Pewnego ranka Halinka odkrywa, że cały jej świat stanął na głowie. Mieszkanie – do góry nogami, plac zabaw – wywrócony na lewą stronę. A to dopiero początek! Czy ma to związek z nagłym zniknięciem Mamy? No właśnie, gdzie jest Mama? Dlaczego przepadła bez śladu? Czy wróci? Halinka wyrusza na poszukiwania. Po raz pierwszy w życiu... zupełnie sama. „Napisałam bajkę o tym, że każdy czasami powinien pobyć sam. Dzieci zyskują dzięki temu pewność siebie i uczą się samodzielności. A rodzice? Cóż, mają chwilę dla siebie. Bo żeby się odnaleźć, warto się czasem zgubić”. – Malina Prześluga
Ziuzia ma jedno oko szare, a drugie zielone. I pełno pomysłów, które przychodzą jej do głowy prosto z pępka, bo pępek przecież musi do czegoś służyć...
Czy w bajkach, które znacie występują rumaki? Oczywiście, przecież rycerze nigdzie nie chodzą piechotą. A co potraficie o tych rumakach powiedzieć? Jak mają na imię? Czy są sympatyczne? Ile lubią zjeść na śniadanie? Nic nie wiemy o rumakach z bajek... A to takie niesprawiedliwe! Dlatego rumak Romuald jest rozczarowany. I gdy zaczyna się jego własna, osobista bajka, długo nie może w to uwierzyć. Dopóki nie usłyszy cichutkiego "ratunku, ratunku", dochodzącego gdzieś z drugiego końca miasta... Tylko jak ruszyć z kopyta, gdy nie ma nikogo, kto zawoła: Wio!?
Czy pamiętacie dziewczynkę z jednym okiem szarym, a drugim zielonym? Której pomysły przychodziły do głowy przez pępek? Tak, to właśnie Ziuzia. Wraca odrobinę starsza – ma już 8 lat, mierzy się z nowymi sytuacjami, kształtuje swoje podejście do nich. Nie przestaje być uroczą, pełną fantazji dziewczynką, ale teraz jest jeszcze bardziej rezolutna, bo wiele się u niej zmieniło, a poza tym starszeństwo zobowiązuje… Ziuzia i dom na głowie jest jak jej bohaterka: pogodna, ale z bardzo wyrazistym charakterem, o nieskrępowanej wyobraźni i mocno zindywidualizowana, żeby nie powiedzieć – niezależna. Ta wyczekana pozycja nie zawiedzie miłośników Ziuzi i znów podsyci ochotę na więcej, na kolejne opowieści. Z pewnością będzie kochana przez dzieci równie mocno, jak poprzednie dwie części opowieści. Zaskarbi sobie też sympatię rodziców, bo będzie nieocenioną pomocą w radzeniu sobie z dziecięcymi problemami: niechęcią do szkoły czy zazdrością o młodsze rodzeństwo. Recenzja: Anna Stasiak
Lenio i Straszny Kibelek oraz Lenio, który sam się ubiera to dwie z siedmiu części przygód małego „Lenia z Góry Deli Meli”. Malina Prześluga, ceniona pisarka literatury dla najmłodszych, a prywatnie – mama Lenia, stworzyła nową propozycję serii dla rodziców i ich dzieci. Tym razem zaprasza do świata mieszkańców tajemniczej góry, którzy wraz z małym bohaterem cieszą się, gdy ten zdobędzie kolejną sprawność w stawaniu się coraz odważniejszym. Bo właśnie o zdobywanie sprawności się tu rozchodzi – seria książeczek ma za zadanie uświadomić dziecku, że uczenie się kolejnych czynności niezbędnych w życiu dorosłych wcale nie musi być nudne albo przerażające! A dorosłych z kolei – że dziecko może powoli, świadomie i bez lęku nabywać umiejętności, których co do zasady – nabywać nie chce. Malina Prześluga proponuje kilka prostych, zabawnie opisanych instrukcji „obsługi” małego buntownika. To one w nienachalny, ale prosty sposób podpowiedzą rodzicom, w jaki sposób przełamać w dzieciach niechęć lub nieuzasadniony lęk wobec niektórych obowiązków. A każda zdobyta sprawność zostaje uhonorowana specjalnym medalem – kartą znajdującą się na tylnej okładce każdej części, którą można powiesić na ścianie i, pękając z dumy, chwalić się swoją odwagą przed gośćmi! Tak więc na Górze Deli Meli mieszkają Delimki i Melimki, które słyną z nieprzeciętnej odwagi – nie inny jest wcale mały Lenio, choć jak na razie jeszcze obawia się pewnej rzeczy. Korzystania z toalety, jak prawdziwy dorosły. I właśnie o tym strachu, a właściwie o próbach jego przezwyciężania, traktuje Lenio z Góry Deli Meli. Straszny Kibelek – czyli pierwsza z przygód tej serii. Autorka prowadzi tę opowieść lekko i bez zbędnego nadęcia – do dzieci mówi bowiem językiem dziecięcym, nie ubierając w poetyckie słowa tego, co oczywiste i bliskie każdemu człowiekowi. Nie szuka metafor ani hiperboli, kibelek nazywając po prostu kibelkiem, a kupę – kupą. Lęk przed korzystaniem z toalety zostaje więc w końcu szczęśliwie opanowany, ale zanim do tego dojdzie, Lenio musi poznać konsekwencje unikania tego, czego się boi. Kolejna natomiast historia dotyczy już nieco innej czynności, znienawidzonej przez maluchy – ubierania się. Lenio będzie stawiał czoła lewej i prawej stronie koszulki, skomplikowanym układom pięt i palców na skarpetkach czy węższym i szerszym częściom bielizny. I choć na początku wydaje się to być dla niego nie do przeskoczenia, to w końcu daje sobie radę i obronną ręką wychodzi z trudnej misji zakładania rękawów i nogawek. Przygody Lenia spadają z nieba strapionym rodzicom, którzy nie mogą znaleźć sposobów, by z mozolnych, codziennych czynności uczynić frajdę – albo przynajmniej obowiązek nieokupiony łzami. Prześluga nie sili się na uciążliwy dydaktyzm, ale z pomocą swojej wrodzonej literackiej empatii i – prawdopodobnie wiedzy zdobywanej odkąd została mamą – trafnie i swobodnie opowiada o tym, co zna każdy rodzic. Lekkie pióro Maliny Prześlugi, która nakładem wydawnictwa Tashka wydała choćby takie bestsellery jak Ziuzia czy Dziób w dziób w połączeniu z kultową już kreską Roberta Romanowicza stworzyły kolorowe, pełne ciepła i bardzo kreatywne historyjki o wspólnym oswajaniu trudów codzienności przez dziecko i rodzica. Co ważne, z małych sukcesów Lenia cieszy się także cała góra i jej mieszkańcy – poczucie budowania wspólnoty, które przygody Lenia obudzą w małym czytelniku, to z pewnością kolejna z zalet tych książeczek. Nie tylko dopełnieniem, lecz równowartościowym elementem przygód bohaterów z Góry Deli Meli są Ilustracje Roberta Romanowicza, jak zwykle barwne i wymowne w formie. Tym razem jednak artysta tu i ówdzie mruga do czytelników, zwracając uwagę na takie detale w obrazowaniu przygód Lenia, które wychwyci tylko wprawne oko. To dobry powód, by przygody bohaterów z Góry Deli Meli przeczytać i obejrzeć przynajmniej kilka razy. Trzeba też dodać, że kreskowy wizerunek małego Lenia, jak i całe jego otoczenie, wzbudzają tkliwość coraz mocniej z każdą kolejną kartką. Duet Prześluga-Romanowicz wydają nakładem Tashki kilkuczęściowe kompendium wiedzy dla każdego rodzica. Z książeczkami z serii „Lenio z Góry Deli Meli” dzieciom niestraszne będą wszystkie druzgocące dotąd obowiązki dorosłych, a rodzice mogą spać spokojnie – maluchy z chęcią same zaczną osiągać kolejne sprawności. Lenio to dobry wzór do naśladowania.
Lenio i Straszny Kibelek oraz Lenio, który sam się ubiera to dwie z siedmiu części przygód małego „Lenia z Góry Deli Meli”. Malina Prześluga, ceniona pisarka literatury dla najmłodszych, a prywatnie – mama Lenia, stworzyła nową propozycję serii dla rodziców i ich dzieci. Tym razem zaprasza do świata mieszkańców tajemniczej góry, którzy wraz z małym bohaterem cieszą się, gdy ten zdobędzie kolejną sprawność w stawaniu się coraz odważniejszym. Bo właśnie o zdobywanie sprawności się tu rozchodzi – seria książeczek ma za zadanie uświadomić dziecku, że uczenie się kolejnych czynności niezbędnych w życiu dorosłych wcale nie musi być nudne albo przerażające! A dorosłych z kolei – że dziecko może powoli, świadomie i bez lęku nabywać umiejętności, których co do zasady – nabywać nie chce. Malina Prześluga proponuje kilka prostych, zabawnie opisanych instrukcji „obsługi” małego buntownika. To one w nienachalny, ale prosty sposób podpowiedzą rodzicom, w jaki sposób przełamać w dzieciach niechęć lub nieuzasadniony lęk wobec niektórych obowiązków. A każda zdobyta sprawność zostaje uhonorowana specjalnym medalem – kartą znajdującą się na tylnej okładce każdej części, którą można powiesić na ścianie i, pękając z dumy, chwalić się swoją odwagą przed gośćmi! Tak więc na Górze Deli Meli mieszkają Delimki i Melimki, które słyną z nieprzeciętnej odwagi – nie inny jest wcale mały Lenio, choć jak na razie jeszcze obawia się pewnej rzeczy. Korzystania z toalety, jak prawdziwy dorosły. I właśnie o tym strachu, a właściwie o próbach jego przezwyciężania, traktuje Lenio z Góry Deli Meli. Straszny Kibelek – czyli pierwsza z przygód tej serii. Autorka prowadzi tę opowieść lekko i bez zbędnego nadęcia – do dzieci mówi bowiem językiem dziecięcym, nie ubierając w poetyckie słowa tego, co oczywiste i bliskie każdemu człowiekowi. Nie szuka metafor ani hiperboli, kibelek nazywając po prostu kibelkiem, a kupę – kupą. Lęk przed korzystaniem z toalety zostaje więc w końcu szczęśliwie opanowany, ale zanim do tego dojdzie, Lenio musi poznać konsekwencje unikania tego, czego się boi. Kolejna natomiast historia dotyczy już nieco innej czynności, znienawidzonej przez maluchy – ubierania się. Lenio będzie stawiał czoła lewej i prawej stronie koszulki, skomplikowanym układom pięt i palców na skarpetkach czy węższym i szerszym częściom bielizny. I choć na początku wydaje się to być dla niego nie do przeskoczenia, to w końcu daje sobie radę i obronną ręką wychodzi z trudnej misji zakładania rękawów i nogawek. Przygody Lenia spadają z nieba strapionym rodzicom, którzy nie mogą znaleźć sposobów, by z mozolnych, codziennych czynności uczynić frajdę – albo przynajmniej obowiązek nieokupiony łzami. Prześluga nie sili się na uciążliwy dydaktyzm, ale z pomocą swojej wrodzonej literackiej empatii i – prawdopodobnie wiedzy zdobywanej odkąd została mamą – trafnie i swobodnie opowiada o tym, co zna każdy rodzic. Lekkie pióro Maliny Prześlugi, która nakładem wydawnictwa Tashka wydała choćby takie bestsellery jak Ziuzia czy Dziób w dziób w połączeniu z kultową już kreską Roberta Romanowicza stworzyły kolorowe, pełne ciepła i bardzo kreatywne historyjki o wspólnym oswajaniu trudów codzienności przez dziecko i rodzica. Co ważne, z małych sukcesów Lenia cieszy się także cała góra i jej mieszkańcy – poczucie budowania wspólnoty, które przygody Lenia obudzą w małym czytelniku, to z pewnością kolejna z zalet tych książeczek. Nie tylko dopełnieniem, lecz równowartościowym elementem przygód bohaterów z Góry Deli Meli są Ilustracje Roberta Romanowicza, jak zwykle barwne i wymowne w formie. Tym razem jednak artysta tu i ówdzie mruga do czytelników, zwracając uwagę na takie detale w obrazowaniu przygód Lenia, które wychwyci tylko wprawne oko. To dobry powód, by przygody bohaterów z Góry Deli Meli przeczytać i obejrzeć przynajmniej kilka razy. Trzeba też dodać, że kreskowy wizerunek małego Lenia, jak i całe jego otoczenie, wzbudzają tkliwość coraz mocniej z każdą kolejną kartką. Duet Prześluga-Romanowicz wydają nakładem Tashki kilkuczęściowe kompendium wiedzy dla każdego rodzica. Z książeczkami z serii „Lenio z Góry Deli Meli” dzieciom niestraszne będą wszystkie druzgocące dotąd obowiązki dorosłych, a rodzice mogą spać spokojnie – maluchy z chęcią same zaczną osiągać kolejne sprawności. Lenio to dobry wzór do naśladowania.
W tej części Ziuzia idzie spać. A przynajmniej takie ma plany, jednak za sprawą Marchewki Natalii zamiast do łóżka, trafia do tajemniczego, zimnego Królestwa Grochu z Kapustą, w którym już od progu witają ją zupełnie niezwyczajni dworzanie. Będzie i śmiesznie, i groźnie, ale na pewno, na pewno nie nudno. Wiem, bo znam Ziuzię najlepiej na świecie! Ziuzia ma jedno oko zielone, a drugie szare. Uważa że dobre pomysły pochodzą pępka bo przecież musi on, w końcu, do czegoś służyć. Ma starszą siostrę Kikę, psa Ciamajdę i dużo, dużo przygód. Na mamę mówi Mucha, a na tatę Puszek. Dlaczego tak jest i jak to wszystko się wydarzyło? Aby się dowiedzieć, musicie poznać Ziuzię i zacząć czytać, już teraz! Natychmiast!
Do rąk czytelników trafi przed świętami pierwsze zbiorcze wydanie tekstów Maliny Prześlugi ? wbrew tytułowi całkiem śmieszne i błyskotliwe. Ten, jak wieści tytuł wstępu do antologii, ?teatr do przeczytania? autorstwa dwukrotnej laureatki Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej: ?to prezent dla reżyserów, satysfakcja dla widzów i wyzwanie dla aktorów.? Maciej Wojtyszko Znana dotychczas głównie dzieciom Prześluga: ? jako autorka sztuk dla dorosłych kładzie na stole niezwykłe projekty: oryginalne, dopracowane, skonstruowane z wielką wyobraźnią (...)?. Jacek Sieradzki
„W sklepie wkładam do koszyka brązowy chleb, brązowy sok, brązowy ser, brązowy kefir, brązowe pall malle niebieskie. – Dlaczego wszystko jest brązowe? – pytam brązową ekspedientkę. – Żałoba narodowa – odpowiada i strzela brązowym balonem z gumy jak z gówna. – A to nie na czarno powinno być? – Jest na czarno. Tylko że brązowe po wybuchu. – Tak daleko doszło? – dziwię się i wyciągam brązowy portfel, który zawsze był brązowy. – Dalej na północ jest beżowe, a u siostry w Gdańsku żółte. – I długo tak ma być? – A skąd ja mam wiedzieć? Żałoba zwykle tydzień trwa, ale ja nie wiem, czy jak to czarne zlezie, to czy brązowe zostanie”. Co tu robisz w środku zimy – czyli Malina Prześluga dla dorosłych Po licznie wydanych, i nierzadko nagradzanych, propozycjach czytelniczych dla dzieci, Malina Prześluga tworzy pierwszą w swoim dorobku nowelę dla dorosłych odbiorców. Świat przedstawiony, w którym bohaterka, Ewa, daje się (nie)poznać czytelnikom, to najszarszy zakątek najgłębiej przeżywanego stanu nijakiej rzeczywistości. A może jedynie pretekst, by przyjrzeć się własnemu miejscu w życiu i sposobowi na jego przeżywanie, zanim ta szansa przeminie? Ewa ma rację w jednej kwestii. Nie da się jej lubić. Można jej natomiast współczuć, a na pewno – empatyzować, gdy bliżej przyjrzy się jej próbom walki z bylejakością i pyrrusowych zwycięstw, które odnosi. To dziewczyna z dużego miasta, którą do życia napędza niemoc. Bierność. Nicnierobienie. Dlaczego więc warto przeczytać tę książkę? Nowela Prześlugi jest opowieścią o pewnej perspektywie widzenia świata, która wydaje się być dogłębnie pesymistyczna, ale nie przez przebyte traumy, wojny i cierpienie, tylko przez szarość codzienności, w której Ewa zakopuje się niebezpiecznie głęboko. To taka perspektywa widzenia świata, którą zna wielu z nas, w którą łatwo się powoli zapaść, bez drogi odwrotu. Ciekawe jest to, że bohaterka to dorastająca kobieta, która życie dopiero poznaje, ale którego ma już właściwie dość. A właściwie, po prostu lubi je testować, sprawdzać, egzaminować – można odnieść wrażenie, że dziewczyna, która lubi przyglądać się małym zjawiskom, drobiazgom, detalom otoczenia, co i rusz szuka kolejnego pretekstu, by przegiąć, docisnąć, znaleźć cokolwiek brzydkiego w czymś zwykłym, aż coś wybuchnie i zmieni jej sytuację. Ale nie wybucha. A konkretnie – przynajmniej nie wybucha dla niej. W Co tu robisz w środku zimy zaskakuje przede wszystkim ciekawy romans brudnej rzeczywistości z wizjami baśniowymi, nawet onirycznymi. Sny i marzenia Ewy są tutaj mocnym kontrastem dla tego, co dzieje się naprawdę, ale też motorem do pomyślenia o dziewczynie z czułością, wrażliwością, dostrzeżenie jej ludzkiej twarzy. Ta surrealistyczna część opowieści Prześlugi zdaje się być rykoszetem skrywanej części osobowości Ewy – w tym świecie dziewczyna czuje się bowiem dobrze, jest zauważalnie aktywna i ma moc sprawczą. Tylko tutaj nic ją nie omija, więcej nawet – to ona może być inspiracją dla świata, a świat nagina się do jej zasad. Mamy tu opowieść z perspektywy pierwszoosobowego narratora, rodzaj pamiętnika, w którym śledzimy najbardziej intymne chwile z życia Ewy – z teraźniejszości i przeszłości. Taka literacka forma sprawia, że percepcja dziewczyny jest jedyną, jaką możemy sobie wyobrazić – patrzymy jej oczami i wraz z nią nie zachwycamy się tym obrazem. Tym łatwiej możemy je sobie zwizualizować, że mamy tu sugestywne rysunki Patryka Hardzieja. To dość osobliwe ilustracje, przywodzące na myśl świat, który momentami – nomen omen – tylko w myślach mógłby istnieć. Nadal przy tym pozostają na tyle bliskie historii Ewy, że są intuicyjne do odczytania. Co tu robisz w środku zimy brzmi, jakby wyszło spod innego, nieprześlugowego, pióra – i choćby dlatego, warto tę książkę poznać. Nieznane dotąd podejście autorki do literatury i świata w ogóle, jest ciekawym kontrastem do sposobu rozumienia otoczenia, jakie pokazała we wcześniejszych utworach. Prześluga ze zwyczajności, nudy i biernego przyzwyczajenia wyciąga to, co może być interesujące z perspektywy psychologicznej, co może być próbą zrozumienia człowieka, który z jakiegoś powodu lgnie do takiej percepcji otocznia. Coś w tym utworze frapuje i wydaje się być na tyle uniwersalne, że bliskie każdemu z nas.
Bonito
O nas
Kontakt
Punkty odbioru
Dla dostawców
Polityka prywatności
Ustawienia plików cookie
Załóż konto
Sprzedaż hurtowa
Bonito na Allegro