Bob Dylan należy do niewielkiego grona artystów, którzy nie pytają publiczności o zdanie. Jest nieuchwytny, nie daje się osaczyć, zamknąć, zdefiniować. Pozostaje „ciągle w drodze”, jak mówi jedna z jego wczesnych piosenek. Ta droga zawsze prowadzi ku brzegowi granicznej rzeki - i dalej. Niemal każdym swoim tekstem Dylan przeprawia się poza rewir, w którym czułby się bezpiecznie i beztrosko. Również tłumacz nie chce osiąść na laurach jednej antologii, by nie zostać na wieczność po tej samej stronie Rubikonu. Rusza więc dalej po śladach – tam, gdzie czekają na niego czarny jeździec, Quinn Eskimos, Sara, Angelina. Pod Górę Zieloną, gdzie wieje „karaibski wiatr” i biją „dzwony wolności”. Tłumaczenie: Filip Łobodziński
Antologia 132 poetyckich przekładów „Ojca Założyciela współczesnej piosenki z ważkim tekstem”. Pierwsza tak obszerna prezentacja twórczości laureata literackiej Nagrody Nobla 2016 w Polsce, uzupełniona brawurowymi komentarzami, pozwalającymi wejść w świat tej wielokontekstowej, zakorzenionej w różnych tradycjach, rozbrzmiewającej licznymi głosami poezji. Tworzona przez Filipa Łobodzińskiego przez blisko czterdzieści lat książka to swoisty hołd dla wielkiej postaci światowej kultury, która na dobre odmieniła współczesną, nie tylko anglojęzyczną poezję.
Eksperymentalna proza laureata literackiej Nagrody Nobla z 2016 roku w kongenialnym tłumaczeniu Filipa Łobodzińskiego. Dylan bierze na warsztat amerykańskie mity, wątki z opowieści ulicznych czy doniesień medialnych, przepuszczając je przez strumień świadomości i rozbijając z parodystyczną brawurą, a tłumacz – równie brawurowo – wzbogaca tekst o typowo polskie skojarzenia i aktualności. Wszystko to sprawia, że lektura Tarantuli staje się „jazdą literacką kolejką górską na oślep”, porównywalną z najdzikszymi wymysłami dwudziestowiecznej awangardy.
Kiedy na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych zaczynał swoją przygodę, amerykańska scena muzyczna była dosyć monotonna. Popularne stacje radiowe nadawały piosenki łatwe i przyjemne. Słuchacze dopiero czekali na rewolucję, nową energię i nowe życie. Dylan nie chciał być rewolucjonistą, ale i nie wpisywał się w promowany przez radio nurt muzyki popularnej. Robił swoje, nie przejmując się, że ? jak mu się zdawało ? nie ma szans na komercyjny sukces. Muzykę folkową uważano wtedy za coś gorszego: trochę prostacka, trochę wstydliwa. Ale Dylan chciał ją grać ? i żeby grać, porzucił dom, rodzinę i wyruszył do Nowego Jorku ? miasta legendy i mekki artystów. Kroniki to zapis pierwszych muzycznych doświadczeń i niezwykłych spotkań, które zapoczątkowały karierę jednego z najważniejszych artystów XX wieku.
Kiedy na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych zaczynał swoją przygodę, amerykańska scena muzyczna była dosyć monotonna. Popularne stacje radiowe nadawały piosenki łatwe i przyjemne. Słuchacze dopiero czekali na rewolucję, nową energię i nowe życie. Dylan nie chciał być rewolucjonistą, ale i nie wpisywał się w promowany przez radio nurt muzyki popularnej. Robił swoje, nie przejmując się, że – jak mu się zdawało – nie ma szans na komercyjny sukces. Muzykę folkową uważano wtedy za coś gorszego: trochę prostacka, trochę wstydliwa. Ale Dylan chciał ją grać – i żeby grać, porzucił dom, rodzinę i wyruszył do Nowego Jorku – miasta legendy i mekki artystów. Kroniki to zapis pierwszych muzycznych doświadczeń i niezwykłych spotkań, które zapoczątkowały karierę jednego z najważniejszych artystów XX wieku. „Fotosynteza byłaby niemożliwa bez chlorofilu. Bez fotosyntezy nie mielibyśmy tlenu. Bez chlorofilu pod nazwą 'Bob Dylan' nie do pomyślenia jest muzyka, która śpiewa O CZYMŚ – tlen dla ludzi wrażliwych. A najbardziej niezwykłe, że jego pojawienia się nie wymusiła żadna logika dziejowa. Niewytłumaczalnie zstąpił z zadupia w Minnesocie, czasy się zmieniły i już kto inny stał na wieży strażniczej. Wielu z nas do dziś słucha jego starego, mądrego głosu. Ale można go także poczytać. Z Kronik dowiadujemy się, skąd naprawdę do nas przyszedł”. Filip Łobodziński „Słucham go od tamtej pory, od 1976 roku. Żaden inny muzyk nie towarzyszy mi tak długo. Kupuję płyty w sklepie. Jestem staroświecki. Wyobrażam sobie, że pomagam mu utrzymywać byłe żony, kobiety, dzieci, wnuki, posiadłości, że dzięki mnie ma spokojniejszą starość. Zgrywam płyty do odtwarzacza w samochodzie i słucham podczas długich, samotnych tras. Słucham, jak jego głos matowieje, traci dźwięczność, lecz nie traci siły”. Andrzej Stasiuk, fragment Posłowia
Bonito
O nas
Kontakt
Punkty odbioru
Dla dostawców
Polityka prywatności
Ustawienia plików cookie
Załóż konto
Sprzedaż hurtowa
Bonito na Allegro