Oto mrożące krew w żyłach historie o Polsce, która siedzi z piwem w ręce i pilotuje telewizor. Marcin Kołodziejczyk jest specem od Polski – zarówno tej prowincjonalnej, jak i wielkomiejskiej. Pierwszą portretował w docenionym zbiorze tekstów „B. Opowieści z planety prowincja”. Pod podszewkę wielkomiejskiej klasy średniej zaglądał w świetnie przyjętej „Dysforii. Przypadkach mieszczan polskich”, książce badającej horyzonty życiowe, mentalne i językowe nowych „strasznych mieszczan”. Bardzo martwy sezon to reporterska opowieść o szansach utraconych i tych nigdy nie zyskanych. Zachwyca precyzją i wnikliwością. Z pozornie mało znaczących historii codziennego życia i drastycznych sensacji, którymi żyła cała Polska, wyłania się gorzka prawda o nas samych i o naszym kraju. Kołodziejczyk kolejny raz udowadnia, że jest jedną z najjaśniejszych gwiazd polskiego reportażu. Teksty w jego nowej książce układają się w opowieść o tym, jak Polska stara się być częścią bogatego i kulturalnego Zachodu, ale często znajduje się gdzieś indziej - wszędzie i nigdzie, w toku wiecznej zmiany. To oda do niedziania się wielkich rzeczy i do codzienności, a czasem jednak do rzeczy najistotniejszych. Bo najbardziej tajemnicze jest stawanie się, a nie osiąganie celów. Wiejskie klany skłócone tajemniczą śmiercią młodego chłopaka, mężczyźni pijący pod sklepem nalewkę Ambasador za 6,50 zł, młodzież, która ucieczki od nudnej codzienności Więcborka szuka w podnoszeniu ciężarów, powiatowi aktorzy porno, bywalcy dyskoteki w popegeerowskiej wsi, ale też dziewczyny z wielkiego miasta, które chcą robić teatr alternatywny – oto bohaterowie książki Marcina Kołodziejczyka. Reporter znajduje ich na obrzeżach głównego nurtu życia, gdzie nie docierają kamery telewizyjne. Podsłuchuje swoich bohaterów zarówno pod wiejskim sklepem, jak i na berlińskim dworcu. Ich głosy tworzą nieoczywisty, choć prawdziwy obraz Polski. Marcin Kołodziejczyk (ur. W 1973 w Warszawie) reporter związany z tygodnikiem POLITYKA. Siedmiokrotnie nominowany do nagrody Grand Press w kategorii reportaż i publicystyka. Ma na swoim koncie wiele prestiżowych nagród dziennikarskich, m.in.: nagrodę reportażystów Melchior 2015 w kategorii Inspiracja Roku. Autor książek „B. Opowieści z planety prowincja (2013) oraz „Dysforia. Przypadki mieszczan polskich” (2015)
Uwaga! Tego jeszcze nie było! Dzieło, które liczni puryści reportażu pokochają nienawidzić! (A potem skopiują). Bez misji społecznej, definicyjnych górnolotności na temat polskiej prowincji i modnych ideologii - samo gołe życie. "Morze po kolana" - komiks reportażowy o miłości, śmierci i nudzie. Przedstawiają Marcin Kołodziejczyk (teksty) i Marcin Podolec (rysunki). Marian, którego miejska kariera-ucieczka zakończyła się na kilku semestrach polonistyki (rozpił się), wraca do swojej wsi nad morze, do kolegów, którzy nigdy nie mieli zamiaru wyjeżdżać w poszukiwaniu lepszego życia. Miasto Mariana odepchnęło, nie zaczarowało go. Teraz wobec życia jest filozofem stoikiem. Marian dostrzega więcej niż jego otoczenie, ale bardzo się stara nie wystawać ponad wiejską codzienność, aby znów nie zostać odepchniętym. Duet jednego z najwybitniejszych reporterów, autora głośnej „Dysforii” i młodego, a już obsypanego nagrodami twórcy komiksów i absolwenta animacji łódzkiej „Filmówki”, zaowocował nowatorską w formie opowieścią, nawiązującą klimatem do reportaży literackich Kołodziejczyka z tomów „B. Opowieści z planety prowincja” i „Bardzo martwy sezon”.
A to Polska właśnie! – chciałoby się zakrzyknąć, może i bezradnie, lecz po lekturze tej absolutnie niebanalnej, intrygującej i cudownie niepoprawnej politycznie książki, ów okrzyk zabrzmi wyjątkowo. I choć Marcina Kołodziejczyka, nagradzanego twórcę Prymitywa czy Dysforii nikomu nie trzeba przedstawiać, takiego Kołodziejczyka jeszcze nie czytaliście! Dlaczego Wioletta, ekspedientka ze stacji Orlenu, cieszy się po cichu z covidu-19? Z czego tłumaczy się radny Wyczuć z miasta Chłam, skoro jest ubezczelniony jak trzeba – zgodnie z wymogiem czasów? Jak współcześnie się o ludziach wyrażać, by nie urażać? Na czym polega rozmowa balkonami? Na jak długo wrócił z Anglii do kraju niejaki Zdybał, wierząc w wyjście z niewoli unijnej jako wzorzec i walkę o Polskę jako obowiązek? To tylko kilka kwestii, które mogłyby wypełnić niejeden pasjonujący reportaż. Tyle tylko, że w ujęciu Kołodziejczyka nie są to reportaże, do jakich jesteśmy przyzwyczajeni, ale sugestywne impresje, napisane w niepowtarzalnym stylu. Krótko mówiąc, to jest po prostu Literatura! Opowieści te przywodzą na myśl Białoszewskiego, Mrożka i niezapomnianego Wiecha. Docenią je również miłośnicy wielu innych mistrzów literackich, by wspomnieć jeszcze Brechta, Hrabala, a nawet Balzaka. Finezja językowa i wszechobecne „ucho” idą w parze z formą. Opowiadanie, relacja, komiks z obrazkami, rymowana piosenka… A wszystkie składają się na Coś między czarną komedią obyczajową, satyrą społeczną a horrorem ogólnym. To Coś – to panorama naszej rzeczywistości, w której wszystkim dostaje się po równo: nowobogackim, robiącym kasting na nianię i wykształciuchom, owijającym swe prawdy w górnolotne frazesy, religijnym i niedowiarkom, prawakom i lewakom, zakompleksionym i zachwyconym sobą.
Najnowsza powieść finalisty Nagrody Literackiej Nike za epopeję narodową Prymityw Małe miasto o złej porze roku. Rdza. Zawiść. Chciwość. Wietrznie. Biało-czarno. Zero szacunku. Miasteczko zdziczałe, odcięte od świata. Rządzące się brakiem praw. Złowieszcze. Rozpolitykowane. Korodujące. Jak wór pełen rupieci z różnych epok. Jak stara i złośliwa maszyna zabawka dysząca tuż przed upadkiem. Podtrzymywana tylko naiwną ludzką nadzieją. Pewnej samotnej jesiennej nocy do miasteczka przyjeżdża człowiek, który ucieka przed samym sobą. Ma poważną misję, ale wolałby o niej zapomnieć. Jednak tego, co zobaczy w miasteczku, zapomnieć się nie da. Pierwszy w Polsce złowieszczy thriller psychologiczno-polityczny dziejący się w kieszonkowym środowisku. Nie mów, że ta książka nie jest dla ciebie, skoro jest o nas wszystkich. Przetrwać to jedno, ale co dalej? Wartało by przeczytać.
Na miłość boską, nie chcesz czytać tej powieści! Jeżeli jesteś w drodze do dyskontu. Albo do modnej galerii. Jeżeli pijesz piwo do biesiadnej tv. Albo wino przy muzyce klasycznej. Jeżeli nie starcza ci do pierwszego. Albo kupujesz nowe auto. Jeżeli jesteś prawdziwym Polakiem albo polactwem pogardzasz. Nie czuj się bezpieczny. I trzymaj się z dala od tej książki. Zaraza. Hańba. Zaprzaństwo. Wraża propaganda za judaszowe srebrniki. Choć niektórzy twierdzą, że to nowa epopeja pisana ku pokrzepieniu serc - nie wierz! Bądź czujny, wróg czuwa wszędzie. Doskonale czarne zwierciadło przechadzające się nie tyle gościńcem, co podrzędnymi ulicami polskiego miasta - oto powieść Marcina Kołodziejczyka. Pierwsza taka. Przełomowa, waląca prawdą po oczach, jak mityczny Edek pięścią w ryj. Czy przetrwamy? Kołodziejczyk, autor kultowego tomu reportaży Dysforia. Przypadki mieszczan polskich, po raz pierwszy jako prozaik. Pisze najmocniej. „Bombaj czasami wprowadzał się piciem w taką pozaumysłowość, że za zrobienie dziecka piętnastolatce ze swojego plemienia, oraz za przymuszanie jej do innych czynności w stanie oszołomienia, wytoczyli na niego sankcję z dwieście kaka z jedynką. Czyli nagłe nieszczęście”. „Wyczuwało się podskórnie, że wpierw nastąpi u nas powstanie zbrojne przeciw, a później się ustali przeciw czemu”.
Na miłość boską, nie chcesz czytać tej powieści! Jeżeli jesteś w drodze do dyskontu. Albo do modnej galerii. Jeżeli pijesz piwo do biesiadnej tv. Albo wino przy muzyce klasycznej. Jeżeli nie starcza ci do pierwszego. Albo kupujesz nowe auto. Jeżeli jesteś prawdziwym Polakiem albo polactwem pogardzasz. Nie czuj się bezpieczny. I trzymaj się z dala od tej książki. Zaraza. Hańba. Zaprzaństwo. Wraża propaganda za judaszowe srebrniki. Choć niektórzy twierdzą, że to nowa epopeja pisana ku pokrzepieniu serc – nie wierz! Bądź czujny, wróg czuwa wszędzie. Doskonale czarne zwierciadło przechadzające się nie tyle gościńcem, co podrzędnymi ulicami polskiego miasta – oto powieść Marcina Kołodziejczyka. Pierwsza taka. Przełomowa, waląca prawdą po oczach jak mityczny Edek pięścią w ryj. Czy przetrwamy? Kołodziejczyk, autor kultowego tomu reportaży Dysforia. Przypadki mieszczan polskich, po raz pierwszy jako prozaik. Pisze najmocniej. „Bombaj czasami wprowadzał się piciem w taką pozaumysłowość, że za zrobienie dziecka piętnastolatce ze swojego plemienia, oraz za przymuszanie jej do innych czynności w stanie oszołomienia, wytoczyli na niego sankcję z dwieście kaka z jedynką. Czyli nagłe nieszczęście”. „Wyczuwało się podskórnie, że wpierw nastąpi u nas powstanie zbrojne przeciw, a później się ustali przeciw czemu”.
Reportaże z punktu widzenia dumnych niższych sfer 45 reporterskich kawałków – tragedie, kryminały, komedie, zaangażowańce społeczne. Wyłania się z nich kolorowy i awanturniczy obrazek naszego nieprzewidywalnego kraju z punktu widzenia bohaterów tkwiących na obrzeżach nie tylko w sensie geograficznym, ale również mentalnym. Jest temat; jazda, pociąg przed świtem, kawa, bohater płacze, samochód, polna droga, podsłuchanie, błoto podwórka, miasteczko nocą, pijaństwo, hotel, kanapka z dworca, kawa, wino, czyjeś życie do opowiedzenia, wiele żyć, człowiek sam się nadał paczką, kocie łby, śmietniki, jazda, temat, samochód, bułka z dyskontu, bezsenność, widzenie z osadzonym, bohaterowie, hotel, kryminał, kobieta umarła i ożyła, jazda, pijaństwo, kawa, psy gonią dziennikarzy na wsiach, w hotelu łóżko za małe, jazz, wziąć coś na sen, awanturka, samochód popsuty i wali w silniku, on ją siekierą niechcący szesnaście razy, kocie łby, ludzie się kochają za ścianą, niespanie jako problem, kotłowanina, czytanie do rana, jazda, kawa, Dylan by to ładnie spisał, prawdziwy starodawny rynsztok, posiłek z kiełbasy pod sklepem, bohater umarł, wódka z pizzą z mikrofali, nasz kwitnący kraj w ruinie, na ścianie wschodniej panicznie nie lubią Arabów, jazda, wszystko zamknięte, jest tylko piwo, czy wierzy pan w Jezusa?, pisanie; bo jest temat. Ale się jedzie, więc się żyje.
O powstankach warszawskich i ich zszarzałych parasolach po mężach. O budowlańcu wykończeniowym, który miał wszystko, co się miewa. O średnim pokoleniu, któremu najtrudniej zrozumieć istotę Boga jako trzech osób, oraz że ceny żółtego sera szybują powyżej baleronu. I o reporterze, bez którego świat pozostanie nikomu nieznany. Nową książką Marcin Kołodziejczyk potwierdza, że jest dziś jednym z najlepszych i najbardziej oryginalnych obserwatorów rzeczywistości, a szkoła polskiego reportażu, znaczona nazwiskami Wańkowicza czy Krall, ma godnego następcę w nowym pokoleniu. Kołodziejczyk zagląda do mieszkań naszych sąsiadów, siada na ławce w parku, w poczekalni, pubie. Z podsłuchanych rozmów na korytarzu, na balkonie i przy świątecznym stole tworzy portrety – typy mieszkańców wielkich miast: przyjezdnych i autochtonów, z pokolenia przedwojennego i tych najmłodszych. Piętnaście opowieści, które składają się na Dysforię przedstawiają ludzi w różnych „miejskich fazach życia”, ich emocje, problemy, rejestrowanie codzienności i odbieranie drugiego człowieka. Co odkrył pewien „metrobudowlaniec”, wynajmujący pokój u dawnej „powstanki warszawskiej”? Czym żyją lokatorzy nowego apartamentowca, zbudowanego tak, że łatwo wzajemnie się podglądać? Czego naprawdę życzą swej bogatej i odnoszącej sukcesy „przyjaciółce” jej koleżanki, analizując jej kłopoty w małżeństwie? Autor opisuje biedę i bogactwo, głupotę i swego rodzaju mądrość, butną młodość i mało rozumiejącą starość, podsłuchując swe postaci tyleż przez niewidoczną ścianę, jakby był gdzieś tam i słyszał, co od najbardziej osobistego, intymnego środka. Jego Polska jest tyleż barwna, wkurzająca, dramatyczna i absurdalna, co prawdziwa do bólu. Inteligentna, ale też cierpka lektura, którą powinno się czytać na osobności – grozi niekontrolowanymi wybuchami śmiechu i zakłopotaniem, bo na każdej stronie znajdziemy kolegów z pracy, kogoś z rodziny i siebie samych.
Bonito
O nas
Kontakt
Punkty odbioru
Dla dostawców
Polityka prywatności
Ustawienia plików cookie
Załóż konto
Sprzedaż hurtowa
Bonito na Allegro