Grzegorz VII, papież lat 1073-85. Walczył o to, by władcy nie mianowali biskupów, duchowni zachowywali celibat, a chrześcijaństwem nie kierował cesarz, lecz papież. By wyrugować cezaropapizm położył fundamenty pod papocezaryzm swych następców. Koszta i konsekwencje tej rewolucyjnej operacji były ogromne.
Autor, historyk, zatrzymuje się w różnych momentach roku kościelnego i snuje ciekawe refleksje nad niektórymi jego ważnymi momentami.
Cenna pomoc na okres Wielkiego Postu, zarówno dla księży, jak i dla tych, którzy świadomie podążać chcą śladami Jezusa w Jego krzyżowej drodze. W zbiorze znajdują się również rozważania przeznaczone na Gorzkie Żale, dla młodzieży oraz tekst Drogi Krzyżowej.
Na przestrzeni wieków „morowe powietrze” dziesiątkowało miasta i wsie w całej Europie. Choroba w jednej chwili zmieniała bliskie osoby w ludzi sobie obcych i niosących śmierć. Nieufność i lęk niszczyły wzajemne relacje. Życie na granicy życia i śmierci weryfikowało prawdę o sobie samym. Ks. Jan Kracik, historyk, opisał wydarzenia, gdy kolejne fale epidemii dżumy dotykały staropolskie społeczeństwa. Jedna z nich, w latach 1348-50, w samym tylko Krakowie spowodowała śmierć dwudziestu tysięcy mieszkańców, a na największym średniowiecznym rynku Europy wyrosła trawa. Zarazie towarzyszył głód, zdarzały się wypadki kanibalizmu. Tych, którym udało się uciec z miasta, nękały stada wilków. Autor zebrał w książce ciekawostki i opowieści o reakcjach na zagrożenie zarazą zwykłych ludzi, a także królewskie rozporządzenia i zalecenia medyków - z punktu widzenia współczesnej medycyny niezrozumiałe, a nawet szkodliwe. Śledząc opisane przez autora historię przekonujemy się, że mimo zmieniających się epok i obyczajów, ludzkie postawy wobec epidemii pozostają niezmienne. Od nas tylko zależy, czy staniemy z nią do walki, czy pozostaniemy tylko jej biernymi obserwatorami.
Książka traktuje o rozmaitych granicach, jakie napotykamy w historii Kościoła – mowa więc będzie o poszerzaniu i zawężaniu, pogłębianiu lub spłycaniu pól oddziaływania chrześcijaństwa, o nauczaniu kościelnym, o praktyce i mentalności, o budowaniu i niszczeniu, o chwale i hańbie. Owe różnorodne granice były stawiane, strzeżone, ale i łamane, i to nie zawsze tam gdzie należało. Tak dzieje się od dwóch tysięcy lat. Sam Chrystus w drugim człowieku – wydany w ręce ludzi. Nie tylko na ich miłość czy nienawiść. Także na instrumentalizację czy ideologizację Jego wymagań. Na rzeczywistą i fałszywą pobożność, harmonię lub anarchię na pograniczu wiary i moralności. O staropolskich przypadkach owego wydania w ręce ludzi traktuje druga część książki. Przez sarmacką tedy scenę ciągną paradne procesje eucharystyczne ludzi z rzadka bywających u komunii. W mroźne dni pędzą z daleka sanie, by nie zeszły z tego świata bez chrztu urodzone wczoraj dzieci (część z nich umrze przez ten przynaglany pośpiech). Po Godach pleban wyrusza po kolędzie, by posiew duchowy czyniąc, doczesne żniwo zbierać. Posty też srogie i rozliczne święta naród zachowuje pilniej, niż sam Kościół tego wymaga, i skwapliwiej niż przykazania dotyczącego bliźniego. A trzęsienie ziemi odsłania archaiczne zgoła warstwy pobożności. Nadążaniu i nienadążaniu za przemianami nowożytnego świata wiele uwagi poświęcił II Sobór Watykański, przyznając, że Kościół „wiele skorzystał i może korzystać nawet z opozycji tych, którzy mu się sprzeciwiają”. Przekonanie to nie należy do głęboko zakorzenionych w glebie Kościoła. Tym bardziej więc warto przypomnieć – o czym w trzeciej części książki – co ważniejsze etapy jego trudnego dojrzewania do syntezy nauczania i uczenia się, sprzeciwu i współdziałania, misji i partnerstwa wobec świata, który wyrósł z pieluch średniowiecza. Całość kończy się motywem paschalnym, bez którego nie byłoby przeszłości, teraźniejszości ani przyszłości Kościoła.
Gdy do staropolskiego skupiska ludzi zaczynały dochodzić głuche odgłosy wojny, gdy nad dachami gęstej zabudowy wykwitała ruda kita ognia, gdy przybierała rzeka ? na mieszkańców padał strach. Wielkooki, popychający do działania lub obezwładniający, ale przecież łączący związanych wspólnotą losu czy jednością przeciwdziałania. Strach przed kościstą ręką śmierci zostawiającej czarne plamy na ciele był inny. Dzielił. Nie tylko na zdrowych i chorych. Dotknięty zarazą stawał się niebezpieczny, swój zamieniał się w obcego, ktoś najbliższy zaczynał zagrażać życiu. Przybysza podejrzewano, że świadomie lub bezwiednie niesie w zanadrzu śmierć. Komplikowały się sprawy zwyczajne, rosły napięcia, wynaturzały się relacje między ludźmi. Nieufność utrudniała kontakty, lęk rwał więzi społeczne, instynkt samozachowawczy zmagał się z gotowością ratowania drugich.
W sporach o to, czy i jak czcić obrazy, siła perswazyjna argumentów zależała nie tylko od ich ważkości, ale najpierw od tego kto, gdzie i wobec kogo je stosował. Racje przemawiające do pierwszych chrześcijan za odrzuceniem kultu wizerunków jako pogańskiego bałwochwalstwa nie do naśladowania, straciły swą ważność, gdy następne pokolenia wyznawców Chrystusa zaczęły jednak używać wizerunków nie tylko jako pouczenia i ozdoby, ale i otaczać je czcią. A czyniono to nieraz z intensywnością zewnętrzną, jaka przygłuszała to, co wewnętrzne i przesłaniała coś ważniejszego, jak choćby Słowo Boże i kult Eucharystii. Traktując przy tym wizerunek jak uobecnienie czy sobowtóra przedstawionej postaci. Oponenci tych dewiacji sięgali więc nawet po zarzut idolatrii, używany na początku przeciw kultom pogańskim. Same zaś władze kościelne przypominały za soborami, drugim nicejskim i trydenckim, o prawowiernym pojmowaniu czci dla wizerunków i usiłowały, z ograniczonym skutkiem kontrolować żywiołowy kult obrazów. Kontrowersje, jakie w ciągu wieków wzbudzał ten kult, to nie tylko powtarzane przez teologów racje za lub przeciw. To także liczne konteksty kreujące tkankę historii. Współtworzył ją też i wzbogacał lub zubożał pluralizm kultowych upodobań, dostępnych grupom i jednostkom w przestrzeni tej samej wiary. Korzystali z niego i ludzie ukazani przez Aleksandra Gryglewskiego (zm. 1879) na obrazie (pierwsza strona okładki) przedstawiającym wnętrze kościoła Mariackiego w Krakowie.
Wydawaniem książek prezentujących temat rządzi obyczaj zainteresowania, działań marketingowychi prowadzenia Czytelnika rozmaitymi ścieżkami aż do tego miejsca, w którym przerzedzi się las omawianej literatury w tym przedmiocie, a na tak powstałym pustkowiu. Czytelnik przyzna, że nieodzowne jest w tym miejscu drzewko posadzone właśnie przez wydawnictwo. Bywa, że proceder ten służy nie tylko lepszemu samopoczuciu wydawcy, który przyjął do wydania taką a nie inną książkę, ale i określa rzeczywistą racje wydania dzieła. I tak jest w tym przypadku. Wybór padł na tę część duchowieństwa, która w stratyfikacji wewnątrzstanowej zajmowała najniższe miejsce i posiadała najbardziej odrębny status - niebeneficjaci czyli ci, którzy nic nie mieli poza ambicjami i aspiracjami, często niespełnionymi...
Bonito
O nas
Kontakt
Punkty odbioru
Dla dostawców
Polityka prywatności
Ustawienia plików cookie
Załóż konto
Sprzedaż hurtowa
Bonito na Allegro