Prawda żałoby jest całkiem prosta: teraz, gdy mama nie żyje, jestem przyparty do śmierci (nie oddziela mnie już od niej nic prócz czasu).
Pod koniec życia, w 1977 roku, Roland Barthes (1915-1980), klasyk współczesnej francuskiej humanistyki (m.in. Mitologie, Fragmenty dyskursu miłosnego, Imperium znaków, Stopień zero pisania), zaczął po śmierci matki pisać książkę o fotografii. Osobistym motywem była próba odnalezienia „istoty” zmarłej Henriette Barthes w fotografiach, które po niej pozostały. Paradoksalnie autor odnajduje to, czego szuka, w zdjęciu matki z jej dzieciństwa, z okresu, w którym jej nie znał, przewrotnie zaś – zdjęcia tego czytelnikowi nie pokazuje, uważając, że byłoby dla niego banalne. Dowodzi to, jak subtelne rozważania i doświadczenia podjął w tej bardzo prywatnej książce o nowym zjawisku w sztuce, którego naturę stara się wyjaśnić (tytułowy chambre claire, dosł. „jasny pokój”, nawiązuje w formie gry słów do chambre noire, „ciemnia”, a zarazem chodzi odpowiednio o camera lucida i camera obscura). Inaczej niż malarstwo, fotografia ma u podłoża pewien niewymyślony fakt, mgnienie owego "to było", „zdjęcie” obrazu z rzeczywistości. Jako odmiana pamięci wprowadza w czas i cały dramat egzystencji. Barthes rozważa „zdjęcie” od strony studium, dociekliwości, analizy, i punctum, owego „ukłucia”, o jakie fotografia przyprawia widza. Czytelnik znajdzie w książce wiele takich puncta w zamieszczonych przez autora reprodukcjach klasycznych dzieł, które dodatkowo czynią z tych rozważań mały album, przyczynek do subiektywnej historii fotografii.
Roland Barthes (1915-1980), wszechstronny francuski interpretator kultury, w Mitologiach, jednej z pierwszych swoich książek (1957) zebrał komentarze do bieżącej rzeczywistości, pisane w latach 1954-1956. Tropi tam „mity codzienności”, jakie nieustannie produkuje „mieszczańska” społeczność. Obserwuje zjawiska ze sceny politycznej, artystycznej, literackiej, komentuje zdarzenia z dziedziny sportu, religii, kulinariów, gospodarstwa domowego. Ich trudno uchwytną rzeczywistość „pogłębia” ironiczno-sarkastyczną perspektywą wysokiej teorii. Mitolog, „łowca mitów”, wychwytuje ich mistyfikacje, pasożytnicze przesłanianie jednych znaczeń innymi, ich ideologemy, ucieczkę w fałszywą naturę. Mitolog Barthes, trzeba przy tym pamiętać, zwyczajem ówczesnych francuskich intelektualistów czyni to też z krytycznej, klasowej perspektywy. Obserwacje i interpretacje powszedniego życia zawarte w części pierwszej („Mitologie”) systematyzuje semiologiczna część druga („Mit dzisiaj”): nasza rzeczywistość nieustannie „obraca się w mit” w specyficznym sensie tego pojęcia. Dla autora mit nie jest jakąś fundamentalną opowieścią, lecz nową jednostką sensu nadbudowaną nad zwykłymi znaczeniami – może być rzeczą, fotografią, tekstem. Jest „mową” w jej najszerszym sensie „przekazu”. Od tego wczesnego rozpoznania mityczności naszego życia był już tylko krok do postrukturalistyczych symulaków, imitacji i irrealności. W tym sensie Mitologie są kanonem historii humanistyki II połowy XX wieku, a zarazem błyskotliwie, czasem anegdotycznie ukazaną panoramą współczesnej codzienności.
Roland Barthes (1915?1980), jeden z najważniejszych francuskich intelektualistów XX wieku, współtwórca semiologii, w tej książce napisanej po podróży do Japonii w 1970 roku stworzył dzieło podwójne jak japońskie pałeczki. Z jednej strony, oświadczając: ?Wschód jest mi obojętny?, przeprowadził eksperyment myślowy z systemem znaków nazwanym umownie ?Japonia?. Inaczej niż w naszym codziennym życiu nie ma tam mitów ani sensów, o które potykamy się na każdym kroku, jest natomiast to, czego nie mają zachodnie systemy: znaki są, ale nie znaczą. Za znakami nie stoją żadne ukryte sensy, wszystko jest takie, jakie jest. W tym miejscu pojawia się druga strona książki: impresyjny opis obserwowanej Japonii. Życie miasta, targ, kuchnia, teatr, malarstwo, haiku, uchwycone w swej ?bezsensowej? realności, takimi, jakie się jawią obcemu widzowi, dają niezapomniany obraz japońskiej rzeczywistości. Ten może uboczny produkt zamysłu Barthes?a fascynuje jako rzetelna i paradoksalna ?fenomenologia? systemu z założenia wymyślonego. ?Imperium znaków? Tak, jeśli ma się świadomość tego, że znaki są puste i że rytuał pozbawiony jest boga?. Może i puste, ale jakiej urody pod piórem tak wrażliwego komentatora jak Roland Barthes!
Fragmenty… odniosły, po ukazaniu się w 1977 roku, niezwykły sukces rynkowy. Niezwykły i zaskakujący, bo to zakorzenione i w semiologii, i w literaturze dzieło profesora Collège de France Rolanda Barthes'a (1915–1980) stanowi niejakie wyzwanie wobec intelektu czytelnika. Zarazem jednak urzeknie go świeżością mówienia o sprawach miłości istotnych dla każdego. Książka ma strukturę słownika „pojęć miłosnych” (afirmacja, asceza, czułość, katastrofa), z których każde stanowi pretekst do minieseju. Patronem jest Goethe – między innymi z tego powodu, że autor Cierpień młodego Wertera, wokół których krąży myśl Fragmentów… napisał swoją powieść, aby zaradzić osobistemu kryzysowi. Również u podłoża książki Barthes'a leży głęboko skrywany dramat osobisty. Być może to przydaje jej autentyczności, a dla „podmiotów miłosnych” jest źródłem inspiracji i cytatów. Fragmenty… wystawiano też na scenie zarówno we Francji, jak i w Polsce. Przede wszystkim jednak książka stanowi pomnik zmagania się naszej mowy z doświadczeniem miłości i odwrotnie. „Dyskurs miłosny” komponuje się mozolnie z fragmentów oświetlających doznania, by się rychło rozłożyć, rozpaść przy pierwszym nieopatrznym ruchu języka. Nie pozwala na budowę spójnej opowieści ani rozprawy, co unaocznia nam zarazem kruchą naturę wszelkiego ludzkiego dyskursu.
W 1979 Barthes zadał sobie pytanie, czy dziennik jest warty zachowania dla czytelników, czy warto go pisać z przeznaczeniem do publikacji. Wówczas zaczął swoje notki w intymnym dzienniku nazwanym Soirées de Paris, w którym w sposób bezpośredni opisał swoje homoseksualne pragnienia i związane z tym stany ekscytacji, lęku i rozpaczy. Dziennik został połączony razem z trzema innymi tekstami Barthesa, w tym z dziennikiem pisanym przez niego w Maroku. W ten sposób powstał niezwykły dokument, który został opublikowany we Francji po śmierci autora pod tytułem Incidents. „Ustawiam się w pozycji kogoś, kto coś tutaj robi, a nie kogoś, kto tylko o czymś opowiada: nie analizuję już wytworu, lecz biorę na siebie samo tworzenie; obalam dyskurs nad dyskursem; świat nie przychodzi już do mnie w formie przedmiotu lecz w formie pisma, to znaczy pewnej praktyki; przechodzę do innego rodzaju wiedzy (wiedzy o Amatorze)…” Roland Barthes, Przez długi czas kładłem się spać wcześnie
Polski czytelnik otrzymuje do rąk kolejną książkę Rolanda Barthes'a. Wywiady (jak brzmi podtytuł) oprócz tego, że są - jak się można spodziewać i jak o tym przypomina kilkakrotnie sam autor - Dialogami, stanowią ponadto: intelektualną przygodę, podróż do granic, fascynujące itinerarium "topiki sensu", wypełnione anegdotami i przygodami, które przeplatają się wraz z rozwojem - a może raczej "rozwijaniem" - odkrywanej tu w historycznych błyskach, myśli, syllabus najważniejszych pojęć i tematów filozoficznych i literackich XX wieku, krytykę, rozprawkę, opowiadanie, ciekawą dygresję (bądź chmurę dygresji), gawędę o teatrze, krytykę, esej, zracjonalizowane lenistwo, potyczkę słowną, ucztę (wielorako rozumianą) etc., etc. (...)
„Jeśli literatura jest, jak mi się wydaje, w sposób zasadniczy zarazem sensem zadanym i sensem nadanym, Racine jest bez wątpienia największym francuskim pisarzem; jego geniusz tkwi nie tyle w cnotach, które kolejno przyczyniały się do jego sukcesu (bowiem etyczna definicja Racine’a stale się zmieniała), ile raczej w niezrównanie mistrzowskiej dyspozycyjności, która pozwalała mu utrzymywać się bez końca w obszarze zainteresowania dowolnego języka krytycznego. Owa dyspozycyjność nie jest cnotą podrzędną, wręcz przeciwnie – jest istotą literatury, wyniesioną do paroksyzmu. Pisanie to akt zachwiania sensem świata, stawianie pośredniego pytania, na które pisarz, sięgając po ostatni suspens, powstrzymuje się odpowiedzieć. Odpowiedzi każdy z nas udziela sam, wnosząc w nią swoją historię, swój język, swoją wolność; ze względu na to, że historia, język i wolność nieustannie się zmieniają, odpowiedź, jakiej świat udziela pisarzowi, jest nieskończona: nieustannie odpowiadamy na to, co zostało napisane bez względu na odpowiedzi, zaś sensy – kolejno potwierdzane, konfrontowane i zastępowane – znikają, choć samo pytanie pozostaje. […] Aluzja i asercja, milczenie dzieła, które mówi, i słowo człowieka, który słucha, oto nieskończone tchnienie literatury w nozdrza świata i historii. Racine doskonale obszedł się z regułą aluzyjności dzieła literackiego i dlatego angażuje nas w pełne odgrywanie asertywnej roli. Oznajmiajmy więc śmiało, każdy na rachunek swojej własnej wolności, prawdę historyczną, psychologiczną, psychoanalityczną lub poetycką Racine’a; wypróbujmy na Racinie, w imię jego milczenia, wszystkie języki, które podpowiada nam nasze stulecie; nasza odpowiedź nigdy nie będzie więcej niż ulotna, dlatego też może być pełna; dogmatyczni i odpowiedzialni zarazem, nie musimy jej chować za »prawdą« Racine’a, którą zdolne byłyby odkryć tylko (dlaczegoż to?) nasze czasy; wystarczy, że odpowiedź jakiej udzielamy Racine’owi angażuje, daleko poza nami samymi, każdy język, którym nasz świat rozmawia z sobą samym, i który jest zasadniczą częścią historii, którą sobie opowiada. Śmierć jest w tragedii tylko nazwą, składnikiem jakiejś gramatyki, określnikiem przeczenia. Bardzo często służy tylko zaznaczeniu najwyższego stopnia uczucia, jest jakby superlatywem, który oznajmić ma nadmiar słowem fanfaronady. Swoboda, z jaką postacie tragedii żonglują pojęciem śmierci (zapowiadając ją o wiele częściej, niż ginąc naprawdę), świadczy o tym, że znajdują się jeszcze na dziecinnym szczeblu rozwoju ludzkości, w świecie, w którym człowiek nie spełnia się jeszcze całkowicie. Całej tej żałobnej retoryce przeciwstawić trzeba słowa Kierkegaarda: »Im wyżej stawiany jest człowiek, tym straszniejsza jest śmierć«.”
Barthes investigation into the meaning of photographs is a seminal work of twentieth-century critical theory. This is a special Vintage Design Edition, with fold-out cover and stunning photography throughout. Examining themes of presence and absence, these reflections on photography begin as an investigation into the nature of photographs - their content, their pull on the viewer, their intimacy. Then, as Barthes contemplates a photograph of his mother as a child, the book becomes an exposition of his own mind. He was grieving for his mother at the time of writing. Strikingly personal, yet one of the most important early academic works on photography, Camera Lucida remains essential reading for anyone interested in the power of images. 'Effortlessly, as if in passing, his reflections on photography raise questions and doubts which will permanently affect the vision of the reader' Guardian
Obok "On Photography" Susan Sontag, książka Rolanda Barthesa "Camera Lucida" (Światło Obrazu) należy do najważniejszych tytułów z zakresu teorii fotografii.
Bonito
O nas
Kontakt
Punkty odbioru
Dla dostawców
Polityka prywatności
Załóż konto
Sprzedaż hurtowa
„Dobre chwile” – recenzje
Nowości z ostatniego tygodnia
Bestsellery
Zapowiedzi
Promocje
Wyprzedaż
Koszty dostawy
Regulamin zakupów
Regulamin kart podarunkowych
Rabat