Bonito
O nas
Kontakt
Punkty odbioru
Dla dostawców
Polityka prywatności
Załóż konto
„Dobre chwile” – recenzje
Nowości z ostatniego tygodnia
Bestsellery
Zapowiedzi
Promocje
Wyprzedaż
Koszty dostawy
Regulamin zakupów
Regulamin kart podarunkowych
Rabat
Są ludzie, którzy mają wyjątkowo ogromny apetyt na wiedzę absolutną, którzy mniemają, że odpowiedzi posiedli na wszelkie możliwe pytania, zwłaszcza te z wymiaru ostatecznego, bo cóż łatwiejszego (i ponętniejszego zarazem), niż wczucie się w rolę Boga (w końcu wiedza pociąga za sobą władzę, zaś władza stwarza taką wiedzę, która władzy sprzyja i ją legitymizuje). Oni układają katechizmy, wznoszą gigantyczne systemy dogmatyczne, nakazując pod karą ekskomuniki (a nawet i wiecznego potępienia) wierne, bezmyślne i bezkrytyczne posłuszeństwo tam zaklętym w formułę ostateczną i definicję zbitkom słów spojonych i oddzielonych znakami interpunkcyjnymi. Takie podejście schematyczne, bezduszne, urzędnicze, do spraw radykalnie człowieka angażujących i dotykających samego rdzenia egzystencji, budzi niesmak.
Ukąszenia, użądlenia bywają różne. Jedne mogą być śmiertelne, mogą paraliżować, wprawiać w osłupienie, ale mogą też pobudzać, podrywać, wyrywać z ospałości, marazmu, ociężałości, drętwoty. Ukąszenie ewangeliczne jest szczególnie dojmujące, bywa bolesne, ale zawsze eksplodujące życiem. Ewangelia głosi nowe, jest nowiną wichrzącą, pełną niespodzianek, nie zaś ideologią, czyli takim sposobem zagarniania czy przywłaszczania sobie człowieka, który fałszuje, narzuca pewne style myślenia, postrzegania świata, wtłaczania go w siatkę arbitralnych i prostackich idei, które są na usługach panujących. Ewangelia nie jest systemem idei, które należy ludziom wepchnąć w głowę. Rozbija wszelkie poprawności: polityczne, teologiczne, kościelne. Niesie w sobie świat bezgranicznie otwarty za sprawą miłości, świat miłością napromieniowany, w którym nie może zginąć żadna istota ludzka. Jak w totalitarnym świecie każdy skazany był na „otchłań zapomnienia”, wymazanie i wykreślenie z istnienia, tak w świecie Ewangelii każdy jest wartością jedyną i nie do zastąpienia, w Bogu na wieki utrwaloną.
Iść pod prąd, wbrew rzeczywistości społecznych ustaleń, konwencji i zabezpieczeń, proponujących wygodne koryta, którymi się płynie bezpiecznie i łatwo'. Takimi tonami wybrzmiewa Ewangelia, ale my wpisaliśmy ją w zwyczaje i obyczaje, elegancko ją oswoiliśmy, jej potencjał wichrzący skanalizowaliśmy w pragmatykę kościelną, dyscyplinowanie gwoli wydolnego funkcjonowania mechanizmów instytucji. Ale Ewangelia wybłyska wciąż na nowo. Niech te rozmowy zaszczepią w nas ewangeliczne szaleństwo i moc porywającą Logosu rozpisanego w Ewangelii. Od Autorów
[...] i począł drżeć oraz odczuwać trwogę (Mk, 14, 33) „Słowa wyjęte z Ewangelii św. Marka próbują oddać stan Jezusa z Ogrodu Getsemani, bezpośrednio przed męką. Niewielu wie, (może tylko sam Ojciec i Syn), co dzieje się w wymiarze ludzkim Chrystusa, który to wymiar nierozerwalnie zespolony jest z boskim, w osobie Słowa Wcielonego. Niewielu wie. Wszystko dzieje się na peryferiach świata, na obrzeżach Jerozolimy. Jest noc. Jak tamta, betlejemska. Tam drżał pewnie z zimna, choć bliskość matki (jej bicie serca), zatroskanego Józefa i zwierząt stwarzała krąg ciepła. Drżenie i trwoga. Tam, około Betlejem, być może demony świata jeszcze zachowały pewien dystans. Tutaj już nie. Nacierają, kąsają wszystkie udręki, bóle świata, jego okropności: Pogrążony w udręce, jeszcze usilniej się modlił, a Jego pot był jak gęste krople krwi [...] (Łk, 22, 44). Jakie bóle i jakie okrucieństwa wpisane były w bojaźń i drżenie Chrystusa w nocy Ogrodu Oliwnego? Czy bezgraniczna otchłań ludzkiego występku i zwyrodnialstwa przekraczającego wszelkie granice? Okrucieństwem bezgranicznym wsławił się wiek XX. Paraliżującym okrucieństwem naznaczone zostały wszystkie epoki dziejów ludzkich. Nie ma na ziemi zwierzęcia bardziej okrutnego niż człowiek. Ogląd wieku, który jest nam najbliższy, może wywołać rodzaj obłędu, paraliżu moralnego i intelektualnego. O ile jesteśmy gotowi barbarzyństwu człowieka, brakowi ogłady, prymitywnym nawykom, warunkom życia, przypisać okrucieństwo wieków minionych, ciemnych, mrocznych, to czemu je przypisać w wieku oświeconym, wyrafinowanym intelektualnie, moralnie, emocjonalnie i pod jakim jeszcze kto chce względem”. Ze Wstępu
Księdzu kard. Kazimierzowi Nyczowi i Panu doktorowi Sławomirowi Mazurowi z Centrum Onkologii w Warszawie, że niemożliwe uczynili możliwym. Z wdzięcznością - autor. Szukałem słowa – klucza, które zdolne byłoby otworzyć wrota do tego dziwnego zestawienia terminów: „myślenie religijne”. Wziąłem do ręki tomik poezji Cz. Miłosza zatytułowany Ocalenie (w 1945 roku ujrzał światło dzienne). Jeszcze raz uwaga moja zatrzymała się na umieszczonych w Przedmowie słowach: „Czym jest poezja, która nie ocala / Narodów ani ludzi? / Wspólnictwem urzędowych kłamstw, / Piosenką pijaków, którym za chwilę ktoś poderżnie gardła, / Czytanką z panieńskiego pokoju”. A zatem „ocalenie”. Myślenie religijne, godne tego miana, winno ocalać. Ocalać – znaczy wyzwalać ku dobru. Dobrem myślenia jest to, co godne pomyślenia. Godne myślenia w myśleniu religijnym jest (mówiąc po heideggerowsku) wkraczanie w przestrzeń otwartą na uobecnianie się Boga. Nie sam Bóg, bowiem On jest nie do pomyślenia, ale właśnie przestrzeń przychylności, w której uobecni się Dobro. A zatem również taki klimat, nastrój, atmosfera, które czynią możliwym stosowne, przenikliwe widzenie rzeczy. Winno ono kształtować oczy naszej duszy – wyostrzyć ich spojrzenie – to znaczy ocalać przed wszelkimi ideologicznymi zaślepieniami, zawężeniami (również, a może przede wszystkim religijnymi). Za modernistą katolickim G. Tyrrelem wolno powiedzieć, iż umysł prawdziwie religijny zdaje sobie sprawę tak z własnej niedoskonałości, jak również z nieogarnionej głębi bytu – jest cierpliwy w słuchaniu, a powolny, ostrożny w wygłaszaniu sądów stanowczych. Z jednej strony zatem świadomość ograniczoności władz poznawczych człowieka – z drugiej bogactwo nieogarnione i niewyczerpane Tego, który przekracza wszelkie kategorie myślenia, nie pozwalając mu spocząć, zastygnąć w gładkich pojęciowych schematach czy trujących fantazmatach własnych rojeń. Książka ta zamierzona została jako zaproszenie do wędrówki po skomplikowanych drogach myślenia religijnego i jego otchłaniach. Chce to uczynić, sięgając w myśl wybitnych myślicieli rodzimych: A. Cieszkowskiego, K. Libelta, M. Zdziechowskiego, St. Brzozowskiego, H. Elzenberga, K. L. Konińskiego, S. I. Witkiewicza, Cz. Miłosza. Proponuję wsłuchanie się w rytm, którym myślenie to pulsuje. Jest to również okazja, by myśl religijną polskich myślicieli skonfrontować z bezmyślnością, jakiej z lubością oddaje się chrześcijaństwo w Polsce, przedkładając podrygujący aktywizm ciągłych akcji duszpasterskich nad rzetelną, inspirującą refleksję religijną.