Publikacja opowiada o natarciach na Dworzec Gdański w czasie Powstania Warszawskiego, które podejmowano dwukrotnie (w nocy 20/21 i 21/22 sierpnia 1944 r.) Miały one doprowadzić do trwałego połączenia pomiędzy powstańczymi dzielnicami – Starówką i Żoliborzem. Oprócz wywalczenia stałego korytarza, na Stare Miasto miały wejść silnie uzbrojone (w broń zrzutową) kompanie przybyłe do Warszawy z Puszczy Kampinoskiej. Były to oddziały leśne przybyłe do centrum z Kresów Wschodnich, spod Nowogródka (Zgrupowanie Stołpecko-Nalibockie por. Pilcha „Góry”, „Doliny”), oddziały miejscowe z Rejonu VIII kpt. Krzyczkowskiego „Szymona” oraz różne grupy napływowe. Podczas natarć kompaniami kampinoskimi dowodził mjr Kotowski „Okoń”, a plan ataku wypracował żoliborski sztab ppłk. Niedzielskiego „Żywiciela” oraz gen. Pełczyński „Grzegorz” z Komendy Głównej AK. Operacja miała stanowić przełom w dotychczasowych walkach w stolicy, po którym Polacy mieli przejąć inicjatywę strategiczną. Niestety nocne akcje nie przyniosły spodziewanych efektów – ataki załamały się w morderczym niemieckim ogniu, a drugie natarcie zastopował nieprzyjacielski pociąg pancerny. Dwukrotne ataki na Dw. Gdański to jedne z największych operacji ofensywnych Polaków w czasie Powstania Warszawskiego.
Na polach w okolicy miejscowości Budy Zosine, między Warszawą a Skierniewicami niedaleko Jaktorowa, 29 września 1944 r. rozegrała się walka partyzanckiej Grupy AK Kampinos. Zgodnie z polską historiografią, batalię tę nazywamy bitwą pod Jaktorowem. Niemieckie meldunki z czasu tych walk określały ją natomiast jako starcie pod Baranowem lub Żyrardowem. Polskie zgrupowanie partyzanckie, po wyjściu z osłony lasów Puszczy Kampinoskiej, wywalczyło sobie drogę przez niemiecką zaporę stworzoną na linii szosy Warszawa Leszno Kampinos Sochaczew. Bitwa pod Jaktorowem, ostatni akord w działaniach Grupy Kampinos jako zwartej jednostki bojowej, rozpoczęła się około godziny 11, trwała do późnych godzin nocnych. W jej wyniku śmierć poniosło 150 żołnierzy, około 200 zostało rannych, a kolejnych 200 dostało się do niewoli.
Czerniaków, częściowo opanowany w pierwszej dekadzie sierpnia 1944 roku przez oddziały AK, które weszły w skład V Zgrupowania „Kryska”, był jedną z ważniejszych dzielnic powstańczej Warszawy. Na jego obszarze powstańcy kontrolowali brzeg Wisły, co miało wielkie znaczenie dla ewentualnego udzielenia pomocy powstaniu przez nadchodzącą ze wschodu sowiecką Armię Czerwoną oraz podległe jej dywizje 1. Armii Wojska Polskiego gen. Zygmunta Berlinga. Na początku września powstańcze dowództwo skierowało na Czerniaków Zgrupowanie „Radosław” ppłk. Jana Mazurkiewicza, dobrze uzbrojone, ale wykrwawione w walkach na Woli i Starym Mieście. Wsparte przez miejscowej siły AK odpierało ono coraz silniejsze natarcia Niemców. Desant „berlingowców” z 3. Dywizji Piechoty nastąpił w dniach 16-18 września, ale pod niemieckim ogniem udało się przeprawić tylko ok. 1250 żołnierzy, i to bez ciężkiego uzbrojenia. Przyczółek czerniakowski stał się areną krwawych walk i ostatecznie upadł 23 września. Tylko niewielka część sił 1. AWP i powstańców zdołała się ewakuować za Wisłę albo odejść kanałami na Mokotów. W trakcie likwidacji przyczółku Niemcy dopuszczali się licznych mordów na polskich jeńcach, rannych i cywilach. Szymon Nowak w sposób popularny opisuje te dramatyczne wydarzenia, nie unikając kwestii politycznych.
Styczeń 1945 r. W Auschwitz-Birkenau pozostaje 4800 więźniów, którzy nie nadawali się nawet do pędzenia na zachód w marszach śmierci. Komory gazowe wysadzono w powietrze, a wojska sowieckie wdzierają się w głąb obrony hitlerowskiej w takim tempie, że obozowi SS-mani nie zdążyli zabić garstki ocaleńców. 5 lutego Józef Bellert wraz z grupą ponad trzydziestu krakowskich lekarzy i pielęgniarek wyjeżdża do Oświęcimia. Przez osiem miesięcy prowadzi prawdopodobnie największy szpital polowy w Europie. Mimo braku kanalizacji, wody, jedzenia i leków niesie pomoc medyczną wyzwolonym więźniom. Jego pacjenci ważą średnio 25-30 kg. Zapadają na dur brzuszny i gruźlicę, nękają ich biegunki głodowe, obrzęki i odleżyny. Boją się ludzi w kitlach i strzykawek, które kojarzą im się z zastrzykami z fenolu, którymi niemieccy zwyrodnialcy uśmiercali chorych więźniów. Trudno w to uwierzyć, ale z 4800 chorych wróciło do życia i zdrowia 4620 pacjentów. Józef Bellert - cichy bohater, którego biografią można obdzielić kilkanaście osób. Konspirator PPS, żołnierz Legionów i sanitariusz brygady Piłsudskiego, działacz niepodległościowy i społeczny, żołnierz września 1939 i Powstaniec Warszawski. Skromny lekarz powiatowy z Pińczowa. „Odznaczeń wojskowych nie posiadam, gdyż o nie nie dbałem, ani nie starałem się”. „Jeszcze pod koniec życia samotnym chorym robił zakupy lub palił w piecu”. Lekarz, który ocalonym z piekła przywrócił godność, zdrowie i wiarę w człowieka.
Styczeń 1945 r. W Auschwitz-Birkenau pozostaje 4800 więźniów, którzy nie nadawali się nawet do pędzenia na zachód w marszach śmierci. Komory gazowe wysadzono w powietrze, a wojska sowieckie wdzierają się w głąb obrony hitlerowskiej w takim tempie, że obozowi SS-mani nie zdążyli zabić garstki ocaleńców. 5 lutego Józef Bellert wraz z grupą ponad trzydziestu krakowskich lekarzy i pielęgniarek wyjeżdża do Oświęcimia. Przez osiem miesięcy prowadzi prawdopodobnie największy szpital polowy w Europie. Mimo braku kanalizacji, wody jedzenia i leków niesie pomoc medyczną wyzwolonym więźniom. Jego pacjenci ważą średnio 25-30 kg. Zapadają na dur brzuszny i gruźlicę, nękają ich biegunki głodowe, obrzęki i odleżyny. Boją się ludzi w kitlach i strzykawek, które kojarzą im się z zastrzykami z fenolu, którymi niemieccy zwyrodnialcy uśmiercali chorych więźniów. Trudno w to uwierzyć, ale z 4800 chorych przywrócił do życia i zdrowia 4400 pacjentów. Józef Bellert – cichy bohater, którego biografią można obdzielić kilkanaście osób. Konspirator PPS, żołnierz Legionów i sanitariusz brygady Piłsudskiego, działacz niepodległościowy i społeczny, żołnierz września 1939 i Powstaniec Warszawski. Skromny lekarz powiatowy z Pińczowa. „Odznaczeń wojskowych nie posiadam, gdyż o nie nie dbałem, ani nie starałem się”. „Jeszcze pod koniec życia samotnym chorym robił zakupy lub palił w piecu”. Lekarz, który ocalonym z piekła przywrócił godność, zdrowie i wiarę w człowieka.
Bohaterowie i legendarni dowódcy. Po wojnie nie mogli wrócić do Polski. Dawny sojusznik – Wielka Brytania przestała życzliwie traktować wojennych uchodźców w mundurach. Przestali być potrzebni. Aby utrzymać rodziny, kawalerowie orderu Virtuti zostawali barmanami, tapicerami i nocnymi cieciami. Na londyńskiej paradzie zwycięstwa w 1946 roku, w której obok Anglików i Amerykanów maszerowali nawet sanitariusze z Fidżi i oddziały robocze z Seszeli, zabrakło Polaków. Rząd Jego Królewskiej Mości na dwa tygodnie przed defiladą rozwiązał Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie. Kontradmirał Józef Unrug, dowódca Polskiej Floty i Obrony Wybrzeża w 1939 roku. Po kapitulacji Kriegsmarine zaproponowała mu służbę w swoich szeregach. Odmówił. Po wojnie, aż do lat pięćdziesiątych, naprawiał silniki w kutrach rybackich w Maroku. Gen. Stanisław Sosabowski – twórca i dowódca legendarnej polskiej brygady spadochronowej, szykowanej do desantu w okupowanej Polsce. Ostrzegał, że desant planowany pod Arnhem będzie zrzucony „o jeden most za daleko”. W powojennym Londynie próbował sił w branży meblarskiej, a potem pracował przez lata jako magazynier. Gen. Tadeusz Komorowski „Bór” – komendant Armii Krajowej. Były Wódz Naczelny Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie utrzymywał się w Londynie z pracy tapicera. Gen. Stanisław Maczek – dowódca największej przedwrześniowej polskiej jednostki pancernej. W 1939 r. nie przegrał żadnej bitwy. Dowódca „Czarnych diabłów”, bohater spod Falaise Chambois i Bredy. Żeby utrzymać przykutą do wózka inwalidzkiego córkę Małgorzatę, podawał piwo jako barman i pilnował bramy klubu sportowego w Edynburgu.
– Chciałabym mieć chłopca, a potem męża – szeptała księdzu ranna Perełka.– Wyprasujesz mi wszy ze spodni? – żartował Józek na randkach z Wandą. Na nagrobku Janiny wyryto napis „zginęła tragicznie”. Za komuny jakaś nieznana ręka dopisywała co rok: „zamordowana przez UB”. Pierwsza taka książka o dziewczynach z antykomunistycznego podziemia – o tych bardzo znanych i niemal zupełnie zapomnianych. O tych, które nie zawahały się, by oddać krajowi swą młodość, a niejednokrotnie i życie.Szesnaście porywających opowieści o walce, dramatycznych wyborach, ucieczkach, upokorzeniach i więziennej wegetacji.INKA, MARCYSIA, PEREŁKA, WANDA, JAGA, KRYSTYNA, JASIEK, CZESŁAWA, IRENA, BLONDYNKA, LALA, DANKA, SARENKA, DZIUŃKA, KRYSIA, SIOSTRA IZABELA.Te z nich, które nadal żyją, przeżywają swe wspomnienia inaczej niż mężczyźni. Wciąż pamiętają, kto i gdzie został ranny, jakiego użyły środka odkażającego i czy wystarczyło bandaży. Książka bogato ilustrowana, zawiera niepublikowane wcześniej zdjęcia.Patronat Honorowy objęła Fundacja Niepodległości.
Bonito
O nas
Kontakt
Punkty odbioru
Dla dostawców
Polityka prywatności
Ustawienia plików cookie
Załóż konto
Sprzedaż hurtowa
Bonito na Allegro