie ma szans, więc pragną zrobić wszystko co w ich mocy, aby temu przeciwdziałać. W tym celu muszą narzucić swoją wolę schwytanemu księciu demonów, by ten zaprowadził ich do Otchłani, gdzie Matka Demonów rodzi nieprzeliczoną armię. Tymczasem Leesha, Inevera, Ragen i Elissa zostali obarczeni własnym zadaniem - muszą zjednoczyć skłóconą ludzkość, zanim będzie za późno...
Już przy Tronie z czaszek zastanawiałem się jak omawiać książkę Bretta, a w zasadzie jej połowę. Choć myślałem nad tą kwestią kilka dni, to nie doszedłem do żadnych sensownych sformułowań. Nie będę ukrywał mojej dezaprobaty wobec dzielenia Otchłani, jak i każdej książki z cyklu na dwa tomy. Nie przekonują mnie argumenty przemawiające za tym faktem, ponieważ tytuły o często większych gabarytach jakoś można wydawać w jednym tomie i to niekoniecznie zaraz w twardej oprawie. Niestety nie mam na to wpływu, więc nie będę już dłużej się nad tym rozwodził, a niestety nie zanosi się, żeby Fabryka Słów wydała cykl demoniczny w pojedynczych tomach.
Otchłań czytało mi się nadzwyczaj przyjemnie i miałem wrażenie jakbym powrócił do przerwanej przygody, ale przez jej podział, na rozwinięcie wszystkich wątków muszę poczekać do maja. Jest to o tyle irytujące, że w pierwszej księdze fabuła praktycznie nie przesuwa się ani o milimetr do przodu. Oczywiście bardzo dużo się dzieje, są starcia z demonami, układanie planów, żegnania się z bliskimi, zawiązywania sojuszy i tak dalej. Obserwujemy starania Ragena, Elissy, Inevery, czy Leeshy, żeby zjednoczyć wszystkich ludzi i pomóc im w walce z demonami. Jest to wszystko bardzo ciekawe, ale miałem wrażenie, że autor za bardzo rozwija niektóre wątki, tworzy nowe, zamiast skupić się na zakończeniu całej historii i wprowadza kolejnych bohaterów. Trudno wydać mi jednoznaczny osąd na ten temat, ponieważ nie znam zakończenia historii i być może te nowe wątki i postacie mają do odegrania równie ważną rolę co Arlen i Jardir. O tym jednak przekonam się dopiero po lekturze drugiej księgi Otchłani. Niemniej jednak da się odczuć, że część tych wątków można byłoby wyciąć bez szkody dla całej historii.
Jednym z moich zarzutów wobec Tronu z czaszek była zmiana tłumacza na Małgorzatę Koczańską, która według mnie nie do końca odnalazła się w powieści Bretta. Nie chodzi o nawet o to, że jej tłumaczenie było złe, czy że pojawiały się mniej pasujące zwroty, co po prostu Marcin Mortka opowiedział tę historię wręcz na nowo i oddał jej klimat niesamowicie dobrze. Dlatego bardzo się ucieszyłem widząc, że Fabryka Słów ponownie powierzyła mu tłumaczenie Cyklu demonicznego. Od pierwszych stron miałem wrażenie, jakbym wracał do opowieści, którą tylko na chwilę przerwałem i ponownie poczułem urok historii Bretta, nawet jeśli nie wszystko mi w niej przypasowało.
Otchłań, księga pierwsza jest całkiem dobrą kontynuacją Tronu z czaszek i przedstawia w jaki sposób ludzkość zaczyna przygotowywać się do wojny z demonami. Kolejne starcia z otchłańcami, nowi bohaterowie i ich wątki. Niestety, fabuła nie ruszyła się za bardzo do przodu i na rozstrzygnięcie najważniejszych wątków przyjdzie poczekać do drugiej księgi Otchłani.
hrosskar.blogspot.com
Minęło prawie półtora roku od ostatniego spotkania z Zakątkiem Rębaczy i jego mieszkańcami. Czas wyczekiwania stawiał przed czytelnikami Cyklu Demonicznego kolejne pytania. Jak potoczą się dalsze losy Leeshy, Arlena, Jardira czy nawet Abbana? Jak wiele będą musieli jeszcze poświęcić bohaterowie wykreowani przez Petera V. Bretta, aby uwolnić się od Plagi? I niech autora Otchłań pochłonie jeśli po lekturze jestem spokojniejszy o ich losy!
Od razu zaznaczam, że aby dobrze nakreślić fabułę pierwszego tomu piątej księgi, nie obędzie się bez spojlerów z Tronu z Czaszek. Tak więc po śmierci Rojera, Leesha jako hrabina wraca do Zakątka, gdzie musi uporać się zarówno z fatalną administracją Gareda jak i Naznaczonymi Dziećmi oraz swoją matką. Poza tym narodziny potomka Ahmanna również przyniosą jej kolejne troski.
Briar, zwany potocznie Błotkiem, półkrwi Krasjanin zaczyna szpiegować najpierw dla Leeshy, następnie zaś na własną rękę przy terenach Dokowiska.
Amanvah i Sikvah, dwie wdowy po Rojerze, wracają do swych obowiązków przy boku Inevery, która ma zamiar odzyskać władzę po przewrocie swego syna Asome.
Przybrani rodzice Arlena, Naznaczonego, Wybawiciela – Ragen i Elissa – po prawie rocznym pobycie poza domem w końcu wracają do włości, którymi rządzi Euchor. I od razu praktycznie zostają uznani za winnych spiskowi przeciw władcy. Jedynie zdolności polityczne matki Elissy ratują ich przed losem skazańców.
Hasik, wciąż przetrzymujący Abbana, gromadzi wokół siebie coraz większą liczbę zwolenników, głównie dezerterów armii krasjańskiej, i poddając ich upokorzeniu tworzy znaczącą siłę, nazwaną Klasztorem Eunuchów. W ślad za khaffit wyrusza Ashia. Zalecenia Damajah są jasne – aby wygrać Sharak Ka, Abban musi żyć.
Zaś dwaj Wybawiciele snują plany jak dostać się i pozostać niezauważonym w samym sercu gniazda alagai, aby tam zadać ostateczny cios, który w końcu sprowadzi spokój na ludzkość. Szczególnie, gdy ich przewodnikiem ma być Książę Małżonek.
Otchłań to, tak jak w przypadku poprzednich części, bardzo dobra lektura. Zbilansowana dawka intryg, polityki oraz walki jest w tym wypadku przepisem na sukces. I tak we wcześniejszych tomach opis akcji z perspektywy kilku osób wprowadza większą swobodę, a zarazem przedstawia rożne motywy, którymi kierują się poszczególni bohaterowie. Jednak w głównej mierze jest to książka o próbie zakończenia wszelkich konfliktów, kiedy to ludzkość powinna się zjednoczyć. Tak to wygląda w przypadku Arlena, gdy powraca, aby się pożegnać przed ostatnią podróżą, do Zakątka Drwali, Renny, która wskazuje Naznaczonym Dzieciom możliwą drogę, aby nie były już zagrożeniem dla innych mieszkańców. Podbnie ma się zachowanie Jardira, który hamuje zapędy swego syna i również, w pewnym stopniu mu przebacza, gdy uzmysławia sobie, że jest po części winny jego zachowaniu i kończy walkę o dominację na Tronie z Czaszek. Jest to tom, który ma służyć wyciszeniu, przygotować na wielki finał.
Za polskie wydanie odpowiedzialne jest Wydawnictwo Fabryka Słów. I jak zawsze wszystko wygląda świetnie. Ilustracje Dominika Brońka są przepiękne, zaś mapa stworzona przez black gear Paweł Zaręba jest tym czego potrzebowałem. Całość wygląda po prostu cudownie. Wszystko jest przejrzyste i daje wielką radość.
Czy muszę komukolwiek polecać Otchłań? Chyba tylko tym, którzy nie mieli wcześniej styczności z Cyklem Demonicznym. Jeśli jeszcze jest ktoś taki niech natychmiast zasiada do lektury, a następnie wraz ze mną cicho zapłacze, że ta wspólna przygoda już w maju się zakończy.