Może i nie da się dwa razy wejść do tej samej rzeki, ale da się dwukrotnie zadebiutować w tym samym wydawnictwie. Łukasz Nicpan jest tego dowodem. W 1980 roku opublikował w PIW-ie swój pierwszy tom poetycki Czyste ratownictwo. Dokładnie 40 lat później publikuje u nas swoją pierwszą autorską książkę prozatorską. Fajerwerki nad otuliną wymykają się literackim opisom, ale też… fizyce. To rodzaj dziennika-niedziennika. Pełne poezji – wszak ostatnio za swój tomik Łukasz Nicpan dostał Nagrodę Bednarczyków – obserwacje i zapiski układają się w roku z życia narratora. Nie jest to jednak rok kalendarzowy ani astronomiczny – ale zbiór dni, spotkań i spostrzeżeń, w których realizm przeplata się z magią. Całość układa się w spójną, fascynującą opowieść o człowieku, który odnalazł swój azyl w otulinie Puszczy Kampinoskiej. I z tego dystansu obserwuje życie.
Domowa księga rodzaju, piąty tomik wierszy Łukasza Nicpana, łączy w sobie co typowe dla tego poety dwa przeciwstawne, choć przenikające się spojrzenia: na powszednie, konkretne zdarzenie choćby ćmę na ścianie, krzak aronii w ogrodzie z jednoczesnym rozszerzeniem perspektywy, jakby odjazdem kamery w kosmos, w historię powszechną, historię sztuki lub metafizykę. Te dwie perspektywy wyraża już tytuł tomiku, zestawiający cztery ściany domu z fundamentalną księgą europejskiej cywilizacji. Tłem najnowszych wierszy Nicpana jest dom na wsi w Puszczy Kampinoskiej, wspólnota małżeńskiego starzenia się, choroba nowotworowa, odchodzenie ze świata kolejnych psich znajd, wspomnienia z dzieciństwa, z domu dziadków w Łodzi, z domu dziadków po mieczu w Radomsku, życiorys ojca, poudarowy paraliż przyjaciela z podwórka. Forma wierszy jest także typowa dla tego autora: wyzwolenie z więzów dogmatycznych poetyk (stąd wiersz wolny obok tonicznego, z rymami, asonansami), odrzucenie awangardowych gorsetów i niemuzycznej, eseistycznej, tyle że wersyfikowanej prozy, dążenie do poetyckiej swobody, przy zachowaniu rygorystycznej precyzji słowa i wyczuleniu na podpowiedzi i wdzięk samego języka, tego ważniejszego z dwóch (tym drugim jest sam poeta) autorów każdego prawdziwego wiersza.
Liryka rozpaczy i żałoby, poetycki opis bolesnego odchodzenia i śmierci matki, a potem pustki, jaka się otwiera wokół osieroconego dziecka (choćby już było mężczyzną po sześćdziesiątce), nie tylko bezpośrednio wokół, w życiu codziennym opuszczonego mieszkania, milczącego telefonu, biblioteki z książkami, po które już nie sięgnie ręka emerytowanej polonistki, ale i tej pustki kosmicznej, ostatecznej. W obliczu pustki po śmierci matki człowiek staje w życiu tylko raz i ta jest największa, choćby wcześniej poznał inne jej postaci i odmiany (na przykład pustkę szpitalną lub pascalowską pustkę nocnego nieba). W żałobnych wierszach z tomiku Ostatnie dni lata pojawia się jednak i promień światła słonecznego światła z bałtyckich plaż, na których autor spędzał z matką, ojcem i siostrą wszystkie wakacje dzieciństwa. Stąd ostateczny tytuł książki, kojarzący ból utraty z bólem (lecz i radością) wspomnień z czasów szczęśliwych.
Zbiór siedemdziesięciu siedmiu wierszy Łukasza Nicpana czyta się jak powieść, jednym tchem. Jest to poezja bardzo współczesna, a zarazem przystępna, ponieważ środki artystyczne po mistrzowsku włączone są w strumień mowy potocznej. Lekturę ułatwia ponadto wyczuwalny rytm wierszy i gdzieniegdzie połyskujące rymy. Nie są to bynajmniej wiersze sentymentalne. Przepływające przez pamięć wspomnienia nasycają się zachwytem i rozpaczą, nabierając duchowego sensu. Jak chociażby ta zapamiętana podróż dziecka w zatłoczonym wagonie, ciągniętym przez sypiącymi iskrami parowóz, która stała się symbolem boskiego nieomal olśnienia, wstąpienia w krąg narodzin i śmierci. Fascynująca lektura.
Bonito
O nas
Kontakt
Punkty odbioru
Dla dostawców
Polityka prywatności
Ustawienia plików cookie
Załóż konto
Sprzedaż hurtowa
Bonito na Allegro