Wszelki dialog duchowości z kulturą jest tyleż problematyczny, co konieczny. Coraz trudniejsze problemy, z którymi borykamy się w życiu, domagają się nieustannego odświeżania duchowych formuł, którymi próbujemy ogarnąć i zrozumieć otaczający nas świat. Nic dziwnego, że często, odczuwając bezradność w tym zakresie, usilnie szukamy sojuszników, nawet tam, gdzie może najmniej byśmy się tego spodziewali. W takim kluczu chcemy spojrzeć na opowiadania Sławomir Mrożka. Kuszą rozmaitością struktur i związanych z tym możliwości. Zarazem nie brakuje im też dosadności, chropowatości, a nawet i brutalności. Każdy ma prawo je interpretować. Takie podejście jest zarazem szansą i …pułapką. Konieczna jest tu zarówno ostrożność, jak i odwaga.
Niniejsza praca analizuje jeden z wątków estetyki teologicznej Hansa Ursa von Balthasara przedstawionej w dziele tegoż autora zatytułowanym Herrlichkeit. Jest to próba autorskiego spojrzenia, inspirowanego jednak tyleż rosnącym zainteresowaniem spuścizną szwajcarskiego teologa, co narastającą potrzebą integracji współczesnego dyskursu estetycznego z teologią. Wciąż bowiem można mieć wrażenie, że te dwa obszary się rozchodzą a temat ekspresji – tak istotny i w celebracji, i w duszpasterstwie, nie mówiąc już o moralności, nierzadko pozostaje podejrzany – jako sposobność do promocji własnego „ego”, co wydaje się sprzeczne z pokorą i absolutnym prymatem Boga. Takie podejście bardzo utrudnia zarówno dialog, jak i integrację sztuki z wiarą czy praktykami i doświadczeniem religijnym. A tymczasem właśnie w obszarze ekspresji sztuka, i to ta nieraz mocno ekspresyjna, zdaje się zajmować miejsce duchowości i religii. Propozycja balthasarowskiej „estetyki teologicznej” umożliwia pojednanie tych obszarów i twórczą ich interakcję. Ukazanie tego jest celem niniejszych rozważań. Rozdział I ukaże celowość podjęcia zasugerowanej w tytule refleksji oraz wybór takiego właśnie, a nie innego wątku: określamy go jako ekspresja, która – szeroko rozumiana – jest tematem II rozdziału naszych rozważań, kontynuowanych i poniekąd egzemplifikowanych w rozdziale następnym. Pragnąc, zgodnie z tytułem pracy, ukazać ekspresję jako spotkanie chrystologii i antropologii, przedstawiamy najpierw poszczególne jej kategorie składowe – przestrzeń (głębia – zewnętrze), światło (ukrycie – ujawnianie), ruch, obraz, kształt, dzieło, materiał, dynamizm. Z tych elementów, niczym z instrumentów, tworzona jest rzeczywistość ekspresji, ukazywanej w niniejszych rozważaniach na modelu symfonii. Ta analogia muzyczna pozwala też zaprezentować obecne u Balthasara dwa bieguny ekspresji – chrystologiczny i antropologiczny, które w naszym modelu odpowiadają dwóm tonacjom muzycznym. Rozdział IV, stanowiący niejako centrum i kulminację niniejszej pracy, ukazuje pełnię rozumienia i funkcjonowania tak pojmowanej ekspresji. Idąc dalej po linii modelu symfonii, mówimy tu o „tematach” ekspresji, będących jej przejawami czy swoistymi formami funkcjonowania (posłanie, miłość /Eros i Agape/, bycie przemienianym, gra, ból i przemienianie). Tematy te następnie – tak, jak to jest w klasycznej formie symfonicznej – są ze sobą zestawiane, konfrontowane i łączone, co daje w efekcie pewną harmonię jedności i syntezy. W ten właśnie sposób zarysowuje się sugerowana tytułem pracy rzeczywistość spotkania. Uzupełnieniem tych rozważań jest zwięzłe przedstawienie roli ekspresji w pozostałych częściach trylogii bazylejskiego teologa (rozdział V). Zakończenie przynosi kilka wniosków zarówno ogólnych, jak i praktycznych. Zważywszy rozległość i specyfikę narracji Balthasara, niniejsza refleksja jest jedynie sygnalizacją pewnych wątków – próbą gry w wielopłaszczyznowej przestrzeni jego teologii – albo, używając metafory heideggerowskiej, spacerem leśną przecinką, jakich zapewne wiele można odnaleźć w kniei teologicznego dyskursu Balthasara. Ale czyż nie na tym polega uprawianie teologii – z całą pokorą, ale i odwagą i, rzecz jasna, nadzieją? Na doświadczeniu wolności i świeżości. Aby dokonać tego jak najlepiej, nasze rozważania opierają się na tekście oryginalnym – czyniąc bardziej odniesienia do tematów i motywów, niż cytując określone fragmenty. Nawet w przypadku cytatów próbujemy oddać jak najwierniej oryginalny sens określeń Balthasara, gdyż tu właśnie tkwi jego inspirująca żywotność, tak odświeżająca teologiczne stereotypy. Oczywiście ciesząc się z wydania polskiego przekładu Herrlichkeit, czynimy do niego raz po raz odniesienia. Zawsze jednak przekład, zwłaszcza prozy tego typu, będzie jak fotografia – albo opowiadanie – ze spaceru. Może zgrabna i sama w sobie ładna, ale nie oddająca wilgotności trawy, szorstkości kory drzew czy gry światła. W tym sensie lepiej się samemu przedzierać – ze wszelkim z tym związanym ryzykiem. Do tego właśnie serdecznie zapraszamy – bo może potem ktoś odnajdzie swoją przecinkę, albo i jakąś nasłonecznioną polanę.
Tyle już napisano o Ewagriuszu! Czy jest sens coś dodawać? Wydaje się, że wielka myśl żyje w rozlicznych jej interpretacjach i komentarzach. Tak jest niewątpliwie z ośmioma logismoi Pontyjczyka... Nowa interpretacja, jeśli tak można określić niniejszą refleksję, w pierwszym rzędzie chce być pozytywna, czyli uniknąć powielania klasycznej już lektury ośmiu logismoi jako opowieści o grzechach, wadach czy pokusach. Nie znaczy to, że neguje takie odczytanie. Chce jednak zobaczyć je nie tyle, jako główny przedmiot zainteresowania, wręcz cel refleksji i analiz, lecz jako sposobność do doświadczenia czegoś dobrego: własnego rozwoju, nade wszystko zaś spotkania z Panem Jezusem. Ta pozytywność wiąże się z jeszcze innym charakterystycznym rysem myśli i tekstów Ewagriusza: wielką, jeśli nie kluczową, rolę odgrywa w nich wyobraźnia. Logismoi to myśli, które wywołują reakcję w naszym umyśle, czyli powstanie noēmata – wyobrażeń, fantazji, pojęć, konceptów, obrazowania. Cała duchowa rzeczywistość więc rozgrywa się praktycznie w przestrzeni naszego odbioru i interpretowania impulsów przychodzących od Boga, szatana czy też od nas samych. Jak pisze C. Stewart, umysł działa za pomocą tak powstałych form, przepracowując je, ale i zostając naznaczony ich śladem. Tak powstaje wiedza, która jednak, by stać się ostatecznym poznaniem Boga, musi pozbyć się wszelkich wyobrażalnych form. On bowiem jest ponad wszelką percepcją, myślą czy formą. Jednocześnie, co warto podkreślić, szanuje nasz sposób postrzegania (wszak sam go stworzył!) i zsyła swoje noēmata, oświecając tak umysł Boskim światłem. Mimo że jesteśmy tu ponad wyobrażeniami ludzkimi, Ewagriusz mówi o „duchowych odczuciach”, o świetle, o „Bożym miejscu” czy „miejscu modlitwy”. Jest to rzeczywistość wyobrażeń niewytworzonych przez człowieka, lecz danych przez Boga, co w praktyce oznacza obrazy biblijne. Ostatecznie nie jesteśmy zatem w stanie uwolnić się od interakcji z obrazami, bo nawet jeśli są one biblijne – pozostają śladem materii, mają formę, oddziałują na zmysły. I w tym miejscu okazuje się, jak bardzo Pontyjczyk jest jednak pozytywny i afirmatywny. Kojarzenie go, choćby tylko stereotypowe, z negacją czy ogołoceniem z wszelkiej wyobrażeniowości i zmysłowości nie jest słuszne. Jak to jasno wykazał K. Corrigan, u Ewagriusza w całej ascetycznej pracy chodzi o przemienienie się, otwarcie na działanie Boga i Jego dar modlitwy, która sprawia, że cała nasza osoba wzrasta ku pełni człowieczeństwa: Kiedy umysł/serce zamkniętego ego otwiera się na większe JA, to ostatnie funkcjonuje jako krajobraz synergicznej doskonałości, wyrażający całą gamę doświadczeń ciała i duszy w szerszym świecie, o duchowym znaczeniu, i rozwijający w pełni na modlitwie swój naturalny kształt. Umysł pozostaje sercem szczególnie w modlitwie, ponieważ jest ona wyrazem miłości/pragnienia/erosu i obejmuje współczucie dla innych w niosącej poznanie hierarchii bycia-pomiędzy. Być z Bogiem to poznawać i kochać całą swoją istotą, to proste doświadczenie bycia – z byciem. Dlatego modlitwa jest działaniem nie tylko umysłu; wyraża i ożywia nasz naturalny, najlepszy stan bycia, w którym, otrzymując wszystko od Boga, nie określamy ani nie tworzymy własnych znaczeń. Jest ona zatem najbardziej angażującym i oryginalnym ze wszystkich stanów ludzkich. W chłonnej komunii z Bogiem jest się najgłębiej w komunii z innymi. Wreszcie, w modlitwie umysł doświadcza bezkształtnego światła, światła szafirowego, załamanego przez pryzmat Pisma Świętego. Umysł staje się świątynią, ciałem, miejscem Boga, ale Trójjedyny Bóg wymyka się wszelkim przedstawieniom i wszelkim konceptualnym strategiom.
Nie wydaje się, by czasy nasze były zabawne. Wręcz przeciwnie. Nie żyjemy też w epoce szczególnie religijnej. Sekularyzacja wyparła dawne, klasyczne rozumienie i doświadczanie wiary. Funkcjonujące jeszcze jakiś czas temu pojęcia i formy już nie wystarczą. Kto wie, może właśnie przez to nie jest do śmiechu, nawet jeśli dzisiejsze czasy oferują niezliczone możliwości rozrywki? Jednoczesne rozważania o humorze i Panu Jezusie zatem wydawać by się mogły całkowicie nie na miejscu. A tak w pewnym sensie jest. Komu dzisiaj chce się jeszcze czytać teoretyczne rozważania o czymś, czego winno się doświadczać, zwłaszcza gdy chodzi o tak subtelną rzeczywistość, jaką jest humor? A co powiedzieć o Panu Jezusie? Tyle o Nim napisano i się pisze! I co z tego? Wygląda, jakby Jego rzeczywista obecność tym bardziej się oddalała, im więcej powstaje o Nim książek. A przecież nie przestają intrygować tak humor, jak i postać Pana Jezusa – zwłaszcza w czasach, w których jest coraz straszniej i smutniej, i… bezbożniej! Stąd pomysł niniejszego tekstu. Rodzi się on z tęsknoty za prawdziwym uśmiechem, za rzeczywistą pogodą ducha – na przekór wszystkim komplikacjom, także oczywistym dramatom, w których żyjemy. Co więcej, tekst ten rodzi się z tęsknoty za prawdziwą, jeszcze żywszą obecnością Pana Jezusa w dzisiejszym świecie. Czy więc połączenie humoru i osoby Pana Jezusa to właściwe rozwiązanie? Dwie rzeczywistości, których tak bardzo dzisiaj brakuje, lecz przecież są też niemało pokiereszowane we współczesnym doświadczeniu. Może właśnie dlatego byłyby dzisiaj tak sobie bliskie? Dwie dojmujące tęsknoty, a zarazem dwie możliwości, dwa pola do zagospodarowania. A może, co jest intencją tych rozważań, jedno pole, powstałe z wzajemnego przeniknięcia się złożonych i nie do końca zgłębionych tematów – rzeczywistość niekoniecznie nowa, ale skonfigurowana, ujrzana inaczej? Trzeba jednak uczciwie przyznać, że napisano już książki o humorze Pana Jezusa. Jedna z nich, nosząca tytuł The Humor of Christ, została zainspirowana reakcjami wnuka autora na słowa Ewangelii i przedstawia generalny zarys humoru Pana Jezusa, zwracając uwagę na jego uniwersalność, wymiary ironiczny i strategiczny. Autor sięga zasadniczo do przypowieści i dialogów, proponując na koniec analizę humoru w trzydziestu wybranych fragmentach z Ewangelii synoptycznych. Druga książka, zatytułowana The Humor of Jesus, ujmuje ten temat bardziej ogólnie, osadzając go wszakże w szerszym kontekście biblijnym. Po co więc pisać kolejną publikację na ten temat? W pierwszym rzędzie z myślą o polskim czytelniku. Po drugie – z zamiarem ujęcia tematu w sposób bardziej systematyczny dzięki odniesieniu się tak do pewnych elementów filozofii humoru, jak i do niektórych wątków chrystologicznych. Nie rościmy sobie jednak pretensji do wyczerpania tematu (mimo że książka ta jest nieco dłuższa od wyżej wspomnianych). Dlatego w tytule pojawia się słowo „odkrywając”. Chodzi tu bowiem nie tyle o pełny obraz, ale o próbę rzucenia okiem, szkicu – a może raczej o uruchomienie procesu czy zaproszenie do głębszej refleksji i wspólnej drogi. Zarówno temat humoru, jak i Pana Jezusa bowiem, jeśli miałyby być rzetelnie przedstawione, zawsze pozostawią niedosyt. Zestawione razem mogą sobie pomóc – nie dlatego, by tego zestawienia potrzebowały, ale, zwyczajnie, dla ich społecznej i kulturowej recepcji. Takie mamy dzisiaj czasy – zagubionych sensów, możliwych wszakże do odnalezienia być może tylko w niezwyczajnych konfiguracjach. Proponujemy więc rozważania o humorze na kanwie osoby i słów Pana Jezusa. Jednocześnie jest to spojrzenie na Niego w kategoriach humoru – na ile są one możliwe do zdefiniowania. Spróbujemy tu pójść za wskazaniami literatury tematu, określając najpierw naturę tej kategorii estetycznej, jej znaczenie i odniesienie do spraw duchowych, by potem przejść do analizy jej przejawów na przykładzie słów i czynów Pana Jezusa zapisanych tak w Ewangeliach synoptycznych, jak i u św. Jana. Przykłady te będą podane w takiej kolejności, w jakiej pojawiają się w kolejnych księgach Nowego Testamentu. Jasne, że słowa te i działania nie wyczerpują całkowicie szerokiej palety możliwości humoru. A jednak ukazane wedle wspomnianych kategorii wydają się zarysowywać nową perspektywę nauczania i misji Mistrza z Nazaretu. I właśnie o takie spotkanie tu chodzi: o spojrzenie na humor jako narzędzie teologii i ewangelizacji.
Bonito
O nas
Kontakt
Punkty odbioru
Dla dostawców
Polityka prywatności
Ustawienia plików cookie
Załóż konto
Sprzedaż hurtowa
Bonito na Allegro